Po dostrzeżeniu ważnego problemu ideologii gender, którą chciano przeforsować w naszym państwie, tak jak i na całym świecie, bez dyskusji społecznej i niejako poza plecami zainteresowanych grup społecznych, głównie rodziców i autorytetów moralnych, wreszcie pojawiają się naukowe analizy samego zjawiska, które pozwalają ocenić go krytycznie i wyznaczyć strategie przeciwdziałania mu, próbując wyeliminować daleko idące, niebezpieczne skutki z nimi związane. Do takich analiz należy recenzowana tu praca belgijskiej pisarki Marguerite A. Peeters.
Autorka jest dyrektorem (belgijsko-amerykańskiego) Instytutu Dynamiki Dialogu Międzykulturowego (Institut for Intercultural Dialogue Dynamics) oraz profesorem Papieskiego Fakultetu Teologicznego Uniwersytetu Urbanianum w Rzymie. Od 1994 roku śledzi polityczny, kulturowy i etyczny rozwój globalnego zarządzania. Jak nas zapewnia nota autorska, jest ona autorką kilkuset raportów dotyczących tej tematyki oraz wydanej kilka lat temu książki pt. Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej. Kluczowe pojęcia, mechanizmy działania (2010), która również doczekała się polskiego wydania tego samego wydawnictwa, co obecnie recenzowana książka, czyli Wydawnictwa Sióstr Loretanek. M. A. Peeters jest ponadto konsultantką Papieskiej Rady ds. Kultury. Już po tej wstępnej wzmiance, widać że mamy tu do czynienia z nietuzinkową znawczynią zagadnienia globalnego zarządzania i ustalania nowego i alternatywnego (w stosunku do dotychczasowego, tj. chrześcijańskiego) porządku społeczno – moralnego świata. Jej książka o gender wpisuje się właśnie w ten nurt zagadnień, próbując dać jej obiektywną, wyczerpującą ocenę, i co ciekawe, z punktu widzenia nauki katolickiej. I na tym polega jej nieoceniona wartość, bo takich analiz jest wciąż jeszcze mało.
II rozdział – Pojawienie się pojęcia i jego rozwój ideologiczny na Zachodzie.
Autorka dzieli pokrętną i złożoną historię gender na cztery okresy, z którego dwa pierwsze, powstały jeszcze przed upadkiem muru berlińskiego (1989), można uznać za założycielskie, dwa następne są już związane z globalizacją gender. Są to po kolei:
1) pojawienie się (w 1955 roku) i stworzenie pojęcia gender przez psychiatrów, psychologów w USA;
2) transfer gender do dziedziny nauk społecznych, gdzie począwszy od końca lat 60-tych rozwija się i racjonalizuje w akademickich środowiskach francusko-amerykańskich, by stać się projektem społeczno-kulturowym;
3) Konferencja w Sprawie Kobiet, w Pekinie (1995), przekształca pojęcie gender w światową normę polityczną w latach 90-tych;
4) gender jest skutecznie wdrażany na całym świecie, skutkując cichym pojawieniem się nowej, globalnej kultury.
Ad. 1) Pierwsze pojawienie się pojęcia gender (1955) zawdzięcza się amerykańskiemu psychologowi i seksuologowi John’owi Money’owi (1921-2006). Jako młody doktorant na stażu w Harvardzie spotkał się on z klinicznymi przypadkami hermafrodytyzmu (osób z biologicznymi cechami obu płci, zwanymi zwanymi dziś „hermafrodytami”), na podstawie których wysunął swoją teorię tzw. ról według płci. Rozróżnił między „płcią” w znaczeniu biologicznym i „gender”, w znaczeniu roli społecznej, tj. doświadczenia męskości i kobiecości przez poszczególne jednostki. Wychodząc z założenia, że dziecko do drugiego roku życia jest pozbawione tożsamości płciowej i że tożsamość ta może być zmieniona bez wstrząsu psychicznego, wyciągnął wniosek, że możemy ukierunkować społecznie (kulturowo) jego rolę . W związku z tym podał definicję tego, jak rozumie „rolę według płci”:
„Wszystko, co osoba mówi lub czyni, aby ujawnić się jako posiadacz statusu, odpowiednio, chłopca lub mężczyzny, dziewczynki lub kobiety. Pojęcie to zawiera w sobie seksualność, lecz nie ogranicza się do seksualności interpretowanej w sensie erotycznym” (str. 53).
