1920-2020 – Niech przemówią świadkowie (7) O PIŁSUDSKIM

0
1321
[bsa_pro_ad_space id=5]

Polacy kochają się w fikcjach i legendach i brak im kultury politycznej. Także i historycy polscy skłonni są do uprawiania fikcji i głoszenia legend. Legenda Piłsudskiego, przeinaczająca prawdę historyczną, jest winą nie tylko propagandy politycznej, ale także i tego, że nie spełniają swego zadania historycy.
Przydałby się kiedyś w Polsce wielki kongres historyków, specjalnie poświęcony przedyskutowaniu legendy Piłsudskiego. Kongres ten, powinienby poddać nieubłaganej krytyce wszystkie twierdzenia propagandy piłsudczykowskiej i powinienby w sposób autorytatywny legendę Piłsudskiego przekreślić i ogłosić za nie odpowiadającą naukowej prawdzie. (…).

– Marceli Kycia, osobisty adiutant gen. T. Rozwadowskiego


Przedstawiamy w odcinkach, dzień po dniu, wspomnienia uczestników tamtych wydarzeń 1920 roku i lat kolejnych.

[bsa_pro_ad_space id=8]

ODCINEK VII. O PIŁSUDSKIM ŚWIADKOWIE

1. Wspomnienia syna gen. Weyganda, też wojskowego

Weygand-syn pisze:

„Na tle tej sytuacji pełnej kontrastów rysowała się, na dobre i na złe, wielka postać Józefa Piłsudskiego. Na dobre, bo był to patriota, człowiek inteligentny i o silnej woli, który miał zasłużoną reputację przywódcy ludzi. Na złe, bo był pełen pychy, makiawelski, powodujący się względami osobistymi i pełen uraz, tak, że jego sposób sprawowania władzy cywilnej i wojskowej przypominał orientalnego potentata, a strach przed nim paraliżował jego współpracowników.

24 lipca, wieczorem, mój ojciec miał pierwszą rozmowę z tym sławnym człowiekiem: zastał go bardzo załamanego (abbatu). Wiadomość, że alianci przesyłają mu, jako jedyną pomoc, dwóch siwych ambasadorów i dwóch generałów sztabu generalnego, nie pocieszyła go.

Po naszkicowaniu pobieżnego obrazu sytuacji oświadczył w swojej przybliżonej francuszczyźnie:

– Utraciłem moje morale!

Ojciec mój usiłował nakreślić wielkie linie programu odbudowania (redressement); wkrótce został sprowadzony, jak to pokazuje jego list do marszałka Focha, do roli słuchacza.

«Warszawa 28 lipca 1920. Panie Marszałku!

… W dniu mego przybycia, po wizytach kolegialnych po południu, zostałem wezwany do Belwederu i miałem, od godziny dziesiątej wieczorem do pierwszej i kwadrans nad ranem, rozmowę z marszałkiem Piłsudskim. Mówił on w ciągu trzech godzin o sobie, o swoich zwycięstwach, o swoich wojskowych trudnościach, o pomocy jaką można by mu okazać. Nie wydał mi się nawet przez chwilę człowiekiem, będącym w skórze wodza (etre dans la peau) którego ojczyzna jest zagrożona i który jest zdecydowany chcieć, rozkazywać, wymagać. On oskarża aliantów, łączność, tyły; widzi on ratunek w interwencji wojsk sojuszniczych; ale on nie sprawuje dowództwa (ne commande pas) w znaczeniu jakie mnie Pan nauczył nadawać temu słowu: żadnych stanowczych rozkazów, żadnej kontroli, żadnej dyscypliny, (pas d’ordres fermes, pas de contróle, pas de discipline).

Gdy mogłem dojść do głosu, do czego mnie zresztą nie zaprosił, pozdrowiłem go w Pana imieniu, co przyjął z godnością, oraz wyłuszczyłem mu to, co Pan byłby mu powiedział gdyby Pan tam był. Zawsze to samo, to co mówią wszystkie Pana instrukcje i do czego się Pan zawsze stosował. To go w sposób widoczny nie interesowało.

Zamknięty w swoim Belwederze, bardzo strzeżony, mało się w tym momencie pokazuje wojskom. On jest bardzo zazdrosny o swoją rolę wojskową i nigdy się nie zgodzi na pozbycie się jej».

