Rozważania o kapitalizmie w 100.lecie odzyskania niepodległości: Czym jest kapitalizm ? Cz. 1

1
1472
[bsa_pro_ad_space id=5]

Pomnażanie pieniędzy w drodze lichwy „wydaje się być czymś cudownym, jednakże tak naprawdę jest czymś diabolicznym”. – Raymond de Roover o św. Antoninie z Florencji

[bsa_pro_ad_space id=8]

Z punktu widzenia gospodarki narodowej, płace… nie mogą być postrzegane jako koszty. – Heinrich Pesch, Lehrbuch der Nationaloekonomie [Podręcznik gospodarki narodowej – tłum. red.]

 

OD REDAKCJI: Na progu 100. lecia odzyskania niepodległości, dajemy Polakom do rozważania fragmenty książki prof. Michaela Jonesa pt. „Jałowy pieniądz. Historia kapitalizmu jako konfliktu między pracą a lichwą”, Wydawnictwo Wektory. Książka jest lekturą obowiązkową dla osób życia publicznego, którym na sercu leży dobro Ojczyzny naszej.

 

ZE WSTĘPU:

Kapitalizm jest lichwą wspieraną przez państwo. Z chwilą, gdy państwo uznało legalność umów lichwiarskich, owa wspierana przez państwo lichwa daje każdemu (w tym samemu państwu) gwarancję, że w końcu zostanie przygwożdżony do ziemi niedającym się spłacić długiem. Straciwszy płynność finansową, państwo pozwala lichwiarzom (i wybranym w wyborach przedstawicielom, których owi lichwiarze powstawiali na odpowiednie urzędy) na rabunek świata pracy, po to, by spłacić lichwiarski dług.

Oznacza to redukcję zatrudnienia, obniżki płac, cięcia w zatrudnieniu, rabunek funduszy emerytalnych oraz inne rzeczy wywołujące gniew i frustrację, które stały za protestami z Zuccotti Park [chodzi o protest w USA po kryzysie 2007-2008 – przyp. red.]. Oznacza to również, że aby pozbyć się ciężaru długu, kapitalizm będzie zwiększał podaż pieniądza, co spowoduje nieustającą inflację, która ostro da się we znaki nam wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy mają dochody o stałej wysokości.

Ów rabunek jest rzeczą nieuniknioną, ponieważ nie ma takiej siły na ziemi, która mogłaby sobie poradzić z ciężarem arytmetycznie narastających odsetek będących istotą lichwy. Jeśli ktokolwiek potrzebuje dowodów na poparcie tego, co piszę, wystarczy przestudiować dzieje relacji pomiędzy Fuggerami, niemieckimi, katolickimi bankierami, którzy zostali następcami Medyceuszy jako najbogatsza rodzina w Europie, a Habsburgami, rodem, który władał Świętym Cesarstwem Rzymskim. Fuggerowie po raz pierwszy pożyczyli pieniądze Habsburgom w roku 1494, czyli mniej więcej w czasie, gdy Savonarola protestował przeciwko sodomii i lichwie we Florencji. W roku 1557 król Hiszpanii Filip II Habsburg ogłosił bankructwo. W tamtych czasach Habsburgowie byli właścicielami każdej kopalni złota i srebra w Nowym Świecie. Począwszy od roku 1530 do skarbca Habsburgów zaczęła płynąć struga cennego metalu, a wraz z nią rzeka bogactw, jakich świat dotąd nie widział i, w kategoriach samej ilości drogocennego kruszcu, nigdy już nie zobaczy. A jednak wszystkie te masy złota i srebra, płynące z Nowego Świata nie wystarczyły, by pokryć sumy, jakie przez sześćdziesiąt lat powstały w formie skumulowanych odsetek od sum, jakie Habsburgowie pożyczyli od Fuggerów, szczycących się tym, że brali jedynie sześć procent rocznie.

