„Rekomendacje” ONZ dla Polski czyli nowe oblicze radykalizmu

0
1095
[bsa_pro_ad_space id=5]

Ewa Działa-Szczepańczyk

[bsa_pro_ad_space id=8]
Ostatnio za sprawą apelu, rekomendacji i wezwań ze strony ONZ, by w Polsce dokonać delegalizacji Obozu Radykalno-Narodowego i Młodzieży Wszechpolskiej (pod pretekstem walki z rasizmem i ksenofobią), doznaliśmy olśnienia.

Okazuje się, że podstawowa cecha demokracji czyli wolność wypowiedzi, zgromadzeń, wolność wyznawania określonych idei i wartości, to dawno przebrzmiała śpiewka, a określenie „radykalizm” nabrało nowego znaczenia. Obecnie, ta „przypadłość” bycia radykalnym dotyka wyłącznie ludzi o poglądach konserwatywnych, a w lewicowych środowiskach nie występuje.

To bardzo zaskakująca przemiana postrzegania radykalizmu, bowiem jak wiadomo, za większość zamachów organizowanych na świecie, w których śmierć ponosili niewinni ludzie, odpowiadały ugrupowania lub organizacje skrajnie lewicowe (np. grupa Baader-Maihof). Ale i dzisiaj nie jest inaczej – wg raportu Europol w latach w latach 2006 -2016 zorganizowano 142 zamachy terrorystyczne na terenie UE, z czego za 19% z nich odpowiadała skrajna lewica, a za mniej niż 1%, skrajna prawica.

Warto też przypomnieć, że to skrajna lewica odpowiedzialna za tworzenie państw totalitarnych „ma w swoim dorobku” unicestwienie milionów istnień ludzkich. To oczywiście nie przeszkadza, by uwielbienie dla myśli Marksa i Engelsa na Zachodzie rozkwitało. Któż by śmiał nazwać radykalizmem obnoszenie się tam z wyznawaniem owych myśli.

Natomiast w Polsce, według opinii światowych lewicowych „biegłych”, radykalizm występuje i co gorsza, się nasila. I choć zachowań ksenofobicznych i rasistowskich, w naszym kraju nie notuje się albo występują bardzo sporadycznie (bo przecież jeden, dwa banery z kontrowersyjnymi napisami, które pojawiają się z rzadka 11 listopada, nie należy traktować poważnie, a raczej jako zorganizowaną prowokację), jednak to my mamy problem z rzekomo odradzającym się faszyzmem.

Tymczasem, nie szukając daleko, po naszej zachodniej i wschodniej granicy faszyzm hula w najlepsze. W Niemczech notuje się setki neonazistowskich demonstracji rocznie (w roku 2016 odbyło się ich 446), a u naszych wschodnich sąsiadów czczenie narodowych idoli w mundurach SS-Galizien jest normalnością. Jednak na światowych tropicielach nazizmu nie robi to większego wrażenia.

Natomiast Polsce przyprawia się nieustająco gębę faszyzującego kraju. Nawet tak potężna organizacja międzynarodowa jaką jest ONZ pozwoliła sobie na wspomniany żenujący apel względem naszego państwa. Czy to przypadek? A może jest to element konsekwentnie realizowanej polityki nakierowanej na nasz kraj? Polska, bowiem, miała swojego czasu „przyobiecane”, że będzie atakowana i upokarzana na arenie międzynarodowej jeżeli nie zapłaci …..

Nic nam jednak nie wiadomo, czy nasza umęczona ojczyzna już płaci, czy też nie. Skazani jesteśmy jedynie na domysły. Jednak może być i tak, że Polska jest nękana różnego typu irracjonalnymi pomówieniami i połajankami wcale nie z tytułu swojego uporu i gdyby on ustał, to by tych działań zaprzestano. Należy poważnie zastanowić się czy czasem w tej grze z nami nie chodzi o coś więcej – o „kasowanie” naszej nacji, najpierw polityczne (poprzez niszczenie dobrego wizerunku naszego kraju na arenie międzynarodowej), potem ekonomiczne, a w konsekwencji biologiczne (depopulacja), a następnie sprowadzenie jej do poziomu kilkumilionowego prymitywnego ludu roboczego pozbawionego świadomości własnej odrębności narodowej. Stąd zapewne ta niebywała „troska” o stan naszych umysłów, by czasem nie zostały skażone myślą narodową (poprzez oddziaływanie takich organizacji jak wymienione powyżej). Czy wobec tego, taki ONZ-towski apel nie wpisuje się czasem w tę „troskę”? Nie traktujmy tych rekomendacji i apeli jako uprzejmych sugestii, nie lekceważmy ich, bo z czasem mogą przerodzić się w rozkazy.

za: dakowski.pl

[bsa_pro_ad_space id=4]