Partia nie zapowiadała się więc dla mojego ojca jako łatwa: a jednak, ani przez chwilę nie chciał on brać pod uwagę możliwości niepowodzenia; w głębi samego siebie, jak świadczą listy, które napisał w pośpiechu do mojej matki, do marszałka Focha i do generała Desticker, wyrażał nadzieję:

25 lipca. «Sytuacja jest poważna, z pewnością, ale środki są proste, trzeba tylko je zastosować».

29 lipca. «Wedle mnie, rzeczy potoczą się pomyślnie».

5 sierpnia. «Obstaję przy poglądzie, że położenie jest do naprawienia».

To prawda, że, od dnia swego przyjazdu widział, że jego rola się precyzuje, a wraz z nią jego możność działania. 27 lipca, kilku ministrów polskich, wśród nich książę Sapieha, minister spraw zagranicznych i wicepremier Daziński (sic!) [chodzi o Daszyńskiego – red.] spotkali się z misją francusko-angielską. Wobec przyspieszonego pogarszania się położenia, lord d’Abernon zażądał, by dowództwo armii polskiej zostało powierzone generałowi Weygandowi, którego zdawał się darzyć większym zaufaniem niż swego rodaka Radcliffa; życzenie to, tak sprzeczne z tajemnymi pragnieniami Piłsudskiego, zostało odrzucone przez jego przedstawicieli.

«Piłsudski, oświadczył książę Sapieha, otoczony jest aureolą chwały i prestiżem, których nie należy narażać na szwank, zwłaszcza obecnie, przez dawanie pozycji przeważającej generałowi cudzoziemskiemu» . (Protokół spotkania, 27 lipca 1920 roku).

Wobec mego ojca, tym bardziej niewrażliwego, że wiedział, co się kryje za takimi argumentami, ambasador angielski podtrzymał swój punkt widzenia; nie zdołał sprawić, by ten punkt widzenia zwyciężył, ale osiągnął skupienie się wszystkich wokół rozwiązania kompromisowego, które Polacy sformułowali w słowach następujących.

«Wobec tego że wszyscy zdają sobie sprawę z użyteczności skorzystania z obecności generała Weyganda, Naczelnik Państwa i rząd są zgodni w tym, by widzieć go w roli współdziałającego swoimi radami z pracami szefa sztabu generalnego». (Protokół – jak wyżej).

To była, jak mój ojciec mówił, gdy wspominał tę propozycję, «rola bez prestiżu i pełna cierni»; to było zwłaszcza wiele odpowiedzialności, bez środków do jej sprawowania i bez możliwości, w razie niepowodzenia, zostanie obarczonym wszystkimi błędami. Mimo to, on się nie zawahał, gdyż był pewny, że przykładając się do swego zadania z całym sercem, poprawi sytuację. Jego naturalny autorytet był dostatecznie wielki, by mógł on każdorazowo osiągać nad polskimi generałami przewagę, tak jakby był ich zwierzchnikiem; a równocześnie, unikał on wejścia w krąg ich niebezpiecznych intryg – niektórzy spekulowali już otwarcie na przyszłe zawstydzenie Piłsudskiego – oraz unikał tego, że może urazić narodową miłość własną”. (Weygand-syn, ibid., str. 171-174. Wszystkie podkreślenia moje – J.G.).

J. Giertych: Muszę tu od razu wtrącić, że syn generała Weyganda myli się, uważając iż prestiż jego ojca tak dalece górował nad polskimi generałami, że musiał im się narzucić w sposób automatyczny, bez względu na sytuację formalną. Prestiż generała Rozwadowskiego z pewnością nie ustępował prestiżowi generała francuskiego ani w oczach własnych samego generała Rozwadowskiego, ani w oczach innych generałów polskich. Ani pamiętniki i wspomnienia generałów polskich, ani tym bardziej pamiętniki polskich polityków nie wskazują na to, by osoba generała Weyganda narzucała się w jakiś specjalny sposób swoim prestiżem i wpływem tym, którzy brali udział w rządzeniu Polską w krytycznych dniach bitwy warszawskiej i przygotowania do niej.