Autorka poddaje szczegółowej analizie tę definicję i wykazuje, jak stała się ona zaczynem całego późniejszego ruchu genderowego. Zauważa, że Money sprowadził (zredukował) człowieka do dwumianu (dwóch elementów): ciało i jego rola społeczna, pomijając całkowicie jego osobowe i duchowe odniesienie do transcendencji. Najważniejszą jest dla niego jednostka obywatelska (nie osoba) w jej funkcji (roli) społecznej. Nie liczy się macierzyństwo i ojcostwo, bo one jawią się tu jako elementy socjalizujące (ukierunkowujące społecznie i kulturowo) dzieci. „Gender grozi więc zabiciem sensu macierzyństwa w kulturach, w których jest on jeszcze doceniany, i przekształceniem kobiety-osoby-matki w kobietę-jednostkę-obywatelkę” (str. 53-54).
Ponadto, tożsamość płciowa nie zawsze musi współgrać z funkcją społeczną, gdyż jednostka może ją wybrać jako odmienną od swej tożsamości biologicznej, biorąc niejako rozwód z samą sobą: jej osobista i bytowa jedność zostaje rozbita. Na tym tle, jedyną realną rzeczywistością jest „ciało” powyższego dwumianu. Jego rola społeczna (tj. gender) jest zmienna, subiektywna, płynna jako konstrukcja społeczna. „Dla Moneya gender (wszystko, co w jednostce nie jest biologiczne) zależy od języka (od mówić) i od aktu (od robić) jednostki, a nie od jej istoty czy realności tego, kim on czy ona jest” (str. 54).
Ciało (useksualnione) na tym tle jawi się jako determinacja, ograniczenie, coś, na co jesteśmy skazani, niczym wróg, gdy płeć biologiczna sprzeciwia się wyborowi płci społecznej przez jednostkę. Gender natomiast daje przestrzeń wolności wyboru płci wbrew biologii. Autorka dopatruje się w tej definicji już interpretacji homoseksualnej, jako że seksualność, o której mówi Money, „nie ogranicza się do seksualności interpretowanej w sensie erotycznym”. Będzie tak w przypadku, kiedy ktoś określi się wbrew biologii mężczyzną lub kobietą praktykując wtedy (z innym mężczyzną lub kobietą) swą homoseksualność.
Tak to już „w 1955 roku, Money położył fundamenty ideologiczne pod to, co Judith Butler (1956-) i inni teoretycy gender (…) wytłumaczą prawie trzydzieści lat później” (str. 55).
Szybko gender został zauważony w naukach społecznych i humanistycznych. W 1955 roku amerykański socjolog Talcott Parsons (1902-1979) opracował model rodziny nuklearnej, gdzie jest zintegrowana (dopasowana) wizja „ról płciowych”. Chodzi o koedukację (wspólną edukację: chłopcy z dziewczynami) w szkołach, gdzie przekazuje się te same treści, kariery zawodowe, równy podział obowiązków wychowawczych i domowych, podejmowanie decyzji na drodze konsensusu (porozumienia), w duchu równości płci.
Śladem Money’a poszedł inny amerykański psychiatra, Robert Stoller (1925-1992), który wprowadził pojęcie tożsamości płciowej (gender identity) w 1958 roku, w związku z prowadzonym Projektem badań nad tożsamością płciową na przypadkach hermafrodytów i transseksualistów (ludzi zmieniających płeć, ponieważ psychicznie nie czują się sobą w płci, którą noszą) w Medycznym Centrum Uniwersytetu Kalifornijskiego (Medical Center University of California), i rozpowszechnił je na Sztokholmskim Międzynarodowym Kongresie Psychoterapii, w 1963 roku. Wyniki swych badań ogłosił ostatecznie w książce, która zyskała mu rozgłos: Sex and Gender. The Development of Masculinity and Femininity (Płeć i gender. Rozwój męskości i żeńskości). Według niego miała ona oznaczać „psychologiczne odczucie (niezależne od płci) bycia mężczyzną lub kobietą”. Rolę według płci Money’a zaczął odnosić do tego, co nazywa się męskimi i żeńskimi „stereotypami” kulturowymi.
W ten sposób rozróżnienie między płcią biologiczną a płcią społeczną zostało wzmocnione, stopniowo oddzielając się od siebie: znaczenie płci przypisano biologii, wzmacniając coraz większą niezależność gender, tj. płci społecznej.
