Prof. Włodzimierz Osadczy
Wątek historyczny stał się dominującym w relacjach polsko-ukraińskich ostatnich lat. Wywołuje on najwięcej kontrowersji i emocjonalnych poruszeń. Mnożą się rozliczne pisma i orędzia mające przybliżyć do zgody a także ukoić ból tych, których rodziny doznały jednego z najokrutniejszych bestialstw czasów II wojny światowej.
Od lat scenariusz „pojednania” jest mniej więcej znany – z polskiej strony próbuje się nieśmiało przypomnieć straszliwe rzezie poprzez ogólne sformułowania nie wymieniające i potępiające zbrodniarzy zgodnie z formułą: „powiedzieć tak, żeby nic nie powiedzieć”. A to dlatego, żeby nie urazić partnera ukraińskiego, który wynosi na piedestały oprawców i w oparciu o ich kult buduje swój etos narodowy. Ukraińska strona zaś utożsamia się z formacjami dokonującymi zbrodnie, odwołuje się do słynnej formuły „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” w ten sposób, że wszelako unika wzmianki o faktach ludobójstwa Polaków, które miały miejsce w te dni 1943 r., a rozprawia się o jakich rozłożonych w wiekach obopólnych krzywdach i enigmatycznych „walkach polsko-ukraińskich”. A razem z tym skutecznie realizuje propagandowy plan podjęty przez banderowskie podziemie jeszcze w czasie II wojny światowej, skierowany na tuszowanie zbrodni nacjonalistów ukraińskich i lansowanie fałszywej tezy o tzw. „wojnie polsko-ukraińskiej”. Teza ta skutecznie jest realizowana obecnie na Ukrainie przez banderowskich propagandzistów z tzw. „Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej” na czele z jego szefem, zdyskredytowanym apologetą ideologii nacjonalizmu i negatorem ludobójstwa kresowego1.
Obie społeczności w miarę mnożenia fałszywych orędzi i nic nie mówiących haseł staczają się w przepaść nienawiści i zacietrzewienia. Nasilenie się antypolskich prowokacji na Ukrainie w ostatnim czasie dobitnie świadczy o głębokim kryzysie w relacjach polsko-ukraińskich.
Jeżeli z ubolewaniem możemy jeszcze wytłumaczyć polityków i wszelkiej maści „intelektualistów”, którzy poprzez zakłamanie – zgodnie z zasadą Machiavellego – chcą osiągnąć „wyższy cel” w różnych odsłonach, to zdumieniem napełnia fakt iż przedstawiciele Kościołów, a zwłaszcza Kościołów katolickich różnych obrządków nie mogą dojść do porozumienia. Nic przecież prostszego mając nie tylko wspólny Dekalog z uniwersalnym przykazaniem „Nie zabijaj”, ale i autorytet papieża. Jak podsumował te nieudolne dialogi na płaszczyźnie kościelnej będące jedynie odmianą wyżej wspomnianej ekwilibrystyki retorycznej uprawianej przez polityków i różnego rodzaju „autorytety moralne” abp Mieczysław Mokrzycki, metropolita Lwowa a wcześniej wieloletni sekretarz św. Jana Pawła II „owocami pojednania stały się puste frazesy”2.
Trudno się dziwić takiej sytuacji, skoro Kościół greckokatolicki nie ukrywa swej fascynacji ideologią nacjonalistyczną i nie ma zamiaru potępić zbrodni, która była czy nie jednym z najbardziej spektakularnych w historii pogranicza polsko-ukraińskiego aktów zaprzeczenia chrześcijaństwa! Zarówno hierarchowie „ukraińskiej Cerkwi” jak i duchowieństwo wykazują daleko posuniętą chęć zrozumienia intencji oprawców, znaleźć wytłumaczenie takim czynom, a wiernym jako przykłady do naśladowania podają postacie historyczne, które ponoszą odpowiedzialność bezpośrednią lub polityczną za dokonywane rzezie.