Co do Piłsudskiego: jest uderzające – widać to we własnych wypowiedziach generała Weyganda i odbija się to echem we wspomnieniach jego syna – jak wielką rolę generał Weygand przywiązywał w życiu polskim owych dni do osoby Piłsudskiego. Jest prawdą, że Piłsudski był Naczelnikiem Państwa i wodzem naczelnym. Ale to wcale nie oznacza, że cieszył się jednomyślnym poparciem całego narodu i że zwłaszcza w owych chwilach klęski, spowodowanej wyprawą kijowską, ogromna część narodu nie odnosiła się do niego jak najbardziej krytycznie.

„Z Paryża, marszałek Foch niepokoił się skomplikowanym położeniem w jakie został wpakowany jego współpracownik i niebezpieczeństwami, na które wspaniałomyślność jego charakteru mogła go narazić. Jego kartezjański umysł z trudem godził się z tym pomieszaniem władz cywilnych i wojskowych w mocnej, ale niezbyt zręcznej ręce polskiego Naczelnika Państwa.

28 lipca 1920 roku (pisał):

«Mój drogi przyjacielu, moja troska towarzyszy Panu. Nie wiem, co się wokół Pana dzieje. Pan zna doktrynę: rząd do rządzenia, to znaczy do wyzyskania woli i środków narodu; dowództwo do dowodzenia. (…)».

Tak samo jak jego szef, ojciec mój lubił sytuacje i odpowiedzialności dokładnie określone; ale od pierwszego dnia zrozumiał, że trudniej jest wprowadzić porządek w umysły w Warszawie, niż zatrzymać czerwoną armię nad Wisłą. Zawiadomił o tym marszałka Focha, a ten nie czuł się z tego zadowolony:

2 sierpnia. «Otrzymałem wczoraj Pański list z 28. Widzę, że Pana rola nie jest synekurą. Trzeba, ażeby polski rząd miał wolę naprawienia swych braków, niechaj deklaruje, niechaj obwieszcza, niechaj zaryzykuje swą skórę. Jeśli on tego nie robi, to najwidoczniej on się oszczędza i po prostu chce by się Pan zużył w wysiłkach, które okażą się daremne».

4 sierpnia. «Polska toczy się swoim torem; oni (alianci) nic nie robią; d’Abernon wyjeżdża; Jusserand mówi; Piłsudski kontynuuje (tj. jest nadal u władzy – J.G.). A więc dzielny Weygand ryzykuje, że się zużyje w wysiłkach bezpłodnych»„. (Ibid., str. 174-175).

J. G.: Te pełne pesymizmu oceny Focha są zapewne echem tego, co się dowiadywał z listów Weyganda. Weygand zapewne słusznie krytykował rozdźwięki między Piłsudskim i resztą polskiej generalicji. Ale jego główną myślą było zapewne to, że jakoś nie udało mu się stać się w polskim naczelnym dowództwie osobistością kierowniczą. A tymczasem Polska, której wysiłek wojenny kierowany był energiczną ręką Rozwadowskiego, szła wielkimi krokami ku zwycięstwu. Szła pomimo, że alianci nie robili nic, że d’Abernon wyjeżdżał, że Jusserand dużo i bezcelowo gadał i że Weygand nie sprawował w Polsce naczelnej władzy.

„Gdyby marszałek Foch był lepiej poinformowany, byłby jeszcze bardziej zaniepokojony. Piłsudski, który 27 lipca kazał tak uporczywie bronić swoich prerogatyw wojskowych, dnia 29 lipca zażądał od mojego ojca, który to akceptował, by zajął tymczasowo jego miejsce w podejmowaniu ważnych decyzji w czasie, gdy on będzie nieobecny. A w dziesięć dni później, posunął się aż do zaproponowania mu albo zastąpienia generała Rozwadowskiego, szefa sztabu generalnego polskiej armii, albo nawet wzięcia na siebie naczelnego dowództwa (commandement des armees). Ale te wybuchy zaufania przeplatały się z kryzysami złego humoru, a nawet wręcz niegrzeczności i tym razem, mój ojciec odmówił.

«Oznaczało by to chcieć klęski, napisał on 11 sierpnia do swego zwierzchnika. Zwyczaje dowodzenia są tak niepodobne do naszych, zaprzęg prowadzony jest tak odmiennie, że jest dla cudzoziemca niemożliwym brać w ręce cugle w tym zwrotnym momencie».
(…) Szef sztabu generalnego polskiej armii – Rozwadowski – z którym mój ojciec miał odtąd współpracować w zetknięciu codziennym, był wyśmienitym oficerem. Uformowany on został w surowej szkole armii austriackiej, ale zachował ze swego pochodzenia etnicznego skrajną ruchliwość umysłu, połączoną z nadmiarem wyobraźni. Podobnie jak wielu polskich generałów owego czasu, żył on w obawie przed przeskokami humoru Piłsudskiego.