Ad 2) Gender ma pochodzenie francusko-amerykańskie. Francuska filozofia laicka (ateistyczne systemy myślowe) dała podstawy teoretyczne (jak to wyraziła się Peeters: filozofowie „zrobili z niego teorię, doktrynerski projekt filozoficzny”), a amerykański styl bycia nadał mu potężną moc globalnej transformacji społeczno-kulturowej.
Gender kwitnie podczas słynnego amerykańskiego buntu młodzieżowego lat 60.-70. Wtedy czerpie z francuskiego egzystencjalizmu ateistycznego , który domaga się uwolnienia jednostki od elementu en soi („w sobie”, zaprzeczając temu, co jest obiektywnie dane, a więc rzeczywistości tego, kim na prawdę się jest), aby mogła żyć pour soi („dla siebie”). Chodziło o wyzwolenie jednostki z istoty i powołania, danych jej z miłości i bez jej udziału, aby otworzyć jej prawo wyboru i „swobodnego” samostanowienia. Widzimy, jak wspaniale te elementy podpasowały gender, które pozbawiając elementu en soi, pozwalały żyć pour soi. To właśnie wtedy krzewiła swe przekonania przodowniczka ruchu feministycznego, Simone de Beauvoir (1908-1986), która twierdziła, że „nie rodzimy się kobietami, ale stajemy się nimi”; rodzina małżeństwo i macierzyństwo były według niej źródłem „ucisku” i zależności kobiet. Pigułka miała je od tego „wyzwolić”, by mogły „panować nad swym ciałem i swobodnie nim dysponować” (Druga płeć, 1949).
Gender zaczerpnął również z freudowskiego marksizmu, który wtedy królował na Zachodzie. Zgodnie z duchem Z. Freuda, chodziło o „wyzwolenie seksualne” kobiet i poprzez marksistowską ideę „walki klas” o przejęcie władzy w celu zrzucenia „męskiego ucisku” i nierówności płci („walka płci”). Idee te wówczas wyłożył reprezentant tego nurtu w swej książce Eros i cywilizacja (1955) Herbert Marcuse (1898-1979), uważany za ojca zachodniej rewolucji kulturowej. Położył on wielki nacisk na wyzwolicielską i immanentną (wychodzącą z własnego bytu) rolę wyobraźni i marzeń, które doprowadzą do powstania „społeczeństwa pozbawionego ucisku”, a z popędów płciowych uczynią wartości polityczne.
Brytyjska feministka, Ann Oakley (1944-), swoją książką „Płeć, gender i społeczeństwo” (1972) wprowadziła do leksykonu nauk humanistycznych nowe zastosowanie pojęcia gender i rozpowszechniła je w kulturze anglosaskiej. Książka ta stała się podstawowym podręcznikiem dla jej naśladowców w USA, którzy dali początek feminizmowi genderowemu (gender feminizm). Oakley postuluje skończyć z „męskim uciskiem” i naprawić nierówności między płciami. Dlatego atakuje tradycyjne „role społeczne” i promuje ideę nienaturalności płci (tzn. że płeć nie jest nam przypisana w naturze).
W tym samym czasie (lata siedemdziesiąte XX wieku) na uniwersytetach w USA wyrastały jak grzyby po deszczu liczne wydziały gender studies, inspirowane tymi, które powstały dziesięć lat wcześniej we Francji (tzw. French Theory). Połączenie w nich idei marksistowskiej, nietzscheańskiej (od F. Nietzsche’go), freudowskiej i poststrukturalistycznej złożyły się na powstanie dzisiejszej postmodernistycznej filozofii, która uczyniła z gender „teorię postmodernistyczną”, nauczaną na tych wydziałach. Podwaliny dla niej dały idee następujących francuskich myślicieli: Michel Foucault, Jackques Derrida, Gilles Deleuze, Jean Baudrillard, Jacques Lacan, Jean-Francois Lyotard, Julia Kristeva, Claude Levi-Strauss, Simone de Beauvoir, Monique Wittig.