Słynna książka Maxa Webera Etyka protestancka i duch kapitalizmu była stroną tego dialogu, jednak wyrwaną z kontekstu i zmuszoną do służenia celom, jakich nie była w stanie osiągnąć. Dzieło Webera było odpowiedzią na książkę Wernera Sombarta o kapitalizmie, a sam dialog toczył się nadal po tym, jak Sombart w odpowiedzi opublikował pracę zatytułowaną Jews and Capitalism (Żydzi i kapitalizm). Analiza dotycząca roli Żydów w rozwoju kapitalizmu przywiodła go do wysunięcia propozycji własnej, roboczej definicji kapitalizmu, wedle której jest on filozoficznym i politycznym uświęceniem lichwy. Ponieważ według Sombarta udzielanie pożyczek jest „jednym z najważniejszych filarów kapitalizmu”, sam kapitalizm w dużej mierze zawdzięcza swój charakter procederowi pożyczania pieniędzy”1.

Ojciec Heinrich Pesch SJ nie był marksistą, ale był Niemcem uczestniczącym w tej debacie, mającej na celu oddzielenie rzetelnej wiedzy, jaką Adam Smith zawarł w swym Bogactwie narodów, od dorobionej doń przez Anglików ideologii, która skaziła myśl Smitha, znanej pod nazwą kapitalizmu. Początków kapitalizmu Pesch dopatruje się w alchemii i lichwie, a zainteresowanie tymi dziedzinami uważa za „charakterystyczną cechę ostatnich stuleci średniowiecza i pierwszego stulecia ery nowożytnej”.

Począwszy od ery Medyceuszy, czyli od piętnastowiecznej Florencji „pożądanie złota i pieniędzy” po raz pierwszy wyścieliło sobie legowisko w życiu gospodarczym i objawiło się w postaci masowych zjawisk charakteryzujących ostatnie stulecia średniowiecza i pierwsze stulecia ery nowożytnej: pogoni za skarbami, alchemii, wielkich spisków i lichwy towarzyszącej udzielaniu pożyczek. Ów duch wniknął następnie w życie gospodarcze, gdzie znalazł dla siebie podatną glebę. Od tej chwili to nie zaspokajanie ludzkich potrzeb, a gromadzenie pieniędzy stało się głównym celem działalności gospodarczej. I właśnie owemu celowi służyć ma cała ideologia kapitalizmu. Możemy więc uważać, że pogoń za zyskiem… jest obiektywnym celem gospodarki kapitalistycznej, z którym subiektywna motywacja pojedynczego podmiotu gospodarczego niekoniecznie musi iść w parze2.

Kapitalizm ma swe początki w średniowieczu, w operacjach bankowych i kupieckich, z jakimi mieliśmy do czynienia we Florencji. Według Wilhelma Lexisa, kapitalizm to po prostu:

działalność na wielką skalę, której podstawę stanowi posiadanie pieniędzy i działanie w oparciu o potęgę, jaką daje taka własność. Początków kapitalizmu, sięgających czasów Średniowiecza, należy doszukiwać się w operacjach bankowych i kupieckich. Jeśli chodzi o charakter pracy, to pojawił się on najpierw w operacjach związanych z praca nakładczą. Rzemieślnicy byli nakłaniani bądź zmuszani okolicznościami do pracy w charakterze pracowników najemnych dla wielkich przedsiębiorców, a kapitał handlowy przejął dystrybucję ich towarów, wkraczając na otwarte rynki, do których oni sami nie mieliby dostępu. W systemie fabrycznym kapitał sam znalazł się na czele przedsięwzięcia produkcyjnego, przez co uzyskał możliwość większego wykorzystywania swej siły ekonomicznej, w przeciwieństwie do pozbawionego własności robotnika… Wcześniej również mieliśmy do czynienia z majstrami i robotnikami, jednakże byli oni uważani za przedstawicieli tego samego gatunku. Tymczasem kapitał, który objawił się jako siła rządząca procesem produkcji, funkcjonował jak gdyby w innym świecie niż ten, w którym żyli robotnicy, kierując swym losem niczym jakaś transcendentna siła, choć – formalnie – nadal pomiędzy pracodawcą a pracownikiem istniało coś takiego, jak dobrowolna umowa3.

