Wojciech Błasiak, ekonomista i socjolog, dr nauk społecznych,
Rzecz o wpływie proporcjonalnej ordynacji wyborczej do Sejmu (obowiązującej w Polsce od początku tzw. demokracji III RP -przyp. PP) na życie polityczne we współczesnej Polsce
Ordynacja wyborcza do parlamentu określa sposób wybierania posłów (i ewentualnie również senatorów) przez wyborców. Określa kto i na jakich warunkach może kandydować, a więc rozstrzyga o treści biernego prawa wyborczego obywateli. Określa równocześnie kogo i na jakich warunkach można wybierać, decydując o sposobie przeliczania oddanych głosów na mandaty poselskie, a więc rozstrzyga o treści czynnego prawa wyborczego obywateli.
Partyjna oligarchia wyborcza
Ponieważ w Polsce to Sejm, a nie Senat, jest w systemie parlamentarno-gabinetowym rdzeniem władzy politycznej, to ordynacja wyborcza do Sejmu, a nie do Senatu, jest decydująca dla określania ustroju politycznego państwa.
Obecna proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu w Polsce odbiera obywatelom ich bierne prawo wyborcze. W przeciwieństwie bowiem do ordynacji większościowej z regułą jednomandatowych okręgów wyborczych, uniemożliwia im indywidualne kandydowanie do Sejmu jako obywatelom właśnie. W ordynacji proporcjonalnej mogą oni kandydować wyłącznie jako przedstawiciele komitetów wyborczych z reguły partii politycznych, a więc wyłącznie za zgodą i akceptacją na ten start liderów i działaczy samych partii politycznych. Jest to złamaniem Konstytucji, która gwarantuje wszystkim obywatelom ich bierne prawo wyborcze do kandydowania.
Obecna proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu czyni równocześnie fasadowym czynne prawo wyborcze obywateli. Czynne prawo wyborcze do wybierania swoich przedstawicieli jest bowiem pozorowane aktem głosowania na już wybranych przez władze partii polityczne ich kandydatów. Czynne prawo wyborcze jest więc fasadowe, gdyż obywatel jest zmuszony do wybierania swoich przedstawicieli wyłącznie spośród już wybranych przedstawicieli partii politycznych. Tym samym polscy obywatele nie mają możliwości wybierania swoich kandydatów spośród tych Polaków, którzy chcieliby kandydować.
Tym samym proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu tworzy w rzeczywistości polityczny ustrój oligarchii wyborczej, w której to partie polityczne jako instytucje mają monopol na wybór posłów do parlamentu. Tylko bowiem z ich list wyborczych, o składzie osobowym, o którym one same decydują, można zostać wybranym do reprezentowania politycznego wyborców. Wyborcy głosują, ale wybierają tylko spośród już wybranych kandydatów partii politycznych.
Dzięki tej ordynacji posłowie, a w konsekwencji i politycy, nie są bezpośrednio zależni od wyborców. Są bowiem bezpośrednio zależni od władz swoich partii, które ustalają listy wyborcze, decydując o ich losie politycznym. Konsekwencją socjopolityczną jest działanie prawidłowości Fredericka Forsytha w postaci stałej tendencji do korupcji, strukturalnej nieudolności i samowoli polityków, a szerzej przedstawicieli wszelkiej władzy w państwie.
Wynika to z faktu, iż brak bezpośredniej zależności od wyborców, a szerzej społeczeństwa, w sytuacji posiadania władzy w stosunku do tegoż społeczeństwa, rodzi stałe poczucie wyższości i bezkarności. Jest to fundament funkcjonowania miękkiego państwa oligarchicznego, które ma stałą tendencję do korupcji, nieskuteczności i samowoli, aż po anarchię jego aparatów władzy.