Kult nacjonalizmu i liderów organizacji nacjonalistycznych jest udziałem nie tylko populistycznych wypowiedzi kleru greckokatolickiego, ale jest szerzony przez hierarchię, a także autorytety moralne związane z tym Kościołem. Głośnym echem odbiło się kazanie lwowskiego metropolity greckokatolickiego, abp Ihora Woźniaka wygłoszone przy pomniku Bandery we Lwowie w kolejną rocznicę urodzin przywódcy OUN. Wyróżnieniem dla grekokatolików miało być to, że Bandera wywodził się z rodziny kapłana unickiego. Hierarcha podkreślał: „Syn księdza greckokatolickiego, który się urodził w Starym Uhrynowie na Iwanofrankowszczyźnie [Stanisławowszczyzna – W.O] stał się symbolem narodu, nieugiętym wojownikiem o lepszy los dla swego narodu”. W sposób prosty i nieskomplikowany katolicki pasterz Lwowa apelował do rodaków przy pomniku Bandery 1 stycznia 2011 r., w dniu, kiedy cały Kościół świętuje Światowy Dzień Pokoju: „Wielkie zadanie spoczywa na każdym świadomym Ukraińcu, żeby kochać swój naród, zmierzać do poszanowania swych bohaterów, nie bać się presji żadnych rządów wewnętrznych czy zewnętrznych, które się sprzeciwiają naszemu narodowi i Ukrainie. Ten oto człowiek, Bandera, kochał swój naród, bronił jego godności, życzył mu dobra, jak potrafił wywalczał lepszą przyszłość dla swej Ojczyzny, w której on się urodził i dla której poświęcił swe życie”3. Z podobnym entuzjazmem lwowski władyka wyrażał się o przywódcy UPA nacjonalistycznym dowódcy Romanie Szuchewyczu. Z racji na odsłonięcie jego tablicy pamiątkowej (NB na gmachu szkoły polskiej we Lwowie) 1 grudnia 2012 r. abp Wożniak porównał osobę odpowiedzialną za masowe rzezie Polaków na Wołyniu do biblijnego króla Dawida i Judyty. Jako akt sprawiedliwości dziejowej oceniał hierarcha uhonorowanie banderowskiego dowódcy przez prezydenta Juszczenkę mianem „Bohatera Ukrainy”. Zwracał się do swych wiernych: „Dlaczego miałby nie być dla nas Bohaterem Generał Szychewycz Roman, który walczył o wolność swego ludu, za jego niepodległe państwo, za lepszy los, żeby być gospodarzem na swej ziemi? Komuś to się nie podoba, bo on walczył przeciwko bolszewickim czy też innym wojskom, które stały się zaborcami naszego kraju, gnębili naród w ciągu dziesięcioleci i wieków (sic!). Dlaczego nazywają bohaterami tych, którzy bronili rząd radziecki, który głodem, znęcaniem, więzieniami, sybirskim zimnem, wywózkami w dalekie przestworza Rosji sięgające północy i wybrzeża Pacyfiku doprowadzili do śmierci dziesiątków milionów cywili. Zaborcy mogą mianować najeźdźców swymi bohaterami, a my Ukraińcy mamy milczeć o tym, że nasi synowie i córki ziemi ojczystej po bohatersku bronili honoru swego narodu!? Dzięki Bogu, że obecny Prezydent [ Juszczenko – W.O.] zamianował bohaterem Szuchewycza R.”4.
Fascynacja nacjonalizmem i jego liderami jest charakterystyczna w środowisku nie tylko duchownych, którzy pobierali formację w podziemiu i nie mieli dostępu do wyższych studiów5, ale i wśród elit kościelnych przybyłych z emigracji. Zwierzchnik grekokatolików w latach 2001 – 2011 kard. Lubomyr Huzar przybył na Ukrainę z emigracji. Reprezentował on elitarne grono kleru emigracyjnego z solidnym dorobkiem naukowym, doświadczeniem pracy na rzymskim Urbanianum. Na Ukrainie w czasie pełnienie urzędu głowy Kościoła i po rezygnacji uważał się z autorytet moralny, do którego odwołują się narodowo-patriotyczne środowiska. W 2001 r. w czasie wizyty papieża Jana Pawła II we Lwowie w imieniu swego Kościoła przeprosił za zło, które wyrządzili niektórzy „synowie i córki Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego […] swym bliźnim z własnego narodu i innych narodów”6. W 2006 r. Kardynał Kościoła Rzymskiego, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego zwrócił się ze słowami gratulacji do Uczestników XVII Wielkiego Zebrania Ukraińskich Nacjonalistów. Wyraził on uwagę m.in. na „wysoki osobisty poziom moralności członków [OUN]”7. Dalej Ksiądz Kardynał kontynuował: „Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – to nie tylko przeszłość, nie tylko historia. Jest to współczesność, w której trzeba nie mniej niż kiedykolwiek walczyć o realizację szczytnych ideałów. Jest to przyszłość, którą w oparciu o najlepsze tradycje chcemy budować”8.
Przywieziona z emigracji nacjonalistyczna ideologia, zwolennikami której są przedstawiciele hierarchii i kleru Kościoła greckokatolickiego jest skutecznie krzewiona wśród wychowanków seminariów. Rok 2013, rok 70. rocznicy Zbrodni Wołyńskiej, był obchodzony w Kościele katolickim jako „Rok Wiary”. Na oficjalnej stronie Lwowskiego Seminarium Duchownego św. Ducha nauki wiary greckokatolickim alumnom udzielał Stepan Bandera w artykule „Stepan Bandera o potrzebie wiary”9.
Jeszcze bardziej skandaliczna sytuacja zaistniała w greckokatolickim lubelskim seminarium duchownym, którego oficjalna strona stała się miejsce kpin i szyderstw z tragedii wołyńskiej, jak donosił na swych łamach „Nasz Dziennik”. Szydercze wpisy umieszczał prefekt tego seminarium greckokatolickiego w przededniu obchodów uczczenia ofiar ludobójstwa10. Dopiero po interwencji u arcybiskupa lubelskiego, Stanisława Budzika skandaliczne teksty zostały usunięte, a sam hierarcha stwierdził, iż „miejscem takiej polemiki nie powinna być strona seminarium greckokatolickiego w Lublinie”11.
Żeby wybrnąć z impasu, w którym znalazł się dialog polsko-ukraiński a też sprawa pojednania między dwoma narodami pobratymczymi, których bogatą barwną wspólną historię tworzoną w ciągu wieków na pograniczu zatruła kainowa zbrodnia ludobójstwa, należy dokonać rozliczenia ideologii, która doprowadziła do zbrodni. Błędny tok dyskusji polega na wyjaśnieniach tzw. racji polskich i ukraińskich, bronienia „swych” za wszelką cenę przymykając oczy na wypaczenia moralne i światopoglądowe które wynikały z wynaturzonych założeń ideowych. Aż dziw, że ani autorytety polityczne, ani też kościelne dotąd głośno nie potępiły zła którym był nacjonalizm każący swym adeptom „nie zawahać się dokonać największego przestępstwa (zbrodni), gdy tego wymagać będzie dobro Sprawy” (Dekalog nacjonalisty ukraińskiego)12.