Być może żadne inne słowo występujące we współczesnych leksykonach nie kieruje dyskursu w semantyczną ślepą uliczkę szybciej niż słowo „kapitalizm”. Może ono oznaczać wszystko, począwszy od rozwoju nowych sposobów produkcji, a skończywszy na synonimie ekonomicznej niesprawiedliwości. (…)

Według Philippovicha, „kapitalizm to suma zjawisk dotyczących porządku ekonomicznego, gdzie produkcja jest organizowana według określonych wzorców kapitalistycznych”4. To, co wygląda na tautologię, staje się bardziej zrozumiałe w kontekście naszych rozważań, gdy Philippovich kontynuuje:

Jeśli w świetle światopoglądu średniowiecznego osobista praca była głównym środkiem pozwalającym osiągać zysk, to dziś jest nim akumulacja dóbr materialnych, posiadanie pieniędzy, czyli „kapitału”. Z tej też przyczyny ostre przeciwieństwo pomiędzy „kapitalistą” a „robotnikiem” jest zasadniczym zjawiskiem charakteryzujących kapitalizm monetarny5.

W centrum tego problemu semantycznego napotykamy konflikt pomiędzy pracą a lichwą. Jeśli chodzi o źródło bogactwa, kapitalizm przyznaje lichwie prymat przed pracą ludzką, tym samym uznając ją za podstawową zasadę gospodarki. Kapitalizm nie mógł istnieć w czasach, gdy Kościół zakazywał stosowania lichwy. Od chwili, gdy polityczna siła wymuszająca stosowanie tego zakazu została osłabiona przez reformację, „kapitał trafił do rąk jeszcze węższego kręgu ludzi i stał się siłą, która zyskała kontrolę nad gospodarką całych narodów”6. Kapitalizm stał się:

wypaczeniem gospodarki narodowej nastawionej na zaspokajanie osobistych potrzeb. Z kilku powodów jest on tworem niewydarzonym. Po pierwsze, z powodu powszechnego stawiania na piedestale materialistycznej pogoni za zyskiem, mającej swe źródło w mentalności, w której naczelne miejsce zajmuje pieniądz; po drugie, ponieważ zwłaszcza tam, gdzie mamy do czynienia z kapitalizmem w pełnym rozkwicie, zasada zysku zmieniła się w otwarcie wyrażaną chciwość, wyrastającą z indywidualistycznego pojmowania wolności, gdzie wszelkie, zarówno wewnętrzne, jak zewnętrzne ograniczenia po prostu nie istnieją7.

(…)

Kapitaliści – kontynuuje Ruhland – to „lichwiarze w najszerszym znaczeniu tego słowa”. Zaraz potem, aby przedstawić całe zagadnienie w jeszcze bardziej precyzyjny sposób, Ruhland definiuje lichwę jako „każdorazowe, wynikające z umowy zawłaszczenie oczywistej nadwyżki ekonomicznej”12. Według niego „kapitalizm oznacza dominację kapitalistów nad gospodarką narodową, co można zrozumieć jedynie w sensie historycznym… Kapitalizm polega na zdominowaniu gospodarki narodowej przez pazerność i interesy tych, którzy dysponują własnym kapitałem”13.

Z tej definicji wypływa wiele wniosków:

jeśli naturą kapitalizmu jest legalne zawłaszczanie oczywistej nadwyżki dóbr, to jedyną prawdziwą receptą na poradzenie sobie z problemami gospodarczymi może być oczyszczenie systemu z tych legalnych zawłaszczeń nadwyżki dóbr… Możemy więc zredukować cały nasz program polityczny do następujących punktów: usunąć wolność uprawiania lichwy, ukrywającej się za parawanem sloganu „Kupuj tak tanio, jak tylko możliwe i sprzedawaj tak drogo, jak tylko się da”, a usunąć ją poprzez przywrócenie wyceny wartości na podstawie kosztów społecznych, tak, by można ją było określić jako wartość opartą na ekwiwalencji14.