Generowanie podziałów socjopolitycznych
i ideologicznych
W ordynacji większościowej z regułą JOW o wyborze kandydata decyduje bezwzględna większość wyborców w jego okręgu wyborczym. Kandydaci muszą więc odwoływać się do interesów, aspiracji i ambicji bezwzględnej większości swoich wyborców, czyli do ich większości. Muszą więc formułować programy wyborcze odwołujące się do tej większości, a następnie realizować je w parlamencie. A to oznacza konieczność odwoływania się do tego, co nade wszystko łączy większość i poszukiwania rozwiązywania wspólnych dla tej większości problemów, a redukowania tego, co tę większość w różny sposób dzieli. W konsekwencji zaś oznacza to konieczność poszukiwania wspólnych kompromisów w tych podziałach i różnicach. To wzmacnia spójność socjopolityczną, a w konsekwencji narodową wspólnotę. „… kandydaci i ich sztaby wyborcze – twierdził Mateusz Morawiecki – muszą umieć wypracowywać rzeczywiste kompromisy pomiędzy różnymi, nierzadko przeciwstawnymi sobie grupami społecznymi. Te zaś kompromisy mają dla społeczności danego okręgu (a w efekcie końcowym dla całego społeczeństwa) bardzo pozytywne znaczenie i ukazują zantagonizowanym grupom wspólny cel i wypracowują opcję rozwoju akceptowalną dla większości wyborców” (Mateusz Morawiecki, Jak najlepiej wybierać posłów?, w: Romuald Lazarowicz, Jerzy Przystawa [redakcja], Otwarta księga. O jednomandatowe okręgi wyborcze, Wydawnictwo SPES, Wrocław 1999, s. 92-93)
Rozwiązywanie wspólnych dla większości problemów i tworzenie akceptowalnych przez większość kompromisów staje się z konieczności dla tak wybranych posłów rdzeniem ich praktyki parlamentarnej, bez którego nie zostaliby ponownie wybrani. „Elementem kultury politycznej systemów większościowych – twierdzą D. C. Hallin i P. Mancini – a przynajmniej tych o ugruntowanej tradycji demokracji większościowej – jest zasada, że partie współzawodniczą nie po to, aby uzyskać większy udział we władzy w celu reprezentowania jednego segmentu społeczeństwa, ale w celu reprezentowania całego narodu” (D. C. Hallin, P. Mancini, Systemy medialne. Trzy modele mediów i polityki w ujęciu porównawczym, Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2007, s. 51).
W ordynacji proporcjonalnej o wyborze kandydata z listy partyjnej decyduje poparcie dla jego partii i jej liderów określonego segmentu społeczeństwa, jakiejś jego części, jakiegoś jego procentu. Ten segment, ta część, ten procent ogółu jest wyodrębniony poparciem dla danej partii politycznej, która się do jego wyodrębnionych, a różnych od całości społeczeństwa interesów, aspiracji i ambicji odwołuje. W ordynacji proporcjonalnej nie ma odwoływania się do kompromisowych rozwiązań, a interesy wspólne są w istocie neutralne politycznie, gdyż nie służą wzmacnianiu partyjnego i partykularnego elektoratu. Tak więc w tej ordynacji kandydaci list partyjnych odwołują się ostatecznie do tego, co dzieli społeczeństwo, a przynajmniej go różnicuje. I dotyczy to również ich praktyki parlamentarnej. Parlamentarne partie działają zasadniczo na rzecz zwiększania swego partykularnego wpływu w sprawowaniu władzy w państwie, a nie rozwiązywaniu problemów dla całego społeczeństwa.
„W ordynacji proporcjonalnej – dowodził M. Morawiecki – tworzą się partie, reprezentujące interesy wąskich grup społecznych. Zasada wyłącznej obrony interesów własnego zaplecza wyborczego (…) jest niejako wbudowana w kampanię wyborczą i przyszły model działania. Kandydaci nie mają bodźca do wypracowania kompromisów z innymi grupami interesów. W ten sposób model ordynacji proporcjonalnej przyczynia się do dezintegracji i atomizacji społeczeństwa” (M. Morawiecki, s. 93).
