Historia jak z „Władcy much”, tylko prawdziwa. Społeczność Belzebuba czy społeczność Boga?

0
1260
[bsa_pro_ad_space id=5]

Grzegorz Górny

W weekendowym wydaniu lewicowego dziennika „The Guardian” znajdujemy niezwykłą historię, do której dotarł holenderski historyk Rutger Bregman, autor znany także w Polsce m.in. z książki „Utopia dla realistów”.

Niderlandzki autor opisuje wydarzenia, do których doszło w czerwcu 1965 roku, gdy sześciu nastolatków z archipelagu wysp Tonga (w wieku od 13 do 16 lat) wsiadło do łodzi i wypłynęło na otwarty ocean. Tam zagubili się. Nie mieli mapy ani busoli. Burza zniszczyła im żagiel i ster. Po ośmiu dniach trafili na bezludną wyspę o nazwie Ata. Przeżyli na niej aż piętnaście miesięcy, dopóki we wrześniu 1966 roku nie zostali przypadkiem odnalezieni przez australijskiego podróżnika Arthura Warnera.

[bsa_pro_ad_space id=8]

Jedenaście lat przed feralną wyprawą chłopców brytyjski pisarz William Golding wydał swą pierwszą (i najsłynniejszą) powieść pt. „Władca much”, która w błyskawicznym tempie stała się światowym bestsellerem, doczekała się dwóch ekranizacji, a samemu autorowi otworzyła drogę do literackiej Nagrody Nobla. Przedstawia ona fikcyjną historię podobną do tej, która przydarzyła się nastolatkom z Tonga:

po katastrofie lotniczej grupa dzieci z dobrych londyńskich domów trafia na bezludną wyspę, gdzie bez dorosłych tworzy własną społeczność, zatracając powoli ludzkie odruchy, pogrążając się w barbarzyństwie i ulegając najmroczniejszym instynktom, które prowadzą ich w końcu do morderstwa.

Sam Golding mówił, że „Władcę much” napisał po części z powodu własnej samoświadomości. Był bowiem przekonany o dogłębnym zepsuciu natury ludzkiej i o tym, że skażenie to dotknęło także jego. Nadużywał alkoholu, często wpadał w depresję, stosował przemoc wobec swoich dzieci. Pewnego razu przyznał: Zawsze rozumiałem nazistów, ponieważ sam z natury jestem takim typem.

Tytułowy „Władca much” to w języku hebrajskim „Belzebub”, wódz demonów, patron społeczności stworzonej przez bohaterów powieści.

Po latach Rutger Bregman postanowił dotrzeć do bohaterów wydarzeń z archipelagu wysp Tonga, żeby opisać ich historię oraz skonfrontować ją z literacką wizją Goldinga. Okazało się, że wszyscy chłopcy byli uczniami tej samej katolickiej szkoły. Każdy dzień na bezludnej wyspie zaczynali i kończyli wspólną modlitwą oraz śpiewaniem pieśni religijnych. Potrafili świetnie się zorganizować, wyznaczając sobie razem cele, dzieląc wspólnie zadaniami i podtrzymując nawzajem na duchu. Gdy wybuchały między nimi kłótnie, umieli rozładować napięcie i szybko godzić się. Zawarli pakt, że nigdy nie będą walczyć przeciwko sobie. To wszystko, jak podkreślali, byłoby niemożliwe bez wiary w Boga.

W powieści Goldinga „Władca much” słowo „Bóg” nie pojawia się ani razu.

za: wpolityce.pl

[bsa_pro_ad_space id=4]