Jednoznaczne wyjście z tego zakłamanego koła kazuistyki szpecącej pojęcie pojednania wskazał nie zbyt popularny obecnie na Ukrainie a i nie zbyt znany w Polsce greckokatolicki biskup Grzegorz Chomyszyn, ordynariusz stanisławowski (1904-1946), błogosławiony Kościoła katolickiego, męczennik, który poniósł śmierć z rąk sowieckich oprawców.
Przyszły pasterz urodził się w rodzinie chłopskiej na Podolu w 1867 r. Po przyjęciu święceń kapłańskich jako duchowny unicki udał się pobierać dalszą formację duchowną w Wiedniu na „Augustineum”. W stolicy naddunajskiej monarchii opiekował się greckokatolickimi poddanymi cesarza Franciszka Józefa należącymi do dawnej parafii wiedeńskiej św. Barbary. Po powrocie do Galicji młody ksiądz ze stopniem doktorskim został dostrzeżony przez metropolitę Andrzeja Szeptyckiego i objął stanowisko rektora lwowskiego greckokatolickiego seminarium. Jednak nie zatrzymał się zbyt długo na we Lwowie, bo po dwóch latach został uznany za dobrego kandydata na stanisławowską diecezję w 1904 r. Trzeba zaznaczyć, iż było to najmłodsze biskupstwo unickie w Galicji, powstałe dopiero w 1885 r., a Chomyszyn stał się jego czwartym ordynariuszem od czasu założenia13.
W sytuacji kiedy społeczność Rusinów galicyjskich rozszarpywała wewnętrzna sprzeczka dotycząca kwestii tożsamościowych i przyszłości narodu, Kościół i sprawy wiary znalazły się na marginesie życia publicznego. Ścierające się ze sobą nurty narodowo-liberalny i konserwatywno-rusofilski używały retoryki religijnej jedynie jako zewnętrznych dodatków do spraw narodowych. Nowy pasterz diecezji z niespotykaną determinacją wziął się za przywrócenie Kościołowi należytego miejsca w życiu społecznym jako niekwestionowanemu autorytetowi mającemu tworzyć podstawy ładu moralnego. Kościół, zdaniem hierarchy, powinien porzucić dawną funkcję ostoi narodowej, odseparowującej Rusinów od Polaków, podkreślającym swą inność obrzędową wobec łacinników, a maksymalnie pod względem duchowości, życia wewnętrznego jak i obrzędów wyraźnie określić się jako katolicki. Temu też miało sprzyjać przechowywanie wszystkich zwyczajów i praktyk, które weszły do życia cerkiewnego z Kościoła łacińskiego. Zabiegał on, żeby krzewić nabożeństwa eucharystyczne, słabo rozwinięte w tradycji wschodniej, pobożność maryjną, kult świętych katolickich w tym rodzimych męczenników za wiarę, jakim był św. Jozafat Kuncewicz.
W czasie pierwszej wojny światowej bp Chomyszyn pozostawał jedynym hierarchą unickim na ziemiach Galicji Wschodniej. Metropolita Szeptycki został internowany przez Rosjan w głąb Rosji, a sędziwy bp Czechowicz, ordynariusz przemyski umarł w oblężonej twierdzy, natomiast zmuszony do wyjazdu do Wiednia biskup stanisławowski powrócił do swej diecezji zaraz po wyparciu Rosjan. Bp Chomyszyn korzystając z niczym nie skrępowanej możliwości działania poczynił szereg istotnych, prawie rewolucyjnych zmian w życiu diecezji. Przede wszystkim do Cerkwi został wprowadzony gregoriański kalendarz. Dotychczas Rusini na terenie monarchii Habsburgów liczyli czas wg. nowego i starego kalendarza. W życiu świeckim stosowano używany w całym państwie kalendarz gregoriański, życie religijne natomiast kierowało się starym stylem, juliańskim kalendarzem. W Stanisławowie od 1916 r. unitów przez jakiś czas zobowiązywał inny kalendarz niż we Lwowie, wierni tego samego obrządku mieszkający nieopodal siebie z odstępem prawie dwa tygodnie obchodzili święta kościelne14.
Ważnym posunięciem bp Chomyszyna w kierunku sanacji życia kościelnego było wprowadzenie obowiązku celibatu kleru. Wywołało to nie mniejszy rezonans niż reforma kalendarzowa. Dotychczas bowiem rodziny duchownych były ważną częścią społeczeństwa ukraińskiego, namiastką elit stanowych, z których wywodzili się liderzy narodowi. Formowanie niezachwianego w swych przekonaniach katolickich duchowieństwa, w sytuacji szerzącego się filoprawosławia i sporadycznych aktów apostazji wśród kleru unickiego, stało się podstawą ataków na biskupa ze strony rozpolitykowanych działaczy narodowych. Upatrywali oni w tym niebezpieczny zakus na stan posiadania Ukraińców, którym poprzez celibat duchowieństwa odbierano tradycyjny element struktury społecznej.
