W czwartek (8.04.2021) premier Mateusz Morawiecki udał się do Skierniewic. To nie była zwykła wizyta gospodarska. To była wizyta z najwyższej półki. Jej celem był punkt szczepień na hali sportowej, gdzie premier wygłosił mowę. Po nim mowę wygłosił minister Michał Dworczyk nadzorujący Narodowy Program Szczepień. Z owych mów dowiedzieliśmy się, że rząd zdecydował się na przekazanie dodatkowych środków na stworzenie Punktów Szczepienia Powszechnego.
– Sale sportowe, ośrodki szkolne, remizy strażackie i wiele innych ośrodków, w każdym powiecie, jak najbliżej każdego obywatela musi być dostępność szczepień i zapewnimy to jako rząd – zapewnił premier.
Jechanie do Skierniewic po to, żeby na hali sportowej, w której czekają chętni na szczepienie, wygłosić mowę i odpowiedzieć na kilka pytań dziennikarzy, jest niczym innym, jak zwyczajnym graniem pod publiczkę. Premier na tle kolejki do szczepienia zapewnia, upewnia, obiecuje i apeluje. Premier z ludem, lud z premierem. Czy Morawiecki będzie teraz jeździł po Polsce i lansował się w kolejnych punktach szczepień? Okazuje się, że tak.
– Przez najbliższe tygodnie premier będzie jeździł po całej Polsce i pilnował tego, jak wygląda praca punktów szczepień, żeby wszystko przebiegło sprawnie
– mówi cytowany przez „Wprost” polityk z otoczenia Morawieckiego.
Zastanawiam się, czego będzie pilnował premier. Czy odstępy w kolejce zachowane? Czy krzesła równo stoją? Czy igły i strzykawki równo leżą? Czy dawki właściwie odmierzone? Czy ankiety przed szczepieniem wypełnione? Czy delikwenci odpowiednio zamaskowani? W jaki sposób premier wizytujący punkty szczepień usprawni ich pracę? Oczywiście w żaden. Jedyne, co z tych wizyt wyniknie to dezorganizacja pracy tych punktów. Przecież taka wizyta musi być odpowiednio zabezpieczona i przeprowadzona. Nie jest tak, że premier wpada gdzieś bez przygotowania, zagląda komuś przez ramię i wychodzi. Po co więc ta szczepionkowa pielgrzymka Morawieckiego? Oczywiście po to, żeby budować pozytywny przekaz propagandowy. Patrzcie, premier uwija się jak mróweczka, żeby przypilnować, czy wszystko gra, bo dobro Polaków tak leży mu na sercu, że tłucze się po całym kraju walcząc z pandemią. Kolejne konferencje prasowe w kolejnych punktach szczepień będą dowodem wielkiego sukcesu rządu w ratowaniu zdrowia i życia Polaków.
Jak w rzeczywistości wygląda ten sukces? Jego miarą jest poniższa grafika pokazująca średnią miesięcznych wzrostów śmiertelności w okresie marzec 2020 – styczeń 2021, wyrażoną w procentach względem danych z lat 2016-2019.
Czy wirus jest bardziej zabójczy w Polsce niż w innych krajach? Oczywiście, że nie jest. Przyczyna jest inna. Jaka? W kółko słyszymy, że ta hekatomba to wina osób, które lekceważą obostrzenia. Turyści na Krupówkach są winni, uczestnicy tajnych imprez w klubach są winni, uczestnicy mszy są winni i ci, którzy spotkali się z rodziną na święta, też są winni. Najlepiej byłoby tych wszystkich winnych wsadzić za kraty, co 27 marca postulował dziennikarz TVP Krzysztof Fausette.
– Ludzie, którzy nadal lekceważą pandemię, politycy, księża, „biznesmeni” – powinni siedzieć w aresztach. Albo chwycimy covid za mordę, albo on chwyci nas. Zero tolerancji dla covidiotów. Ostatni dzwonek – napisał Fausette na Twitterze.
Wszystkich tych, którzy wierzą, że „chwycimy covid za mordę” trwając w lockdownie, informuję, iż jest tylko jedna metoda, aby zatrzymać dziejącą się na naszych oczach hekatombę. TRZEBA PRZYWRÓCIĆ NORMALNE FUNKCJONOWANIE SŁUŻBY ZDROWIA I ZACZĄĆ LECZYĆ! Innej drogi nie ma. Jeżeli podstawowym sposobem „leczenia” jest teleporada i izolacja chorego od lekarza, to nie ma co się dziwić, że w kategorii zgonów jesteśmy rekordzistą.