Studia genderowe uczą socjologicznego podejścia do różnic w społeczno-ekonomicznym i politycznym traktowaniu mężczyzny i kobiety. Chodzi o promowanie równości płci, „sprawiedliwości społecznej”, warunków, w których kobiety mogłyby skorzystać z „wolnego wyboru” swej roli społecznej, ale nie takiej, by je zrównać we wszystkim z rolą mężczyzny, bo wtedy mają tylko jeden wybór. Feministkom równości chodzi o dostęp do możliwych wyborów, do edukacji, zdrowia, pracy, odpowiedzialności społecznej, zasobów, usług, informacji, statusu społecznego, władzy, itp. By to osiągnąć, trzeba przejść przez dekonstrukcję (zburzenie) „stereotypów” męskości i kobiecości, akceptację kulturową antykoncepcji i prawa do aborcji, walkę z dyskryminacją płciową, globalną dystrybucję władzy społecznej między płciami, która jako jedyna może wyeliminować zinstytucjonalizowaną w prawach i zwyczajach społecznych nierówność między płciami (gender disparities) i zasypać dzielącą je przepaść (gender gap). Kobiety mają do tego prawo, z racji tego, iż trzy razy więcej pracują od mężczyzn: reprodukują (chodzi o prokreację), produkują (pracują) i reprodukują społecznie (czyli utrzymują gospodarstwo domowe, wychowują i socjalizują potomstwo, gotują itp.), a i tak mają przez to niższy status społeczny od mężczyzn. Jest więc konieczna obowiązkowa globalna regulacja kulturowa.
W praktyce chodzi o indywidualistyczną autonomizację (usamodzielnienie społeczne) kobiet, pociągającą za sobą pewne przesunięcia wobec mężczyzn, ich obowiązków małżeńskich i rodzinnych, tradycyjnych norm społecznych, wychowania religijnego. Kobiety mają zyskać wolność, równość i prawo samookreślania swej roli. W ich opinii, macierzyństwo i komplementarność mężczyzn i kobiet są przeszkodami w samorealizacji kobiet. Biologiczny determinizm (w znaczeniu ustalonych chrześcijańskich ról wynikających z biologii) je tylko podporządkowuje mężczyznom z powodu płciowości ich ciała, które naturalnie kieruje je do macierzyństwa. Dlatego staje się on jednym z celów ich ataku.
Jako pierwsza, homoseksualnej wykładni teorii genderowej nauczanej na uniwersytetach dokonała Monique Wittig (1935-2003), liderka francuskich lesbijek, od 1976 roku mieszkająca w USA. Jej próby padły na podatny grunt w USA po rebelii w Stonewall w 1969 roku , a potem po pierwszej paradzie gejowskiej w 1970 roku. Ruch gejowski, pod jej egidą, powołując się na genderowy argument równości, zaczął atakować tzw. „heteronormatywność”, czyli społeczną normę „heteroseksualizmu”, przekazywaną przez edukację i kulturę, która wykluczała i piętnowała praktyki homoseksualne. Była więc winną dyskryminacji jednostek o innej „orientacji seksualnej”.
Dopiero w latach 80. dokonał się „konsensus” genderowy, rozdzielający płeć biologiczną od płci kulturowej, który dał teoretyczne podstawy pod ekspansję genderowego rozwoju kulturowego na cały świat. „Według niego, gender odpowiada męskim i żeńskim cechom, które byłyby tworzone przez środowisko społeczne, nauczane w procesie edukacji oraz podczas socjalizacji („reprodukcji społecznej”) i które zmieniałyby się w zależności od czasów i kultur”. Płeć natomiast biologiczna byłaby niezmienna, ponieważ wynika z biologii (poza oczywiście wyjątkami operacji chirurgicznych transseksualistów).
Według teoretyków gender, ciało zamyka jednostkę w tożsamości, której inicjatorem nie jest ona sama. Jest więc ono pierwszą przyczyną jej stanu niewolnictwa, dlatego jednostka chce się uwolnić od ciała. W swej słynnej książce „Uwikłani w płeć. Feminizm i polityka tożsamości”, opublikowanej w 1990 roku w USA, Judith Butler napisze, że płeć społeczna nie ma żadnego związku z płcią biologiczną, że nie istnieje żaden związek pomiędzy biologią i „rolą społeczną”. Bowiem płeć kulturowa jest „konstruktem”, radykalnie niezależnym od płci biologicznej”. W ten sposób, „mężczyzna oraz męski może równie łatwo odsyłać do ciała żeńskiego, jak i ciała męskiego, a kobieta i kobiecy może oznaczać i ciało męskie, i żeńskie”.