Sprawując swój urząd pasterski w odrodzonym państwie polskim władyka stanisławowski stał się świadkiem niespotykanego napięcia w relacjach Ukraińców z Polakami. Załamane po przegranej wojnie polsko-ukraińskiej o Lwów i ziemie Galicji Wschodniej polityczne środowiska ukraińskie szybko zaczęły się radykalizować w duchu komunistycznym i nacjonalistycznym. Jego obawy wyrażane jeszcze w okresie galicyjskim o tym, że Kościół unicki ma bardzo słaby wpływ na kształtowanie się życia politycznego Rusinów, niestety, się sprawdziły. Powiedziana niegdyś do św. abp. Józefa Bilczewskiego, metropolity lwowskiego analiza dotycząca kondycji Cerkwi greckokatolickiej w Galicji niestety pozostawała wciąż aktualną: „ukraińcy [czyli zwolennicy narodowego kierunku rozwoju – W.O.] ciągną do radykalnego błota, a moskalofile do schizmy”15. W odrodzonej Rzeczypospolitej kierunek moskalofilski (staroruski) wśród Rusinów prawie całkowicie zanikł. Sprzyjała temu zarówno koniunktura międzynarodowa – upadek Rosji carskiej w czasie wojny światowej i realizacja niemieckiego planu Mitteleuropa w stosunku do zachodnich obrzeży imperium rosyjskiego – tak i polityka rządu polskiego, wspierającego opcję ukraińską wśród Rusinów. Postępując w duchu doświadczeń XIX-wiecznych Kościół unicki nadal pełnił ważną rolę narodową wśród ludności tego obrządku, z tym że wspominany przez bp. Chomyszyna radykalizm zaczął się udzielać także środowiskom kościelnym. Wtapiając się w doczesną walkę polityczną Kościół tracił autorytet arbitra w sprawach moralnych, nawiązującego do wielowiekowej tradycji chrześcijaństwa, którego widocznym symbolem było papiestwo.
Sam biskup stał na twardych pozycjach ukraińskich, odrzucał zdecydowanie rusofilstwo z racji na zbyt mocny duch filoprawosławny wśród adeptów tej opcji narodowej. Pragnął on jak najdalej odseparować się od „schyzmatyckiej” czy też bolszewickiej Moskwy, a bezpiecznym schronieniem dla greckokatolickiej wspólnoty miała być cywilizacja europejska równoznaczna, dla biskupa, z łacińską. Dlatego poprzez przyswajanie w rycie unickim charakterystycznych łacińskich praktyk pobożnych, ujednolicenie się w innych formach życia kościelnego z resztą katolickiego świata bp Chomyszyn pragnął tworzyć nową tożsamość narodową Ukraińców w Polsce. Jako hierarcha reprezentujący majestat Kościoła chciał on także założyć poważne podwaliny pod konstrukcję społeczną nowej wspólnoty narodowej. Wiara, tradycja, powaga i szacunek do autorytetów – to były punkty odniesienia w działalności narodowej. Rzeczywistość natomiast dostarczała mu wręcz przeciwne przykłady. Wysiłki polityczne Ukraińców w czasie wielkiej wojny i prób tworzenia własnego państwa, jak życie narodowe w obrębie państwa polskiego były w ocenie bp. Chomyszyna groteskowe i pozbawione powagi trąciły chaosem i brakiem zmysłu państwowego. Daje on druzgocącą ocenę ówczesnym liderom narodowym i ich wysiłkom tworzenia państwa: „Cała tę historię ukraińskiego nimrodyzmu16, jeżeli nie miałaby tak tragicznych skutków, można by nazwać operetką teatralną. Bo kto znał tych „wodzów” narodu? Czym się oni właściwie wsławili i przysłużyli dla dobra wspólnego narodu? Semen Petlura dobrał sobie dyrektorię i obalał Pawła Skoropadskiego. Konowalec zorganizował bojówki i rozporządzał, tak samo Melnyk na własna rękę wydał manifest, a Bandera całkiem nieznany, tylko ksiądz jest znany tego imienia, może to jego ojciec, który swoim obrzędowym bizantynizmem doprowadził w swojej parafii do tego, że na obrzęd łaciński przeszło około 300 parafian. I ta dziedziczna anomalia anarchizmu przerodziła się w system „heroicznego budownictwa”. W imię tego systemu mógł Petlura mieć pretensje do bycia wodzem Ukrainy, to czemu także nie Konowalec, albo czemu nie Melnyk, to czemu nie Bandera, a jak nie Bandera, to czemu nie ktokolwiek inny? I tak bez końca będą wynurzać się „bohaterowie” i „wodzowie” narodu, którzy lekkim kosztem otrzymają imiona bohaterów nacjonalnych, a sam naród zaginie”17.
Władyka stanisławowski z zaniepokojeniem obserwował postęp relatywizmu etycznego wśród wiernych grekokatolików i szerzenie się radykalizmu o antychrześcijańskim podłożu. W 1933 r. napisał pracę pt. „Problem ukraiński”, w której poddał wnikliwej analizie kondycję współczesnego mu społeczeństwa ukraińskiego. Bp Chomyszyn zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo „wypaczonego” nacjonalizmu jako antychrześcijańskiej ideologii zatruwającej atmosferę życia narodowego: Ów wadliwy, zatruty i szkodliwy nacjonalizm stał się u nas nową religią, podobnie jak materializm u bolszewików. „Ukraina nade wszystko” – to dogmat naszego nacjonalizmu. Sprawy wiary, Kościoła i religii nie mają w ogóle znaczenia, albo ustąpiły na drugi plan, z łaski tolerowane jeszcze dla tradycji albo zwyczaju. Wszystko, co jest narodowe, uważa się za święte, cenne i konieczne, a sprawy wiary, Kościoła i religii uważane są jako zbyteczne, nieproduktywne, zacofane. Stąd owa obcość, nieuprzejmość, niepopularność, a nawet wrogi stosunek do wszelkiej akcji, do wszystkiego, co tchnie duchem religijnym […] Duchowieństwo ma u nas o tyle tylko znaczenie, o ile składa materialne ofiary na cele narodowe, zapędza naród w sieci działaczy narodowych – przede wszystkim pod czas wyborów – i rzetelnie spełnia ich rozkazy. Obelżywe słowo „pop” – to powszechna nazwa kapłana. Biskup powinien być również tylko służalcem wszelkich narodowych komitetów i słuchać ich rozkazów, nawet w sprawach kościelnych. Prasa nacjonalistyczna albo też ulica – to trybunały, które mają u nas już tradycyjne prawo sądzenia biskupów18.
