Izabela BRODACKA
Pierwszy raz w życiu wzięłam do ręki książkę polecaną przez gazetę Wyborczą, Adama Michnika, Konstantego Geberta i wydawnictwo Czarne. Tylko dlatego że znalazłam ją koło pieca w domu w Gładyszowie gdzie spędzałam kilka dni urlopu. Wydawnictwo Czarne mieści się niedaleko od Gładyszowa i to w sensie dosłownym, topograficznym a nie tylko w sensie odległości kulturowej. Natomiast znaleziona na podłodze książka czyli „Bałkany- terror kultury” niejakiego Ivana Čolovicia jest rzeczywiście bardzo ciekawa. Dla mnie ciekawa wyłącznie à rebours.
Już we wstępie Čolović pisze:
„Tak oto typowa dla nacjonalistów krytyka tego co nazywa się globalizmem i kosmopolityzmem nowego światowego ładu, tylko pozornie walczy o różnorodność i oryginalność kultur narodowych. Jej prawdziwy cel to afirmacja mniej relatywistycznego, mniej zróżnicowanego i demokratycznego prawa, którym jest prawo do wyższości, do pierwszeństwa, do odrębności własnej kultury narodowej”.
Čolović wyraźnie nie czytał Leszka Kołakowskiego który napisał, że jeżeli uważamy wszystkie kultury za równowartościowe oznacza to, że żadna nie ma dla nas najmniejszej wartości. Stają się folklorem, obojętnym przejawem prymitywnych, lokalnych, cudzych, na ogół historycznych obyczajów, którym możemy co najwyżej uprzejmie okazać sympatię i zrozumienie. Nie przeszkadzają nam przecież łowickie wycinanki ani góralskie parzenice, taką wycinankę możemy sobie powiesić na ścianie a kapcie z parzenicami nawet nakładać przed kominkiem, ale nie będziemy umierać za parzenice, nie identyfikujemy się z parzenicami traktujemy je z żartobliwą wyższością.
Podobną pułapką jest ekumenizm – jeżeli ktoś twierdzi, ze wszystkie religie mają taką samą wartość oznacza to, że żadnej nie traktuje poważnie są dla niego tylko nie zobowiązującym do niczego folklorem.
Czy możliwe, że Čolović nie czytał również Konecznego i nie wie, że „Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby”. (Źródło: O wielości cywilizacyj, Wydawnictwo Antyk – Marcin Dybowski, Warszawa 2002, s. 367). Oraz że: „Niema syntez; są tylko trujące mieszanki. Cała Europa choruje obecnie na pomieszanie cywilizacyj; oto przyczyna wszystkich a wszystkich „kryzysów”. Jakżeż bowiem można zapatrywać się dwojako, trojako (a w Polsce nawet czworako) na dobro i zło, na piękno i szpetność, na szkodę i pożytek, na stosunek społeczeństwa i państwa, państwa i Kościoła; jakżeż można mieć równocześnie czworaką etykę, czworaką pedagogię?! Tą drogą popaść można tylko w stan acywilizacyjny, co mieści w sobie niezdatność do kultury czynu. Następuje kręcenie się w kółko, połączone ze wzajemnym zżeraniem się. Oto obraz dzisiejszej Europy! „(Źródło: O wielości cywilizacyj, Wydawnictwo Antyk – Marcin Dybowski, Warszawa 2002, s. 365).
Inaczej mówiąc Čolović nie rozumie, że człowiek religijny nie może być jednocześnie rzymskim katolikiem, prawosławnym i muzułmaninem. Jeżeli ktoś twierdzi, że każda droga do Boga jest równoważna i przebiera w religijnych praktykach jak w ulęgałkach na miedzy, jest po prostu areligijny. Nie musi być antyreligijny, można powiedzieć że (paradoksalnie) konsekwentna anty-religijność stanowi na ogół część jakiegoś innego wyznania, czy para-wyznania, na przykład wojującego marksizmu.
Człowiek nakładający przy kominku kierpce z parzenicami nie należy do góralszczyzny, podobnie jak ktoś wieszający sobie na ścianie łowicką wycinankę nie ma swoich korzeni w okolicach Łowicza ani nie jest Łowiczaninem z wyboru. Nie ma w tym nic złego, mieszanie elementów różnych folklorów można traktować jako zabawę , jest to po prostu forma kulturowego eklektyzmu.
Czy eklektyzm w kulturze, choćby w architekturze, prowadzi do powstawania czegoś wartościowego niech sobie odpowiedzą zaciekli wrogowie tak zwanych „gargameli”, które tu i ówdzie zdobią nasz kraj. Ja uważam „gargamele” za zabawny dowcip architektoniczny i coś całkowicie dopuszczalnego w ramach obywatelskich swobód. Równie dopuszczalne jest publicystyczne wojowanie z „gargamelami” i przekonywanie ich właścicieli żeby zrezygnowali choćby z mauretańskich wieżyczek.
Nonsensem byłoby jednak twierdzić, że przekonanie o wyższości dominującej obecnie w terenie parodii dworku polskiego z tekturowymi kolumnami pod blaszanym kolorowym dachem nad gargamelem albo architektury gotyckiej nad budowanymi współcześnie kościołami na planie arki może doprowadzić do wojny. Tak jednak twierdzi Čolović. Nie ma on wątpliwości że ideologowie nacjonalizmu powołując się na kulturę jako podstawowy wyraz narodowego bytu prowadzą do różnicowania jakości, do odróżniania kultury dobrej ( rozwiniętej , autentycznej) od złej ( prymitywnej, zacofanej) i domagając się prawa do odrębności, do wyższości własnej kultury narodowej prowadzą do nieuchronnego konfliktu zbrojnego. Albo jeszcze gorzej- legitymizują kulturą konflikt, którego prawdziwą przyczyną jest chęć zagarnięcia cudzego terenu, cudzych dóbr, cudzej własności.
Jakie jest rozwiązanie tego nieuchronnego konfliktu. Z pism Čolovicia wynika raczej implicite niż explicite, że rozwiązaniem jest rozmycie kulturowe, homogenizacja kultur, synkretyzm. Musimy być jednak świadomi, że przede wszystkim niemożliwe jest napisanie synkretycznej historii. Spróbujmy( żeby nie poruszać bolesnych dla nas spraw) opisać synkretycznie choćby wojnę secesyjną. Czy miłośnicy tradycyjnego Południa byliby skłonni obecnie podpisać się pod postulatami BLM. Niewolnictwo zostało słusznie uznane za zło, ale czy to znaczy, że nie wolno z miłością i pietyzmem opisywać rautów i polowań?
Tym bardziej utopijny jest pomysł stworzenia synkretycznej religii. W tej dziedzinie pozostaje nam tylko szacunek i rozumna tolerancja. Rozumna bo nie posuwająca się do tolerowania tego co w naszej cywilizacji uważane jest za zbrodnię.
A co z kulturą której oddziaływania najbardziej boi się Čolović. Czy powinniśmy wszyscy zachwycać się tym samym? A może powinniśmy zachwycać się wszystkim co tylko człowiekowi przychodzi do głowy?
Powiedzmy za Norwidem : „Cóż wiesz o pięknem ?..Kształtem jest Miłości”.
za: dakowski.pl
fot. miasto Mostar (globtroter.pl)