Po każdym apelu o przywrócenie normalnego leczenia natychmiast pojawia się argument, że przecież nie można tego zrobić, bo jest wirus. Tak, jest wirus. Ale nie jest to pierwszy wirus, który atakuje ludzi. Jeszcze niedawno było tak: kaszel + gorączka = wizyta u lekarza i badanie chorego. Teraz jest tak: kaszel + gorączka = test PCR i izolacja bez kontaktu z lekarzem. Pierwsze badanie odbywa się dopiero wtedy, gdy pacjent trafia do szpitala, nierzadko już w stanie krytycznym z rozwiniętym zapaleniem płuc, które nie było w ogóle leczone, ponieważ nie zostało rozpoznane. A dlaczego nie zostało rozpoznane? Ponieważ chory z pozytywnym wynikiem testu PCR jest pozbawiono kontaktu z lekarzem.
Jak jest w innych krajach? Oto twitterowy wpis doktora Basiukiewicza dotyczący sytuacji w Niemczech:
– Mój kolega kardiolog Krzysztof Pujdak z DE zwraca uwagę, że tam NORMALNIE bada się chorych. Nie ma lockdownu służby zdrowia. Ja mam codziennie kilka telefonów z prośbą o wizytę w domu, bo chorych się nie bada i nie ogląda. Siedzą na izolacji i czytają budzące lęki tłity.
A teraz pytanie za 100 punktów: dlaczego doktor Włodzimierz Bodnar ma tak spektakularne wyniki w leczeniu pacjentów z kowidem? Ponieważ normalnie przyjmuje chorych. Ponieważ ich bada i dlatego może szybko wdrożyć konieczne leczenie. To leczenie nie ogranicza się do podania amantadyny. To jest leczenie z wykorzystaniem amantadyny jako środka do zwalczania wirusa, ale powikłania wymagają antybiotykoterapii, która powinna zostać wdrożona jak najszybciej. Co więcej, Bodnar wskazuje, że leczenie antybiotykami doustnymi to za mało.
– Jako pulmonolog, gdy mam wyraźne zmiany osłuchowe zapalenia płuc – nie odważę się leczyć doustnymi antybiotykami, nawet dwoma „bo może się uda”. Nawet przy jednoczesnym podawaniu amantadyny to nie gwarantuje sukcesu. Owszem, amantadyna zawsze hamuje wirusa, ale nie zawsze leczenie zapalenia płuc doustnymi antybiotykami będzie skuteczne. Przestrzegam, w tej chorobie nie ma na to czasu! Leczymy dwoma antybiotykami domięśniowo lub dożylnie ponieważ flora bakteryjna po 40 roku życia jest mieszana i podanie jednego antybiotyku w niskich dawkach jest mało skuteczne
– pisze Bodnar na swojej stronie. Jednocześnie apeluje o bezwzględną diagnostykę płuc w 3-4 dobie, przy braku spektakularnego efektu w leczeniu amantadyną.
Apele o normalną diagnostykę i leczenie to dziś w Polsce wołanie na puszczy. Zamiast kontaktu z lekarzem Polacy otrzymują szczepionkową pielgrzymkę premiera, który będzie wizytował punkty szczepień i sprawdzał, czy kotlecik ładnie pachnie. Tymczasem dług zdrowotny rośnie, liczba zgonów rośnie, a Morawiecki z Niedzielskim wciskają Polakom kit, że lockdown i DDM to skuteczna metoda walki z pandemią, a jeśli jest źle, to jest to wina Polaków, którzy są nieodpowiedzialni. Tymczasem za wschodnią granicą Polski, na Białorusi, gdzie nie ma lockdownu, sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Może zamiast do punktów szczepień premier Morawiecki powinien udać się z wizytą do Mińska i zapytać prezydenta Łukaszenkę:
Jak to robicie, że u Was kowid nie jest masowym mordercą? Jak to możliwe, że u Was średnia zgonów kowidowych z ostatnich 7 dni to 10, a u nas 428? Jak to się dzieje, że u Was nie ma lockdownu i macie najniższą śmiertelność od 29 lat, a u nas jest lockdown i mamy największą liczbę zgonów od II wojny światowej?
Oczywiście premier Morawiecki nie wybierze się z wizytą do Mińska i nie zada takiego pytania. Premier Morawiecki będzie wygłaszał kolejne mowy w kolejnych punktach szczepień, w których opowie nam, że szczepionka to światełko w tunelu i zaapeluje, żebyśmy wytrzymali jeszcze dwa tygodnie, i kolejne dwa tygodnie, a potem następne dwa tygodnie. A pozbawieni opieki medycznej Polacy będą umierać. Winni będą turyści na Krupówkach.
za: wprawo.pl
POWIĄZANE:
Niemieccy naukowcy potwierdzają: Amantadyna jest skuteczna w leczeniu COVID-19
40-letnia nauczycielka zmarła kilkanaście dni po szczepieniu
Wielkie gratulacje dla tego rabina! Od Biskupa Ryszarda Williamsona