W świetle krachu roku 2008, potrzebujemy nowej definicji kapitalizmu. Będąc wyczulonym na nową sytuację, jaka wytworzyła się wskutek upadku komunizmu w początkach lat dziewięćdziesiątych XX wieku, papież Jan Paweł II próbował zdefiniować kapitalizm w encyklice Centesimus Annus, powstałej w setną rocznicę ogłoszenia encykliki Rerum Novarum, która zapoczątkowała nowoczesną myśl katolicką w kwestiach ekonomicznych. Biorąc pod uwagę semantyczny problem związany z pojęciem „kapitalizm”, papież usiłował odpowiedzieć na pytanie, czy kapitalizm „jest tym modelem, jaki powinien być zalecany krajom Trzeciego Świata, poszukującym ścieżki prawdziwego postępu społecznego i gospodarczego?”, poprzez definiowanie jego cech:

Jeśli mianem „kapitalizmu” określa się system ekonomiczny, który uznaje zasadniczą i pozytywną rolę przedsiębiorstwa, rynku, własności prywatnej i wynikającej z niej odpowiedzialności za środki produkcji, oraz wolnej ludzkiej inicjatywy w dziedzinie gospodarczej, na postawione wyżej pytanie należy z pewnością odpowiedzieć twierdząco, choć może trafniejsze byłoby tu wyrażenie „ekonomia przedsiębiorczości”, „ekonomia rynku” czy po prostu „wolna ekonomia”. Ale jeśli przez „kapitalizm” rozumie się system, w którym wolność gospodarcza nie jest ujęta w ramy systemu prawnego, wprzęgającego ją w służbę integralnej wolności ludzkiej i traktującego jako szczególny wymiar tejże wolności, która ma przede wszystkim charakter etyczny i religijny, to wówczas odpowiedź jest zdecydowanie przecząca15.

Pesch rozwiązuje problem semantyczny, który papież Jan Paweł II podnosi w encyklice Centesimus Annus, twierdząc, że „produkcja kapitalistyczna będzie się rozwijać w przyszłości dla dobra narodu… jednakże musimy ochronić nasz naród przed kapitalizmem”16. Innymi słowy, ludzie dobrej woli powinni zachować „system ekonomiczny, który uznaje zasadniczą i pozytywną rolę przedsiębiorstwa,

rynku, własności prywatnej i wynikającej z niej odpowiedzialności za środki produkcji, oraz wolnej ludzkiej inicjatywy w dziedzinie gospodarczej”17, jednakże będą musieli przeciwstawić się „kapitalizmowi”, to znaczy wspieranej przez państwo lichwie, ponieważ kapitalizm jako lichwa jest niczym innym, jak „kontraktowym zawłaszczeniem oczywistej wartości dodatkowej”. A zatem ludzie dobrej woli winni przeciwstawić się kapitalizmowi zarówno w sferze teoretycznej, jak i w królestwie praktyki, ponieważ kapitalizm jest przykładem odwrócenia prawdziwego porządku ekonomicznego. Jak ujmuje to Pesch, „nie możemy pozwolić na to, by życiem gospodarczym rządziły, mające swe korzenie w zachłanności, interesy posiadaczy kapitału. Głównym celem istnienia wspólnoty narodowej zorganizowanej w państwo jest zapewnienie dobrobytu całemu narodowi”18. A zatem „spełnienie celu gospodarczego pozostaje najwyższym i ostatecznym celem gospodarki narodowej. Prywatna gospodarka musi iść ramię w ramię z gospodarką narodową, a nie podporządkowywać ją sobie”19.