Tak więc ordynacja proporcjonalna generuje podziały socjopolityczne i ideologiczne w społeczeństwo na potrzeby partii politycznych. Partie polityczne są obiektywnie zainteresowane utrzymywaniem, a nawet pogłębianiem tych podziałów socjopolitycznych i ideologicznych, które utrzymują i scalają ich segmentowe elektoraty wyborcze. To ostatecznie prowadzi do osłabiania więzi narodowych i stale deformuje życie polityczne społeczeństwa i destabilizuje procesy rządzenia i administrowania państwem.
W przypadku Polski mamy do czynienia z tworzeniem się nowych podziałów socjopolitycznych w oparciu o różnice ideologiczne czy tylko etyczne. Takim klasycznym tego przykładem jest stałe wykorzystywanie różnicy stosunku do aborcji, jako generującego podziały socjopolityczne. Do tworzenia nowych podziałów, wokół których można stworzyć nowy segment elektoratu wyborczego wykorzystywane są wręcz koniunkturalne napięcia społeczne, które generuje się i utrwala. Takim przykładem była katastrofa smoleńska czy jest obecny spór wokół reformy sądownictwa. To dodatkowo rozbija spójność społeczną i narodową oraz dezintegruje życie nie tylko polityczne, ale i całość życia społecznego.
Ma to szczególnie negatywny wpływ na praktykę funkcjonowania parlamentu i jakość jego pracy, podobnie jak i na jakość rządzenia. „Nie jest rolą członka parlamentu reprezentować wyborców tak, jakby byli losową próbką ludzi – pisał kanadyjski filozof polityku John T. Pepall – I nie jest rolą rządu służyć ludziom podzielonym ze względu na ich poglądy czy interesy, problemy czy kultury, płeć czy grupy wiekowe i tak dalej. Rząd musi działać na rzecz wspólnych interesów i spraw publicznych ludzi. Członkowie parlamentu muszą koncentrować się na wspólnym dobru i muszą próbować reprezentować wyborców we wspólnych sprawach, a nie tak jak oni mogą być podzieleni” (John T. Pepall, Laying the Ghost of Electoral System, Canada’s Faunding Ideas Series, September 2011, s. 3).
Partiokracja i oligarchie partyjne
W ordynacji większościowej to poseł jest reprezentantem wyborców, gdyż jest od nich bezpośrednio zależny i przez nich bezpośrednio oceniany. Zależność zaś posła od jego partii jest tylko pośrednia. Ostateczny los posła jest bowiem w rękach wyborców, a nie w rękach władz partii. W konsekwencji partie polityczne są formami stowarzyszeń politycznych o konfederacyjnym charakterze, opartym na szerokich kompromisach i uzgodnieniach pomiędzy tworzącymi je grupami politycznymi. Władze partii są bezpośrednio pochodną władzy reprezentacji parlamentarnej i ich liderów.
Obowiązkiem posła tak wybieranego, ocenianego i rozliczanego politycznie jest reprezentowanie ogółu wyborców swojego okręgu, gdyż został wybrany bezwzględną większością głosów wyborców tego okręgu. Poseł jest „osobiście odpowiedzialny przed ludźmi”, jak to ujął Karl Popper (Karl Popper, O demokracji, w: R. Lazarowicz, J. Przystawa…, s. 17). Ta osobista odpowiedzialność jest zagwarantowana faktem, iż jest on jedynym przedstawicielem wyborców w ich relatywnie małym, bo kilkudziesięciotysięcznym okręgu wyborczym.