2. W oczach adiutanta gen. Rozwadowskiego, Marcelego Kyci.
O PIŁSUDSKIM W BITWIE WARSZAWSKIEJ

W poprzednim artykule podałem całokształt swoich osobistych wspomnień z tych przełomowych chwil w historii odradzającej się Polski. Obecnie, chciałbym uzupełnić ten szkic ogólny, przez podkreślenie dwóch zasadniczych faktów, które zbyt często przekręcali tendencyjni „historycy” i cyniczni twórcy legend na korzyść narzucającej się narodowi kliki sanacyjnej.

Pierwszym z nich jest kluczowa rola gen. Rozwadowskiego w decyzji stoczenia decydującej bitwy po prawym, wschodnim brzegu Wisły.

Drugim – ważniejszym jeszcze, gdyż częściej, i bez najmniejszych skrupułów fałszowanym – to dokładne ustalenie roli Piłsudskiego w tej historycznej bitwie, która była skutkiem klęski kijowskiej całkowicie przez niego spowodowanej.

Jako osobisty adiutant gen. Rozwadowskiego, miałem możność zaznajomić się z całym tym zagadnieniem jak najdokładniej, i bardziej bezpośrednio, niż ogromna większość tych, którzy je później omawiali nie troszcząc się o prawdę i rzeczywistość. Na tych to podstawach uważam za swój obowiązek stwierdzić jeszcze co następuje:

Rząd Jedności Narodowej utworzono 20 lipca 1920 r.

Generał Weygand przybył do Warszawy dwudziestego piątego lipca i rozmawiał z Piłsudskim, kiedy wszystkie zarządzenia wydane przez gen. Rozwadowskiego były już w toku, a dzięki utworzeniu rządu Witosa i armii Ochotniczej, nastąpił przełom i podniesienie morale Kraju i Wojska.

Optymizm i zarządzenia Rozwadowskiego podniosły też samopoczucie zgnębionego Piłsudskiego.

Przyjazd gen. Weyganda był dowodem, że nie jesteśmy sami i że Francja moralnie i materialnie nas popiera.

Rola gen. Weyganda, była z tego przede wszystkim powodu o nadzwyczajnym znaczeniu, że interweniował on osobiście u Marszałka Focha o pomoc materialną i dostarczenie jej do Polski. Bez tej pomocy Francji, nasza kontrofensywa nie byłaby w ogóle możliwa.

Różnica zdań między gen. Rozwadowskim a gen. Weygandem wypływała z różnicy oceny ówczesnych możliwości żołnierza polskiego. Gen. Weygand chciał, by Armia Polska biła się za Wisłą (na zachód od Wisły – red.) po zreorganizowaniu, a rząd by się przeniósł, dla spokojniejszej pracy, do Poznania. Gen. Rozwadowski zaś uważał, że należy wykorzystać nieostrożność nieprzyjaciela przed Wisłą (prawy brzeg Wisły – red.), gdyż potem mogłoby być za późno. Po konferencji dotyczącej tego problemu, gen. Rozwadowski wyszedł po coś do mnie i powiedział mi dosłownie:

„Weygand chce się bić za Wisłą i Rząd przenieść do Poznania, a ja się na to nie mogę zgodzić. Będziemy się bili przed Wisłą”, (tj. na wschodnim prawym brzegu).

Podstawą manewru Rozwadowskiego było:

  1. Zatrzymanie natarcia Tuchaczewskiego na przedpolu Warszawy i obchodzącego skrzydła na północ od Modlina,
  2. Wzmocnienie V Armii, by była zdolna do przeciwnatarcia. Z tego powodu gen. Rozwadowski, – jak mi to szczegółowo osobiście wytłumaczył – wzmocnił zarówno obronę Warszawy, jak i V Armię, przeznaczając do natarcia z południa minimum sił, jakie uważał za konieczne do tego działania.

Rola Piłsudskiego w bitwie.

Dnia 12 sierpnia Piłsudski wyjechał do Dęblina. Sam gen. Rozwadowski udał się tegoż dnia (12 sierpnia) po południu wraz z gen. Weygandem samochodami do Modlina do V Armii.