Biskup proroczo zwracał uwagę na niebezpieczne cechy etycznego nihilizmu, jak również nienawiści tkwiące w ideologii nacjonalizmu, które w nieodległej przeszłości doprowadziły do straszliwego ludobójstwa na Kresach. W związku z tym przestrzegał swych wiernych: Nacjonalizm począł u nas przybierać cechy ducha pogańskiego, albowiem wprowadza pogańską etykę nienawiści, nakazuje nienawidzić wszystkich, którzy są innej narodowości, a nawet wzbraniając nieść im pomoc i okazywać miłosierdzie w ich nieszczęściu. To właśnie jest przeciwne etyce chrześcijańskiej, Chrystus bowiem nakazał słowem i swoim przykładem miłować bliźnich swoich i to nie tylko przyjaciół i swoich, ale również i wrogów osobistych i ludzi obcych narodowością. Dalej hierarcha przestrzegał: „Ale nie tylko duchem pogańskim począł zionąć nasz ukraiński nacjonalizm. Co gorsza, na tle nacjonalizmu ukraińskiego zjawiły się oznaki pewnego rodzaju satanizmu”19.
Biskup z przerażeniem przewidywał nieszczęścia i klęski, które sprowadzi zbrodnicza ideologia na miły jego sercu naród. Już współczesna mu sytuacja społeczno-polityczna nie rokowała dobrej przyszłości ludności ukraińskiej: Hurrapatrioci narodowi, szowiniści i krótkowzroczni politycy ukraińscy spowodowali również gorzki los narodu ukraińskiego. Ludzie ci, którzy postępowali raczej jak obłąkańcy aniżeli jak przywódcy, oni to właśnie opluwali wszelki poważny prąd. Oni to wprowadzali ten duchowy rozkład w narodzie, oni to podkopali wiarę i moralność, oni to oślepili i zatruli naród. Oni to i nadal wywołują gniew Boży i gotowi do tego doprowadzić, że z kipiącego kotła Wschodu poleje się lawa ognista, która może nas całkowicie zniszczyć z oblicza ziemi20.
Dla uzdrowienia społeczeństwa ukraińskiego w Małopolsce Wschodniej bp Chomyszyn inicjował powstanie politycznych partii i ruchów odwołujących się do nauki Kościoła. Dzięki jego wysiłkom w 1925 r. została powołana Ukraińska Chrześcijańska Organizacja, a jej organ prasowy „Nowa Zorja” stał się trybuną inteligencji katolickiej. W 1930 r. ordynariusz stanisławowski zainspirował powstanie Ukraińskiej Katolickiej Partii Ludowej, wobec której chłodną postawę przyjął metropolita Andrzej Szeptycki. W kwestii społeczno-politycznej bowiem zaistniał spór światopoglądowy między bp. Chomyszynem a metropolitą Lwowa.
Biskup uważał szerzący się wśród Ukraińców nacjonalizm za zło uniwersalne, absolutne wypaczenie moralne i wielkie zagrożenie dla egzystencji narodu. Żaden kompromis z tą ideologią, podobnie jak i z komunizmem, nie był dla niego możliwy. W swoich pamiętnikach „Dwa Królestwa”, które ukazały się drukiem w 2016 r., bł. Grzegorz używa dość dosadnej charakterystyki tej ideologii i jej niebezpiecznych skutków: Głównym naszym sprzeniewierzeniem się jest herezja nacjonalizmu. Ta herezja jest najcięższą i najbardziej niebezpieczną herezją naszego czasu. Opętała ona umysły i serca prawie wszystkich narodów ziemi. Ona spowodowała prawie całkowite duchowe zboczenie. Stawia ona nacjonalizm ponad wszystko, nawet ponad Boga, ponad Kościół, ponad prawa Boże. Chrystus jako król wszystkich ludów nie jest brany w rachubę. Jest lekceważony albo i wprost zaprzeczany. Skutki tej herezji są straszne. Narody jęczą w jarzmie, karzą same siebie, nienawidzą się nawzajem i wyniszczają się. Ta herezja nacjonalizmu opętała także nasz naród i stała się prawie bałwochwalstwem. „Naród ponad wszystko”, łaskę robimy Bogu, gdy postawimy imię Boże na drugim miejscu: „Naród i Bóg”. Postawiliśmy prawdę naszą ponad prawdę Bożą, czyli jak mówi Paweł Apostoł: „Zamieniliśmy prawdę na kłamstwo” (Rzym I, 25). Liczy się dla nas sumienie narodowe. W imię tegoż sumienia proklamuje się zasada, że wszystkie środki, nawet nieetyczne, są dozwolone, gdy chodzi o dobro narodu i budowę państwa. Kościół ma służyć polityce, wiara i religia ma stanąć do jej usług. Kto myśli inaczej, kto się temu sprzeciwia, uchodzi za wroga narodu21.