Sytuacja ulega całkowitej zmianie przy wyborze posła w ordynacji proporcjonalnej. „Wszystko to jest zniesione – twierdził K. Popper – jeżeli konstytucja jakiegoś państwa zawiera postanowienie o reprezentacji proporcjonalnej. Albowiem przy obowiązywaniu tej zasady kandydat zabiega o wybór wyłącznie jako przedstawiciel partii, niezależnie od sformułowania konstytucji. Jego wybór jest wyborem głównie, jeśli nie wyłącznie, pewnej partii, do której kandydat należy. Jego zatem podstawowa lojalność dotyczy partii i ideologii partyjnej, nie zaś ludzi (z wyjątkiem może przywódców partyjnych)” (K. Popper…, s. 18)
Dlatego w ordynacji proporcjonalnej poseł jest nade wszystko reprezentantem partii politycznej, gdyż jest od niej bezpośrednio zależny, jest przez nią oceniany i rozliczany. Jego los polityczny jest całkowicie zależny od decyzji władz partii. To te władze decydują, czy wystartuje on w wyborach parlamentarnych oraz zasadniczo przesądzają o jego szansach wyborczych, decydując o kolejności jego miejsca na partyjnej liście wyborczej.
Tak wybrany poseł jest natomiast tylko pośrednio zależny od wyborców, będąc znacząco anonimowy wśród wielości posłów w kilkusettysięcznym okręgu wyborczym. Nawet w sytuacji osobistej kompromitacji w danym okręgu wyborczym, zawsze może zostać wystawiony na liście partyjnej w innym okręgu wyborczym, w którym jest nieznany.
Ordynacja proporcjonalna całkowicie zmienia charakter i formułę partii politycznych w stosunku do partii w ordynacji większościowej. „Przede wszystkim reprezentacja proporcjonalna nadaje partiom (nawet jeśli dzieje się to tylko pośrednio) status konstytucyjny – twierdził K. Popper – którego w innym przypadku nie dostąpiłyby. Albowiem nie mogą już wybierać osoby, której powierzam reprezentowanie mnie – wybierać mogę jedynie pewną partię. Ludzie zaś, którym wolno reprezentować tę partię, wybierani są wyłącznie przez tę partię. O ile ludzie i ich opinie zawsze zasługują na największe poszanowanie, o tyle opinie przyjmowane za obowiązujące przez partie (które są typowymi narzędziami osobistego awansu i władzy, ze wszystkimi związanymi z tym możliwościami intryg) nie powinny być utożsamiane ze zwykłymi ludzkimi poglądami. Są one bowiem ideologiami” (K. Popper… s. 17).
Partie polityczne w ich statusie konstytucyjnym monopolizują podmiotowość polityczną i uzyskują oligarchiczną władzę w państwie. Nikt poza ich decyzjami nie może wejść na scenę polityczną państwa. Żaden polityk, żadne środowisko polityczne i żadna grupa polityczna nie jest w stanie funkcjonować politycznie na poziomie państwa poza partiami politycznymi. Państwo zaś jest w konsekwencji łupem wyborczym samych partii po wygranych wyborach parlamentarnych.
Tworzy to system partiokracji, w którym jedynie partiom politycznym przysługuje pełna podmiotowość polityczna w państwie, włącznie z wyłącznością na realizację obywatelskich praw wyborczych w postaci biernego i czynnego prawa wyborczego. To partie polityczne, a nie obywatele de facto kandydują i są wybierane oraz to one wybierają tych, na których potem głosują wyborcy.
Są to wszakże partie, które nie mają charakteru stowarzyszeniowego i konfederacyjnego, lecz mają charakter zorganizowanej grupy politycznego interesu. Są grupami politycznego interesu, których celem jest udział we władzy państwowej dla realizacji interesów swych członków. Są równocześnie zorganizowane oligarchicznie, gdyż pełnia władzy nad posłami, a szerzej partyjnymi politykami, spoczywa w rękach zwykle nielicznego kierownictwa partyjnego, zwykle z wyraźną koncentracją władzy partyjnej w rękach jednego lidera (wręcz na podobieństwo wojskowego wodza otoczonego partyjnym dworem). Ta oligarchiczna, aż po wodzowską partyjna władza wynika z prawa do ustalania i wystawiania list wyborczych, a więc decydowania kto i z jakimi szansami może zostać posłem, a tym samym politykiem.