Powodem tego wyjazdu była zdeszyfrowana wiadomość o manewrze Tuchaczewskiego, nakazując IV, XV i III armii czerwonej zdobycie Warszawy od północnego zachodu, XVI zaś armia czerwona miała atakować wprost Warszawę.

Gen. Rozwadowski omówił w Modlinie z gen. Sikorskim i wyższymi dowódcami ogólną ideę manewru, zatrzymanie nieprzyjacielskiego natarcia i przejście do własnego przeciwnatarcia w luce między IV a XV armią czerwoną, zostawiając gen. Sikorskiemu swobodę wykonania taktycznego w myśl idei przewodniej Naczelnego Dowództwa.

Ustalił natarcie na dzień 13 lub 14 sierpnia. Następnie późno wieczorem udał się do I Armii oraz do Dowództwa Frontu, do gen. Józefa Hallera, który przypomniał mi, na kilka lat przed swoją śmiercią, mój nocny pobyt z gen. Rozwadowskim u niego.

Bitwa o Warszawę i o Polskę rozegrała się na przedpolu Warszawy i nad Wkrą, między 13 a 15 sierpnia, przy osobistej interwencji i nadzorze gen. Rozwadowskiego.

Wynik bitwy jest znany.

Dzień 14 i 15 sierpnia był wspaniałym dorobkiem pracy Szefa Sztabu.

Grupa uderzeniowa z nad Wieprza wyszła właściwie do pościgu. Rusza ona 16 sierpnia. Początkowo idzie w próżnię. Jedna tylko 14 skrzydłowa dywizja styka się z nieprzyjacielem, dopiero 17 sierpnia, po południu. 18 sierpnia daje się odczuć jej wpływ operacyjny na decyzjach Tuchaczewskiego.

Wynika z tego jasno, że w decydującym okresie bitwy o Polskę, od 12 do 18 sierpnia wszystkie podstawowe decyzje pobierał i wydawał gen. Rozwadowski z Naczelnego Dowództwa w Warszawie interweniując w tym czasie osobiście, w tych dowództwach, na których barkach spoczywał ciężar walki.

W tym samym okresie czasu, Piłsudski operacyjnie i taktycznie był bezczynny. A wtedy, gdy dowodzona przez niego grupa, tj. 18 sierpnia zaważyła na dalszym przebiegu bitwy zwycięstwo o Polskę było już na froncie północnym zupełnie rozstrzygnięte. (Marceli Kycia, artykuł „Rola Piłsudskeigo w bitwie warszawskiej w roku 1920” w dzienniku „Narodowiec” w Lens w dniu 13 sierpnia 1960 roku. Podkreślenia moje – J.G.).

Komentarz J. Giertych: Najważniejsza wiadomość, jaką znajdujemy w artykule Majora Kyci, to jest informacja, że w trakcie jakowejś konferencji gen. Rozwadowski wyszedł z pokoju i powiedział mimochodem Kyci, że „Weygand chce się bić za Wisłą” a „ja się na to nie mogę zgodzić”. Jak wiemy, bitwę stoczono nie za Wisłą, lecz przed Wisłą. Ta różnica określa rolę generała Rozwadowskiego w bitwie. Bitwa została stoczona tak jak on chciał, a nie tak jak mu doradzano. J.G.

fot. Józef Piłsudski w Puławach. Stąd nie wyszedł rozkaz o zwycięstwie.


CZĘŚĆ I:

1920-2020 – Niech przemówią świadkowie (1) PŁK. ALEKSANDER KĘDZIOR O WYPRAWIE KIJOWSKIEJ 1920 ROKU

CZĘŚĆ II:

1920-2020 – Niech przemówią świadkowie (2) WSPOMNIENIA PREMIERA WINCENTEGO WITOSA

CZĘŚĆ III:

1920-2020 – Niech przemówią świadkowie (3) WSPOMNIENIA GENERAŁA MACHALSKIEGO

CZĘŚĆ IV:

1920-2020 – Niech przemówią świadkowie (4) MJR MARCELI KYCIA – NOTATKI ADIUTANTA GEN. ROZWADOWSKIEGO

CZĘŚĆ V:

1920-2020 – Niech przemówią świadkowie (5) OSTATNIE DNI GEN. T. ROZWADOWSKIEGO

[bsa_pro_ad_space id=4]