Transseksualistka australijska, socjolog, profesor na Uniwersytecie w Sydney oraz doradca ONZ i UNESCO w dziedzinie równouprawnienia płci, Raewyn Connell (1944-), w swej książce z 1987 roku („Gender i władza. Społeczeństwo, osoba i polityka seksualna”) zajmuje się tzw. porządkiem płci (gender order). Wzywa w niej do „istotnej reformy” tego „porządku”, do przejścia (gender transition) z porządku patriarchalnego do równości w nowym genderowym znaczeniu. Według niej, płeć i seksualność winny być głównymi nurtami teorii społecznej i politycznej, w celu gruntownego przekształcenia tych tradycyjnych dziedzin.
W międzyczasie, w latach 90. powstał w USA skrajny odłam feminizmu zwany teorią queer, rozumianym jako bezpośrednie przedłużenie teorii gender tylko w jego interpretacji homo- i trans-seksualnej. Pojęcie to wprowadziła do powszechnego obiegu Teresa de Lauretis (1938-) w 1990 roku, na konferencji o seksualności lezbijskiej i gejowskiej, który miał miejsce na Uniwersytecie Kalifornijskim. Później przejęły je do swojego słownictwa pozostałe feministki: Eva Kosofsky Sedgwick (1950-2009), Judith Butler, Adrienne Rich (1929-2012) i Diana Fuss (1960-), włącznie z Monique Wittig.
Według tej teorii, tożsamość płciowa (gender identity lub orientacja seksualna) i akty seksualne jako takie są konstrukcjami społecznymi. Jej zwolennikom już nie chodzi o równość i tolerancję, ale o powszechną destabilizację tożsamościową i instytucjonalną, radykalny przewrót. Chodzi o dekonstrukcję (zburzenie) porządku społecznego, „burzenie konwencjonalnych zasad”, obejmując jak największą liczbę osób. Teoria queer racjonalizuje (uzasadnia racjonalnie) świadomy i dobrowolny wybór różnorodności wirtualnie nieskończonej liczby tożsamości, z jakich dekonstrukcja (zburzenie) hetereroseksualizmu pozwalałaby korzystać, podając tego następujące przykłady: homoseksualność, lesbijstwo, biseksualność, transseksualność, androgeniczność, hermafrodytyzm, transwestycyzm, transformism, drag king, drag queen, XX boy, boy, new half, shemal, etc. Jest to wywrotowy projekt przebudowy płciowej i społecznej. Tożsamość, nie będąc czymś stałym, nie może być rozpatrywana w kategoriach orientacji seksualnej, która zamykałaby jednostki w jednej, restrykcyjnej orientacji. Należy ją zatem zwalczyć i przeprowadzić jej dekonstrukcję (zniszczenie).
Queer w ang. znaczeniu dziwny, w teorii jego propagatorów (David Halperin, 1952-) oznacza to, „co jest w sprzeczności ze wszystkim, co normalne, legalne, dominujące; chodzi o tożsamość bez istoty” (Święty Foucault. Ku hagiografii gejowskiej). A ta, zdaniem M. Peeters, w rzeczywistości jest wirtualna, ponieważ, nie tylko, że jest wiecznie w możności, ale również w niemożliwości urzeczywistnienia się kiedykolwiek. Tożsamość queer unikając jasnego określenia oznacza przede wszystkim zamiar ucieczki przed osobistym zaangażowaniem, które, jeśli już, winno być samooznaczone, tzn. potwierdzone przez publiczną deklarację samego zainteresowanego. Ten ostatni akt samooznaczenia jest wyrazem pragnienia absolutnej suwerenności jednostki nad własną tożsamością, własnym życiem i własnym bytem, ale także w jakimś sensie nad społeczeństwem, którym manipuluje, odmawiając określenia się takim, jakim jest w rzeczywistości. Ta suwerenność przejawia się w pragnieniu posiadania swoich „wyborów”, gdzie społeczeństwo nie będzie mu mówić kim on jest, gdyż on sam o tym decyduje.
Wspomniana tu nieraz Judith Butler wniosła wielki wkład w rozwój teorii queer. W jej książce, „Uwikłani w płeć”, postuluje całkowicie przemyśleć organizację społeczną według modeli homoseksualnych i transseksualnych. Trzeba „zaburzyć (dotychczasowe) rodzaje (kulturowe)”, ośmieszyć ideę istnienia wrodzonej płci i sprowokować stałe zamieszanie kulturowe wokół kategorii płci przez debaty i działania destabilizujące podstawy „tożsamościowego dwumianu” mężczyzna – kobieta. Stereotypy, które należy poddać dekonstrukcji (zburzeniu), to nie tylko idee, ale przede wszystkim wzorce relacji społecznych, które skostniały z upływem czasu.