W tym systemie partiokracji wprowadzane są do życia politycznego państwa, a również życia społecznego, nowe podziały i zróżnicowania polityczne, wynikające wyłącznie z funkcjonowania partii politycznych i ich walki o władzę w państwie. Życie polityczne państwa zostaje zdominowane przez interesy partyjne. W przypadku zaś Polski dyskurs zaś publiczny został całkowicie zdominowany dyskursem międzypartyjnym, który w większości nie ma bezpośredniego czy wręcz żadnego związku z realnymi problemami kraju. Został stworzony wyłącznie z powodu systemu partiokracji.
Ponieważ w ordynacji proporcjonalnej wyborcy głosują na medialne wizerunki partii politycznych i ich liderów, system medialny staje się kluczowym podsystemem politycznym. Media zaś funkcjonują wręcz jako ośrodki władzy politycznej, gdyż uzyskują dzięki tej ordynacji możliwość bezpośredniego wpływu na wynik wyborów parlamentarnych, a nawet o nich mogą przesądzać. W wypadku Polski daje to możliwość bezpośredniego zagranicznego ingerowania przez niemiecki (prasa, portale internetowe i radio RFM) i amerykański (telewizyjny koncern TVN) kapitał medialny w wyniki wyborów parlamentarnych.
Negatywna selekcja polityczna i polityczny awans miernot
W ordynacji większościowej wybory wygrywa w kilkudziesięciotysięcznym okręgu wyborczym tylko jeden poseł. Partie polityczne są zmuszone do bardzo starannej selekcji najlepszych kandydatów, którzy zagwarantują im wysokie szanse na zwycięstwo wyborcze. Głosuje się bowiem nade wszystko na osoby kandydatów, a ich partyjność jest rzeczą choć istotną, to wtórną. Poza tym zawsze można zostać posłem niezależnym i bez szyldu partyjnego, co każdorazowo dokumentują wybory w Wielkiej Brytanii.
Kandydat na posła w ordynacji większościowej musi mieć kompetencje do przeprowadzenia skutecznej kampanii wyborczej, opartej nade wszystko na bezpośrednich i osobistych relacjach z wyborcami. Jest przez nich dzięki temu bezpośrednio oceniany i sprawdzany, w zakresie kompetencji merytorycznych i społecznych. Kandydat musi wręcz wykazywać minimalne cechy przywódcze, dzięki którym zostanie politycznym liderem dla bezwzględnej większości swoich wyborców. A zatem wykazywać się minimalną choćby misyjnością polityczną, odpowiedzialnością polityczną i etyką polityczną. „Selekcja w głównych dużych partiach – pisał na przykładzie Wielkiej Brytanii Tomasz J. Kaźmierski – jest procesem długotrwałym, gdyż partie nie mogą sobie pozwolić na wystawienie kogoś, kto nie będzie w stanie przekonać do siebie wyborców w konkurencji z innymi kandydatami. Wybory są przecież wolne, bo każdy może w nich stanąć, inne partie też szukają jak najlepszego kandydata, partia przegrywała nawet w tzw. pewnym okręgu, a mandat zdobywał kandydat niezależny” (Tomasz J. Kaźmierski, Przedwyborcza selekcja kandydatów partyjnych w UK, „Biuletyn Informacyjny Ruchu na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych” 2009, nr 31 (11 listopada), s. 6).
W ordynacji proporcjonalnej, w której kampanię wyborczą w kilkusettysięcznych okręgach wyborczych rozgrywa się medialnie i wizerunkowo, osobowości kandydatów są nieistotne, a przynajmniej mało istotne. Głosy oddaje się bowiem na medialne wizerunki partii politycznych i ich liderów. Wyborcy nie są w stanie rozpoznać kilkudziesięciu kandydatów różnych partii, a nawet zapoznać się z kilkunastoma kandydatami jednej partii. Kandydaci pozostają w dużym stopniu anonimowi. Pozwala to partiom politycznym na wystawianie kandydatów spośród wyłącznie własnych politycznych środowisk partyjnych, co drastycznie ogranicza proces selekcji przedwyborczej. Równocześnie najważniejszym kryterium selekcji staje się lojalność wobec kierownictwa partii. „Kierownictwo partyjne zaś – dowodził F. Forsyth – raczej nie wysunie kogoś, kto nie będzie bezwarunkowo posłuszny partii i lojalny wobec partii bez najmniejszych wątpliwości. W grę wchodzi zresztą także lojalność wobec własnej kariery, gdyż posłuszeństwo jest kluczem do otrzymanie dobrze rokującego miejsca na liście. W ten sposób wodzowie zawłaszczyli sobie aparat partyjny, który przeszedł na ich osobisty użytek. Mamy więc władzę trwałą i absolutną. A władza trwała i absolutna prowadzi do przekazywania sobie pieniędzy w Szwajcarii” (Frederick Forsyth, O arogancji i korupcji władzy, „Die Woche”, 21.01.2000, za: „Forum”, 6.02.2000).