Metropolita Szeptycki, korzystając ze wszystkich nadarzających się koniunktur politycznych dla realizacji swych wizjonerskich projektów kościelno-narodowych, nie omieszkał także ułożyć współpracy z rosnącymi w siłę nacjonalistami. Amerykański badacz nacjonalizmu ukraińskiego John Armstrong twierdził, iż metropolita od lat był „energicznym zwolennikiem ukraińskich nacjonalistycznych ruchów”22. Zaznaczał co prawda, że poprzez dialog chciał odwieść radykałów od skrajności i zbliżyć do chrześcijaństwa. Wysiłki te przypominały jednak zamiary nawrócenia prawosławnej Rosji poprzez maksymalne zbliżenie się do niej obrzędowo i mentalnościowo. Jakie były wyniki tych podejść – doskonale wiemy: kończyło się to apostazjami.
Podnosząc nacjonalistycznych watażków do rangi partnera w relacjach z Kościołem, metropolita Szeptycki relatywizował zło tkwiące w ideologii zawartej w ich dokumentach programowych. Nie potępił on antychrześcijańskiego w swej istocie tzw. Dekalogu nacjonalistycznego, nie przestrzegał wiernych przed szerzącym się niebezpieczeństwem demoralizacji narodu.
Bp Chomyszyn nie mógł się pogodzić z bezczynnością metropolity w tak ważnych dla narodu sprawach. We wspomnianych pamiętnikach „Dwa Królestwa” jego postawę wobec szerzącego się radykalizmu oceniał jako druzgocącą: Metropolita to wszystko zaniedbał i dlatego zamiast trzeźwej i rozważnej polityki [wśród Ukraińców – W.O.] rozpoczął się kurs akcji terrorystycznych podziemnych bojówek naszej młodzieży organizowany na własną rękę przez różnych niepowołanych „wodzów”. Metropolita nie tylko nie spełnił swego obowiązku, ale zajął bierne stanowisko wobec bojówek terrorystycznych, a może raczej pośrednio sprzyjał im, w każ- dym bądź razie aprobował milczeniem […] Rozumny i kochający swe dzieci ojciec nie tylko troszczy się o ich dobro, ale także gdy jest potrzeba, napomina je i karci, a nawet karze. Przysłowie mówi „Kochaj dziecko jak duszę i trzęś nim jak gruszką”. Metropolita, który rościł sobie prawo do bycia ojcem narodu, nie spełnił tego obowiązku. Milcząc, patrzył on biernie przez palce na wszystkie nasze uchybienia, a nawet pośrednio wspierał. Przez to urósł on na wielkiego patriotę, lecz wyrządził krzywdy nam więcej niż jakiś otwarty wróg, ponieważ nie troszczył się on o dobro narodu ukraińskiego, zależało mu na własnej wielkości, a nie na wielkości narodu ukraińskiego23.
Będąc patriotą swego narodu, bp Chomyszyn szczerze życzył swemu narodowi zdobycia niepodległości. Nie szczędził słów krytyki względem polityki dyskryminacyjnej władz polskich wobec mniejszości ukraińskiej, wytykał też duchowieństwu łacińskiemu brak chrześcijańskiej miłości i wyniosłość w stosunku do greckokatolickich współbraci. Nie nawoływał jednak do nienawiści ani przemocy, ale zachęcał do pokojowej rozbudowy struktur narodowych. Taka uczciwa postawa zjednywała biskupowi stanisławowskiemu szczere poważanie w episkopacie łacińskim. Cieszył się on szacunkiem u św. abp. Józefa Bilczewskiego, z którym łączyło go środowisko chłopskie, z jakiego wywodzili się obaj świętobliwi hierarchowie, wyczulona wrażliwość na prawdę i sprawiedliwość, zaangażowanie w kwestie społeczne. Łaciński arcybiskup Lwowa niejednokrotnie wspierał i protegował bp. Chomyszyna w obliczu narastających fal wrogości ze strony społeczeństwa ukraińskiego, w szczególności po podjęciu przez niego kroków skierowanych na wzmocnienie ducha katolickiego wśród wiernych diecezji w czasie I wojny światowej. Św. Arcybiskup pisał: „Gloryfikacja Ks. Szeptyckiego rozzuchwaliła duchowieństwo i pismaków, którzy obrzucają go teraz ostatnimi wyzwiskami”24. Wsparcie cieszącego się wielkim poważaniem hierarchy kościelnego miało dla bp. Chomyszyna wielkie znaczenie. „W nieszczęściu pokazuje się prawdziwa przychylność i życzliwość. Za pomocą Bożą znoszę wszystko spokojnie” – odpowiadał z wdzięcznością ordynariusz stanisławowski abp. Bilczewskiemu25.
W wydanym we Lwowie katalogu hierarchii katolickiej „Książęta Kościoła katolickiego w Polsce” bp Chomyszym uzyskał jedną z najprzychylniejszych opinii i ocen swego pasterzowania: Ksiądz biskup Chomyszyn idzie wytrwale i energicznie śladami Swego Patrona i Papieża Grzegorza VII. Całe życie poświęca wzniosłej idei jak największego zespolenia obrządku grecko-katolickiego z rzymsko-katolickim. Tak jak papież Grzegorz VII walczył o celibat duchowieństwa, tak i ksiądz-biskup krzewi na terytorium swojej diecezji bezżenność kleru i to z bardzo dodatnim skutkiem. – Zaprowadzenie jednolitego kalendarza w kościele obydwóch obrządków jest również programem Tego wielkiego biskupa – który dzieli los wielkich ludzi: za życia zawiść i zazdrość małych ludzi – lecz historia już zapisała imię biskupa Chomyszyna złotymi zgłoskami. Prawdziwy – bo świadomy celu – biskup26.