Gdy ojciec Pesch pisze, że kapitalizm jest lichwą wspieraną przez państwo, która wiąże się z „kontraktowym zawłaszczeniem oczywistej wartości dodatkowej”, to nadaje myśli Marksa nowy kontekst, zestawiając laborystyczną teorię wartości z wymogami podaży i popytu. Pozbawia tym samym swych oponentów ich głównej zasłony dymnej w postaci twierdzenia, że każdy, kto sprzeciwia się kapitalistycznemu zawłaszczaniu wartości dodatkowej jest marksistą. Jeśli nawet praca – jak utrzymywali John Locke i Adam Smith – jest ostatecznym źródłem wszelkiej wartości, to cena konkretnego towaru nie jest prostą funkcją pracy włożonej w jego wytworzenie. Jest także funkcją podaży i popytu:

Czemu, na przykład, wino pochodzące z rejonów o korzystniejszym klimacie, nawet jeśli jego produkcja wymaga mniejszego nakładu pracy, ma wyższą cenę niż to, wytworzone na mniej sprzyjającym terenie? Oczywiście dlatego, że jest lepsze. Jak zatem wytłumaczyć wzrost wartości wina wraz z upływem czasu? Niewielkie nakłady pracy, wymagane w czasie jego przechowywania nie tłumaczą niezwykłego w niektórych przypadkach wzrostu jego wartości20.

Tak więc Marks się mylił. Wartość handlowa nie może po prostu zostać zredukowana do pracy, bez brania pod uwagę kwestii podaży i popytu. Jednakże – jak twierdził Locke – nie ma czegoś takiego jak wartość pozbawiona wkładu ludzkiej pracy. Prymat pracy jest najważniejszą wskazówką, że w centrum gospodarki znajduje się człowiek i że gospodarka istnieje po to, by służyć jemu i jego potrzebom. Wymiana gospodarcza nie może być usprawiedliwieniem zawłaszczania pracy bez stosownego wynagrodzenia, co przecież pociąga za sobą poważne konsekwencje gospodarcze. Ustalanie wynagrodzeń na poziomie niewystarczającym na życie jest niesprawiedliwym zawłaszczaniem wartości. To niesprawiedliwe zawłaszczanie wartości umożliwia koncentrację bogactwa uruchamiającą proces, polegający na tym, że handel prowadzi do bankowości, bankowość do lichwy, a lichwa do upadku gospodarki. Jeśli lichwa jest „kontraktowym zawłaszczeniem oczywistej wartości dodatkowej”, a kapitalizm lichwą wspieraną przez państwo, wówczas kapitalizm opiera się na kontraktowym zawłaszczeniu oczywistej wartości dodatkowej. Nie sposób uniknąć tej konkluzji. Według Pescha „praca i czas nie są i nie mogą być miarą wartości produktów”, jednakże to, iż marksistowskie materialistyczne kalkulacje są błędne, nie powinno czynić nas ślepymi na fakt, że „robotnicy nie zawsze są wynagradzani stosownie do tego, ile wnieśli do procesu produkcyjnego i że istnieją częste przypadki niedającego się usprawiedliwić wyzysku i zaniżania płac”21.

W wieku XIX kapitaliści nie dokonywali zawłaszczenia całej wartości dodatkowej, jednakże zagarniali jej większą część. W istocie jedyną rzeczą, jaka nie pozwalała im na zawłaszczanie jej w całości, było prawodawstwo społeczno–polityczne i związki pracownicze, to znaczy interwencja moralności w kapitalistyczny system gospodarczy, którego rzecznicy twierdzili, że interes własny ludzi i wolny rynek rozwiążą wszystkie problemy. Udział robotników w wartości dodanej wzrastał pomimo wysiłków kapitalistów, zmierzających do zawłaszczenia jej w całości, przekładając się na wzrost poziomu życia robotnika, co jednakowo wprawiało w zakłopotanie kapitalistów i komunistów wieku XIX.

Pesch twierdzi, że marksistowska teoria zubożenia głosząca, że musi być gorzej, żeby później było lepiej, była na rękę kapitalistom, którzy chcieli utrzymywać płace na jak najniższym poziomie.