Jest to prawidłowość tworząca negatywną selekcję do partyjnych grup parlamentarnych, a dalej do partyjnych grup władzy w państwie. Posłowie, którzy byliby czy są lojalni wobec nade wszystko wyborców i nie okazują ścisłej lojalności wobec kierownictwa partii, są po prostu eliminowani z partyjnych list w kolejnych wyborach. W ten sposób tworzono bowiem prawidłowość wybierania do polskiego Sejmu „miernych, biernych, ale wiernych”. Aż po obecny poziom miernot politycznych. Jest to widoczne w perspektywie 30 lat w postaci całkowitego wyeliminowania już od III kadencji Sejmu lat 1997-2001 posłów zdolnych do tworzenia i przeprowadzania ustaw poselskich niezależnych czy wręcz niewygodnych dla kierownictwa swojej partii.
A ponieważ wynik wyborczy zależy od procentu zdobytych głosów przez całą listę, w Polsce posłami zostają ludzie nawet o wyjątkowo niskim poziomie merytorycznym, ideowym i etycznym po otrzymaniu indywidualnie nawet niewielkiej liczby głosów. W ordynacji większościowej nigdy nie zostaliby parlamentarzystami. Ich niska jakość zostałaby rozpoznana publicznie przez wyborców. W ordynacji proporcjonalnej zaś kryją się za anonimowością listy wyborczej, a wybrani zostają niewielką ilością głosów.
W Polsce, po 30 latach trwania tej negatywnej selekcji mamy teraz do czynienia z powszechnym już awansem miernot politycznych do Sejmu, a w skrajnej postaci z awansem wręcz hołoty politycznej, pozbawionej w swych grupowych zachowaniach podstawowych norm etycznych, ideowych i intelektualnych. Drastycznie niski poziom dyskursu politycznego, acz i publicznych zachowań politycznych, zarówno w polskim parlamencie, jak i mediach, jest tego dobitnym dowodem.
Skutkiem jest wręcz całkowite wyjałowienie merytoryczne i ideowe dyskursu międzypartyjnego. Dowodzi tego całkowicie bezprogramowa i bezideowa kampania wyborcza w tegorocznych wyborach parlamentarnych. I taki właśnie bezprogramowy i bezideowy jest obecnie polski parlament. Oznacza to pogłębianie negatywnego przywództwa państwowego i narodowego, ze wszystkimi tego trudnymi do przewidzenia w przyszłości skutkami.
Można wszakże przewidywać narastający chaos życia politycznego w Polsce i możliwe przesilenie, nawet w wyniku pojawienia się relatywnie niewielkiej nowej, a ożywczej siły politycznej.
Można przewidywać bowiem, zgodnie z matematyczną teorią katastrof, wystąpienie politycznego „efektu motyla”, gdy pojawienie się nowej a niewielkiej i antysystemowej siły politycznej, może wywołać huragan polityczny w coraz bardziej chaotycznym systemie politycznym Polski. I zachęcam Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych do wystąpienia w roli politycznego „motyla”.
ZA: http://jow.pl/ordynacja-wyborcza-a-podzialy-spoleczne-i-narodowa-spojnosc/
11 grudnia 2019