Dla Butler, nie tylko gender (płeć społeczna) jest płynna, ale i płeć biologiczna. Obydwie są czasownikami, ponieważ bycie kobietą lub mężczyzną nie jest „czymś, czym się jest, ale czymś, co się robi”, za pomocą języka performatywnego (twórczego), który przywołuje projekt socjologiczny, zmajstrowany przez inżynierów społecznych. W tym świetle, stawanie się kobietą może prowadzić w dowolnym kierunku, niekoniecznie do stania się kobietą. Płeć jest polem poszukiwań, nieustannie otwartym, prawdopodobnie bez ograniczeń. Można ją montować, a potem demontować bez końca, spędzać swoje życie na konstruowaniu, dekonstrukcji, rekonstrukcji, na wiecznym błąkaniu się poza sobą, to co ona sama nazwała „podróżowaniem” wewnątrz swej własnej tożsamości (77). Mimo że sama nie zechciała zaaplikować tego do siebie, proponuje zastosować praktykę transseksualną jako sposób destabilizacji dwumianu zewnętrzność – wewnętrzność. Płeć wewnętrzna byłaby tą, jaką jednostka przypisuje sobie samej, a płeć zewnętrzna płcią biologiczną, widoczną dla wszystkich. Transseskualność jest dla niej „zabawowym” sposobem pokazania, że płeć jest zakodowana, powtarzana i realizowana. Ostatecznie „płeć jest zawsze porażką, wszyscy przegrywają”, nieustannie błąkając się, grając swoją idiotyczną grę, w okrutnym złudzeniu życia, porównywalnym do mitu Syzyfa, gdzie trzeba się wciąż zmuszać, by nieustannie i odważnie kontynuować swe poszukiwania płci, pozostając i tak z góry skazanym na niemożliwość znalezienia kiedykolwiek, tego, czego się szuka.
M. Peeters uważa, że jak wszystkie ideologie, również gender skończy na samozniszczeniu.
Po pierwsze, ideologiczny proces zdekonstruował (zniszczył) swoje własne fundamenty intelektualne, a mianowicie podstawowe rozróżnienie pomiędzy płcią biologiczną a gender, dochodząc do uznania także płci biologicznej za konstrukcję społeczną. Odtąd rozróżnienie płeć biologiczna / gender straciło rację bytu. Obydwa słowa zresztą są coraz częściej stosowane dziś zamiennie, szczególnie w kontekście homoseksualnym.
Po drugie, queer, który dąży do wyeliminowania kultury płci rozumianej jako męska i żeńska oraz ról płciowych, uznawanych za negatywne zarówno dla jednostek, jak i dla społeczeństw, prowadzi w rezultacie do niepowodzenia procesu rewolucyjnego w rzeczywistości postpłciowej i postludzkościowej. Ta eliminacja odbywa się dzięki zaawansowanej biotechnologii, której wizję przyszłej bezpłciowej ludzkiej hybrydy-cyborga przedstawiła w swym bestsellerze, pt. Manifest cyborgów: nauka, technologia i feminizm socjalistyczny lat osiemdziesiątych, Donna Haraway (1944-). Dzięki środkom technologicznym, autorka zapowiada „prawdziwe” wyzwolenie kobiet przez ich transformację w organizm postbiologiczny i postpłciowy, postludzki produkt, pozwalający dowolnie zmienić płeć, przedłużyć życie, zwiększyć wydajność mięśni, wyzwolić się z funkcji „reprodukcyjnych” przez sztuczną macicę, itd. Tak wszelkie granice tożsamościowe zostaną zniesione i nastanie społeczeństwo a(nie)seksualne. Nic dziwnego, że Lee Edelman (1953-), jeden z głównych teoretyków queer nadał swej książce (2004) znamienny tytuł: „No Future” („Bez przyszłości”). Droga gender jest, bowiem ślepą uliczką dla ludzkości, prowadzącą do śmierci.
Po trzecie, „koniec gender” tłumaczy się dostrzeganym powszechnie pragnieniem powrotu do zdrowego rozsądku. Już w USA gender studies są kwestionowane ze względu na powrót do biologii wskazującej na różnice między płciami na poziomie mózgu.
CDN
Za: jakatolik.com
Książka do nabycia w Wydawnictwie Sióstr Loretanek
MOŻE CIĘ TEŻ ZAINTERESOWAĆ: