Albo rozpad UE, albo budowa „wspólnoty totalitarnej”. Dr Łukasz Stach o unijnych planach „walki z CO2”

0
1254
[bsa_pro_ad_space id=5]

„Komisja Europejska (KE) zaproponowała (14 lipca 2021 – przyp. red.) pakiet rozwiązań, mających ograniczyć emisję dwutlenku węgla, doprowadzić UE do rewolucji energetycznej przestawiając ją na OZE (odnawialne źródła energii), plus jeszcze garść innych propozycji z cyklu: zmiany klimatu postępują, trzeba działać.

Tyle tylko, że propozycje KE skończą się rewolucją, ale nie proklimatyczną, a paneuropejską rewoltą żółtych kamizelekwskazuje dr Łukasz Stach komentując zaprezentowany przez eurokratów plan „Fit for 55”.

Politolog zauważa, że osiągnięcie zakładanych przez KE celów emisji dwutlenku węgla niczego nie zmieni w tzw. kwestiach klimatycznej. Dlaczego? Ponieważ UE odpowiada za… 9 proc. globalnej emisji CO2 generowanej przez człowieka.

[bsa_pro_ad_space id=8]

„UE może sobie ograniczać emisję CO2 i innych gazów cieplarnianych, ale reszty świata do tego nie zmusi i ta reszta świata z nawiązką wyemituje to, co UE sobie ograniczy. Dodatkowo, rozwiązania ograniczające emisję CO2 będą miały dalekosiężne konsekwencje dla Europy, zarówno gospodarcze, jak i społeczne, i polityczne”

– przekonuje dr Stach, po czym wymienia część tychże konsekwencji.

Jeśli chodzi o gospodarkę, politolog w pierwszej kolejności wskazuje na skokowy wzrost cen energii, co jego zdaniem „skutecznie zadusi konkurencyjność unijnych gospodarek, zwłaszcza w biedniejszych regionach”.

Sektor małych i średnich przedsiębiorstw może tego nie wytrzymać, co oznaczać będzie dominację wielkich korporacji, pojawienie się strukturalnego (klimatycznego) bezrobocia i dalszą erozję klasy średniej. Energochłonny przemysł ucieknie z UE np. do biedniejszej części Azji czy Afryki, tam sobie będzie emitował CO2 (oraz inne gazy) do woli i jeszcze trochę (w zupełności nie przejmując się jakimikolwiek ograniczeniami i środowiskiem naturalnym), a Europa stanie się gospodarczym skansenem, acz zero-emisyjnym” – podkreśla analityk.

„Skok cen energii oznacza drenaż kieszeni Europejczyków i pauperyzację najmniej zarabiających, już zresztą wydrenowanych przez kryzys w eurozonie. Droga energia oznacza droższe wszystko, a pomysły KE zniszczą część transportu, rolnictwa, energetyki, przemysłu wydobywczego, itp. Ale czego się nie robi w imię walki z zmianami klimatu…” – dodaje.

Zapaść gospodarcza, o której pisze dr Stach, spowoduje radykalną zmianę sytuacji społecznej. „Swego czasu władze Francji podniosły ceny energii i skończyło się masowymi protestami trwającymi z górą dwa lata. Rząd Holandii próbował przekonać rolników do ograniczenia chowu o 50 proc. (bo klimat) i też skończyło się to protestami. Mniemam, że pomysły KE wygenerują jeszcze silniejsze zawirowania, ponieważ propozycje uderzają w zbyt wiele branż i sięgają bardzo głęboko do kieszeni podatników UE, zwłaszcza tych najuboższych, najbardziej dotkniętych kryzysem w strefie euro” – wskazuje. To wszystko, zdaniem autora analizy, doprowadzi do „wybuchów” i „rozrób”.

Kolejnym skutkiem będą potężne zmiany polityczne w Europie. „Jeżeli KE przeforsuje swoje pomysły, to za ich wdrożenie odpowiadać będą rządy krajów członkowskich. W przeciwieństwie do KE muszą one uważać na opinię publiczną, a ta nie będzie zachwycona, kiedy zorientuje się ile za pomysły KE będzie musiała zapłacić. Co zrobią politycy w obliczu wkurzonego elektoratu? Cóż – zwalą winę na UE. Że tak Unia kazała… Konsekwencje łatwo sobie wyobrazić – ruchy eurosceptyczne wykorzystają prezent i urosną w siłę” – wskazuje dr Stach.

W ocenie politologa istnieją dwa prawdopodobne scenariusze tej sytuacji. Pierwszy to wizja rozpadu UE. Drugi – budowy państwa totalitarnego kontrolującego wszystkie aspekty życia Europejczyków w imię redukcji CO2 (co jedzą, czym jeżdżą, ile energii zużywają, itp.).

„Najgorsze w tym jest to, że cele klimatyczne można osiągnąć inną drogą, normalnie – nie zakazując ludziom i podmiotom gospodarczym tego czy tamtego, lub obciążając ich bezsensownymi kosztami. Można ludzi zachęcać do korzystania z zielonej energetyki, pokazać im, że opłaca się inwestować w OZE. Pieniądze można wydać na dostosowanie się do zmian klimatu lub na zwiększenie efektywności energetycznej, aby optymalnie wykorzystać tonę węgla, metr sześcienny gazu ziemnego lub baryłkę ropy, a tam gdzie to możliwe, uzupełnić te nośniki energią z OZE. Ale KE wydaje się tą drogą kompletnie niezainteresowana – ma być dekarbonizacja, w perspektywie czasu degazyfikacja. Ciemno widzę przyszłość UE. Ciemno – chociażby z tej przyczyny, że prądu zabraknie” – podsumowuje dr Łukasz Stach.

za: pch24.pl

Facebook / Łukasz Stach TK


MOŻE TEŻ CIĘ ZAINTERESUJE:

“Zero Carbon”: Gigantyczny i kryminalny spisek

[bsa_pro_ad_space id=4]