Postać bp. Chomyszyna jest prawie nieznana w Polsce i celowo przemilczana na Ukrainie. Znany i szanowany przez starszą generację polskich kapłanów i hierarchów, do których należał także św. Jan Paweł II, stopniowo zapominał się wraz z odejściem duchownych pamiętających przedwojenną rzeczywistość Kościoła na polskich Kresach. Papież przed swą wizytą na Ukrainie w 2001 r. osobiście zabiegał o to, żeby sprawa beatyfikacyjna bp. Chomyszyna została na przygotowana na czas. On też wyniósł stanisławowskiego władykę na ołtarz jako błogosławionego męczennika. Na Ukrainie pamięć o wielkim biskupie żyła wśród przebywających w podziemiu zwolenników jego poglądów na Kościół i naród. Niestety po uzyskaniu wolności religijnej zwolennicy Chomyszyna nadal pozostali w swoistym podziemiu, marginalizowani przez urzędowe struktury Kościoła greckokatolickiego naznaczone zbyt silnym wpływem nacjonalizmu. Kustosz pamięci o Grzegorzu Chomyszynie, ks. Ihor Pełechatyj, redaktor naczelny założonego przez hierarchę pisma katolickiego „Nowa Zorja”, wyrzucony z pracy za wydanie drukiem zapisków-testamentu Błogosławionego, tak przedstawia losy Błogosławionego Biskupa Męczennika: „Na jego cześć nie powstają monumentalne pomniki i nie są odsłaniane tablice pamiątkowe, nie organizuje się niezliczonych głośnych uroczystych akademii i konferencji naukowych, nie odbywają się pielgrzymki do miejsca jego pochówku, bo nie jest ono znane: spoczywa na cmentarzu cmentarnym albo w grobie zbiorowym w Bykowni pod Kijowem. On był zniesławiany za życia jako biskup katolicki, katowany w kazamatach NKWD-MGB jako gorący patriota ukraiński, oczerniany po śmierci męczeńskiej zarówno przez bezbożników jak i wydawałoby się swoich braci w wierze, którzy nadal to czynią do dziś wyzywając go od latynizatora i zdrajcy”27.
Ukazanie się drukiem w ubiegłym roku książki-testamentu bł. Grzegorza Chomyszyna wywołało ponowne żywe zainteresowanie się jego osobą i dziełem. Niesamowita agresja i szykany ze strony oficjalnych władz greckokatolickich przy wykorzystaniu zgodnie z tradycją reżymów totalitarnych usłużnych kłamców-„historyków”, mediów i aparatu bezpieczeństwa równoważona była wielkim zapotrzebowaniem na słowo Błogosławionego wśród zwykłych wiernych i kapłanów. Książka w okamgnieniu rozeszła się zaraz po jej ukazaniu się. Wyrzucana z księgarni greckokatolickich książka była rozprowadzana przez placówki Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie. To zamieszanie w czasach społeczeństwa informacyjnego niespodziewanie przyczyniło się do dobrej promocji zarówno dzieła bp. Chomyszyna, jak i jego osoby.
W bieżącym roku 25 marca przypadała 150 rocznica urodzin bł. bp. Grzegorza Chomyszyna. Bardziej niż skromne echo miało to wydarzenie na Ukrainie, w jego Kościele. Synod biskupów obradujący we Lwowie 4-11 września 2016 r. nie uznał za stosowne dostrzec męczennika w oficjalnym harmonogramie obchodów świętowanych w Kościele greckokatolickim28. Nie jest to też „bohater”, na których jest zapotrzebowanie na Ukrainie.
Krzepi serca zaś to, że na swym posiedzeniu 23 marca 2017 r. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej godnie uczcił ukraińskiego biskupa jednogłośnie podejmując uchwałę o następującej treści: „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w 150. rocznicę urodzin błogosławionego biskupa Grzegorza Chomyszyna – greckokatolickiego ordynariusza stanisławowskiego, obywatela II Rzeczypospolitej Polskiej, męczennika reżimu komunistycznego, nieustającego orędownika pojednania polsko-ukraińskiego składa hołd Prorokowi Ukrainy, który był niestrudzonym głosicielem wartości europejskich wyrastających z tradycji chrześcijaństwa i cywilizacji łacińskiej. Przestrzegał on swój naród przed zbrodniczymi ideologiami, nawołującymi do nienawiści i niszczenia wielowiekowego dorobku tradycji tolerancji wytworzonej na ziemiach I Rzeczypospolitej.
Postawa błogosławionego biskupa powinna stać się symbolem polsko-ukraińskiego pojednania opartego na historycznym i duchowym dziedzictwie wspólnoty obu narodów bazującym na niepodważalnych fundamentach moralności i prawdy”29.
