Koniec naftowej „Przyjaźni”?

0
767

Rosja ma dzisiaj potężny kłopot. Główny kanał eksportu jej najważniejszego towaru eksportowego – ropy naftowej został ciężko uderzony, i to w najbardziej czułe miejsce. Rurociąg naftowy „Przyjaźń” to radziecka inwestycja sprzed pół wieku, która przyniosła na tereny podporządkowane ZSRR tanią ropę, umożliwiła powstanie przemysłu rafineryjnego.

Właśnie został on skażony organicznymi chlorkami, które wrzucono do przesyłanej na zachód ropy gdzieś na terenie Rosji. Skutki są potężne i będą jeszcze kosztowne dla tego drugiego na świecie eksportera ropy naftowej.

Ciekawe są przyczyny tego wydarzenia. Otóż niewielka prywatna firma, wydobywająca ropę w samarskiej obłasti, dodała do rurociągu przez punkt odbioru, ropę z ogromną zawartością chlorków, które stosowała do zwiększenia wydobycia ropy ze złoża. Użycie takich substancji jest w Rosji zakazane od 20 lat, jednak duża partia ropy przemknęła się przez system kontroli, „zatruwając” miliony ton ropy. Wcześniej nigdy nie był to problem, więc zawartość chlorków w ropie badano jedynie raz w tygodniu. Osoby odpowiedzialne aresztowano.

Pytanie, czy to był sabotaż czy tylko niechlujstwo? Można się śmiać z podejrzliwości Rosjan i stawiania przez nich takich pytań, jak to zresztą w naszych mediach sobie pokpiwano. Ale dzisiaj już wiadomo, że ogromne awarie elektryczne w Wenezueli były robotą dywersantów. I generalnie uderzenia w systemy energetyczne to oczywiste cele dzisiejszych wojen hybrydowych. Dzisiaj tego nie wiemy, ale nawet jeśli to oszustwa i niechlujstwo, to skutki są tak potężne, jakby to był bardzo skuteczny sabotaż i bezpośrednie uderzenie w dostawy surowców energetycznych do Europy.

Dużo ważniejsze jest, jak w Polsce politycy o tak paranoicznie wrogim nastawieniu do Rosji, jak Piotr Naimski, rozegrają ten kryzys. Idée fixe specjalnego pełnomocnika to całkowite odcięcie nas od Rosji. Czytelnicy we wcześniejszych numerach Myśli Polskiej znajdą opisy, jak to zostało zrobione w gazie ziemnym i jak kosztowna będzie ta operacja specjalnego pełnomocnika, przykuwająca nas w gazowej pańszczyźnie na 20 lat do Stanów Zjednoczonych. Więc gdy 24 kwietnia Polska zamknęła przesył ropy przez Przyjaźń, coś mi mówiło, że będzie to większa rozgrywka, nic tylko problem techniczny, a nawet finansowy. Wtedy w oficjalnym komunikacie nie podano nawet, czy ta skażona ropa do Polski dopłynęła. Na 25 maja sprawy wyglądają niepokojąco, negocjacje co do roszczeń wobec Rosji przedłużają się, żadnych informacji z nich nie znamy, kolejne terminy otwarcia rurociągu się odsuwają.

Inaczej postępuje białoruski prezydent Łukaszenka. Podniósł od razu larum i rzucił się do walki o odszkodowania za „zatrutą” ropę. Oczywiście słusznie, bo rosyjska ropa to dla Białorusi potężne źródło dochodów. Kraj pozbawiony własnych zasobów energetycznych, wydobywa rocznie zaledwie dwa miliony ton ropy, ale ma dwa wielkie zakłady rafineryjne – Mozyr (10 mln ton rocznie) i Naftan (11 mln), które przerabiają importowaną ropę rosyjską. Przemysł rafineryjny to 13% białoruskiej gospodarki, a eksport produktów – 17% całego eksportu. Rozkręcono więc sprawę politycznie i medialnie i… do Moskwy żądać rekompensat.

Warto przypomnieć, że ten jakościowy kryzys z ropą wręcz „spadł z nieba” prezydentowi Łukaszence. Kilka dni wcześniej groził on, że zamknie rurociąg Przyjaźń, żeby dokonać remontu. Nie musiał nic zamykać, Rosjanie zaliczyli niezłą wpadkę. Ale pragmatyzm Bat’ki spowodował, że nie przesadzał z żądaniami, i już w dwa tygodnie po katastrofie jakościowej – 2 maja – czysta ropa zaczęła płynąć do białoruskich rafinerii.

Do Polski nie płynie dzisiaj nic. Pytanie, czy to nie koniec „Przyjaźni”? W 2016 roku dobra zmiana zlikwidowała ten „wrogi element” w nazwie Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych, być może najważniejszy w kraju pełnomocnik uważa, że trzeba już ostatecznie skończyć z tą „Przyjaźnią”, także w ropie naftowej. A tak dobrze poszło mu przecież w gazie ziemnym.

Andrzej Szczęśniak

Za: mysl-polska.pl