W szerokim kontekście początków wieku XX widać było wyraźnie, że nastąpiła długo oczekiwana poprawa warunków bytowych klas pracujących, poprzez wprowadzenie odpowiednich ustaw polityczno-społecznych…, związki pracownicze i innego rodzaju środki. Były to tego rodzaju ulepszenia, których nie mogli zanegować socjaliści, choć z drugiej strony zaprzeczały one marksistowskiej teorii zubożenia opartej na teorii wyzysku. I oto okazało się, że koncepcja Marksa się nie sprawdza, ponieważ zubożenie wywołane nieuchronnymi, immanentnymi prawami postępu nierozerwalnie związanymi z erą kapitalizmu wcale nie musiało postępować. Wynagrodzenia rosły, warunki pracy w fabrykach polepszały się, sprawnie działała opieka zdrowotna, wzrastało bezpieczeństwo pracy i poziom moralności22.

Od czasów reformacji aż do krachu z roku 2008 żadna teoria ekonomiczna nie zajmowała pośredniego miejsca pomiędzy kapitalistami głoszącymi, że zdrowa gospodarka oparta jest na instynktach ludzkich i mechanicznych „siłach” wolnego rynku, a komunistami, którzy twierdzili, że sprzeczności tkwiące w tym systemie doprowadzą do nędzy i w końcu do jego odrzucenia. Atakując ostatnie ze stanowisk, Pesch pisze, że:

błędem jest twierdzić, iż anarchia w stosunkach produkcyjnych, nadprodukcja i kryzys, które jakoby miały powtarzać się cyklicznie, związane są w sposób nieodłączny z prywatną własnością środków produkcji oraz produkcją dóbr jako taką, ponieważ obydwie te rzeczy istniały w wiekach średnich, podczas gdy anarchia wówczas nie występowała23.

Zamiast przybierać rozmaite maski, jak czyni to pseudo-fizyka, ekonomia musi powrócić do korzeni, to znaczy do moralności i praktycznego rozumu. Ekonomia powinna być ponownie umieszczona w obrębie tradycji filozoficznej, która głosi, iż człowiek, jako stworzenie rozumne, może ingerować w gospodarkę i kształtować ją tak, by służyła dobru, zarówno w wymiarze ostatecznym, jak i doczesnym. Rozumne poszukiwanie dobra znane jest jako prawo moralne. Jeśli gospodarka ma znaleźć sposób na wydostanie się z impasu spowodowanego zadłużeniem, w którym znajduje się dziś, w początkach XXI wieku, musi podporządkować się prawu moralnemu, od którego oderwała się w wieku XVIII. Gospodarka musi być działaniem rozumnym, opartym na zasadach rozumu praktycznego, to znaczy moralności. Jeśli ma być efektywna, musi funkcjonować w oparciu o zasady sprawiedliwości. Ostatecznym testem dla każdej gospodarki jest zatem to, czy stawia pracę ponad lichwą, czy lichwę ponad pracą.

Lichwa i sprawiedliwe wynagrodzenie stanowią alternatywę, a wybór, jakiego dokonamy, zdecyduje o tym, czy gospodarka odniesie sukces, czy padnie. Dokładnie każdy przypadek zgromadzenia kapitału w erze kapitalistycznej miał związek z okradaniem pracy, przeprowadzanym za pomocą kombinacji niskich wynagrodzeń i psucia srebrnej monety, bądź też z grabieżą własności. Innymi słowy, kapitalizm zaczyna się od grabieży, a następnie przechodzi od grabieży do lichwy. Gdy gospodarka pada pod ciężarem nadmiernego zadłużenia, jedynym rozwiązaniem dla kapitalisty jest kraść jeszcze więcej, jak to widzimy dziś pod postacią zamachu na fundusze emerytalne.

CDN.

[bsa_pro_ad_space id=4]

1 KOMENTARZ