1 Wspomina o tym G. Motyka w książce Cień Kłyma Sawura. Polsko-ukraiński konflikt pamięci, Gdańsk 2013, s. 99.
2 K. Czawaga, Puste słowa zamiast czynow, „Kurier Galicyjski” 11(231), 16-29 czerwca 2015 r., s. 2.
3 Син українського священика став символом нації, – Архиєпископ Ігор Возьняк проБандеру, http://galinfo.com.ua/print/8091.html
4 Слово Владики Ігоря на посвячені таблиці Роману Шухевичу, www.ugcc.lviv.ua/index-2php?option=com_content&task=view&id=846<emid=418pop=1&page=0
5 Na ironię losu abp Woźniak działając w podziemiu uczestniczył w duszpasterstwie rzymskokatolickim. Zob.: Abp Woźniak administratorem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, http://ekai.pl/wydarzenia/swiat/x38381/abp-wozniak-administratorem-ukrainskiego-kosciola-greckokatolickiego/
6 Słowa te znalazły się we wspolnej deklaracji biskupow i stały się wyrazem przeprosin za „zbrodnie popełnione w 1943 r.”. Zob.: Deklaracja, „Wołanie z Wołynia” 4(113), lipiec-sierpień 2013 r., s. 44.
7 Wart przypomnienia w tym miejscu fakt, iż kodeks moralny nacjonalistow tzw. „Dekalog” nawoływał do zemsty, podstępu, zbrodni morderstwa. Nie uznawał on Boga osobowego, ale odwoływał się do „Ducha odwiecznego żywiołu” w nietzscheańskim rozumieniu. Aktywni członkowie OUN jak pacierz odmawiali zamiast modlitwy „przykazanie” „Dekalogu”. Obserwujący tę „religijność” nacjonalistow ksiądz greckokatolicki, ktory znalazł się wraz z nimi w warszawskim więzieniu przed wojną tak opisywał swe doświadczenie: „Był to styl życia, praktyczny przejaw „metafizycznego” światopoglądu, a razem z tym praktyczna profanacja elementu kultu religijnego – modlitwy”. В. Поліщук, Гірка правда. Злочинність ОУН-УПА (сповідь українця), Торонто-Варшава-Київ 1995, s. 370-371, 380.
8 ≪Українське Слово≫ 33(3285), 16-22 серпня 2006 р., s. 2.
9 Степан Бандера про необхідність віри, www.lds.lviv.ua/Статті/Степан-Бандера-про–необхідність-віри (wydruk komputerowy w: Archiwum Ośrodka Badań nad Historią i Tradycją Metropolii Lwowskiej Obrządku Łacińskiego we Lwowie (AOBHTML), teczka „Wołyń 70”).
10 Zob.: M. Walaszczyk, Nobel za szyderstwa, „Nasz Dziennik” 18 lipca 2013 r., http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/48411,nobel-za-szyderstwa.html
11 Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – Nie będzie pojednania bez prawdy, http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/08/ks-tadeusz-isakowicz-zaleski-nie-bedzie-pojednania-bez-prawdy/
12 Zob.: s. 48. W. Poliszczuk, Nacjonalizm ukraiński w dokumentach (część 1). Integralny nacjonalizm ukraiński jako odmiana faszyzmu. Tom trzeci. Dokumenty z zakresu zasad ideowych i założeń programowych nacjonalizmu ukraińskiego, Toronto 2002, s. 48.
13 А. Бабяк, Нові українські мученики ХХ ст., Рим 2002, s. 113.
14 Zob.: W. Osadczy, Święta Ruś. Rozwoj i oddziaływanie idei prawosławia w Galicji, Lublin 2007, s. 588-589.
15 „Dzienniczek Sługi Bożego Jozefa Bilczewskiego abpa lwowskiego o. ł., Lwow 1900-1921”, Archiwum Archidiecezji Lwowskiej w Krakowie, b. sygn., mps., s. 58.
16 Od biblijnego Nimroda, olbrzyma myśliwego, założyciela państwa babilońskiego. Symbol bezprawnej uzurpacji władzy, despotyzmu i chaosu.
17 Блаженний Священомученик Григорій Хомишин, Два Царства, ред. І. Пелехатий, В. Осадчий, Люблін 2016, s. 114-115.
18 G. Chomyszyn, Problem ukraiński, w: Materiały i studia z dziejow stosunkow polsko–ukraińskich, red. B. Grott, Krakow 2008, s. 17, 89.
19 J ak wyżej, s. 25.
20 Jak wyżej, s. 37.
21 Блаженний Священомученик Григорій Хомишин, Два Царства, s. 330.
22 J. A. Armstrong, Ukrainian Nationalism. Third Edition, Ukrainian Academic Press 1990, 35.
23 Блаженний Священомученик Григорій Хомишин, Два Царства, s. 116, 118.
24 J. Wołczański, Listy biskupa Grzegorza Chomyszyna do arcybiskupa Jozefa Bilczewskiego z lat 1904-1922, „Śląskie Studia Humanistyczno-Teologiczne” 2003, t.36, z.1, s. 237.
25 Jak wyżej, s. 250.
26 Książęta Kościoła katolickiego w Polsce, Lwow 1926, kartka „Ks. dr. Grzegorz Chomyszyn grecko-katolicki biskup stanisławowski”.
27 Cyt. za: Блаженний Священомученик Григорій Хомишин, Два Царства, s. 96.
28 Комунікат Синоду Єпископів УГКЦ, http://news.ugcc.ua/documents/komun%D1%-96kat_sinodu_yepiskop%D1%96v_ugkts_77465.html
29 Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 23 marca 2017 r. w sprawie uczczenia pamięci błogosławionego biskupa Grzegorza Chomyszyna w 150. rocznicę jego urodzin, http://orka.sejm.gov.pl/opinie8.nsf/nazwa/1402_u/$file/1402_u.pdf
Tekst ukazał się w miesięczniku społeczno-politycznym Polityka Polska nr 4/2017.
[…] Błogosławiony Grzegorz Chomyszyn, greckokatolicki biskup stanisławowski, a problem pojednania pol… […]