Młoda milionerka, kobieta sukcesu z Doliny Krzemowej, porzuciła karierę, bogactwo i sławę. Wstąpiła do zakonu kontemplacyjnego.

0
1747
[bsa_pro_ad_space id=5]

Grzegorz Górny

[bsa_pro_ad_space id=8]

Takie informacje nie trafiają na czołówki mediów. Nie interesują dziennikarzy mainstreamowych tytułów ani redaktorów plotkarskich magazynów. Gdyby bohaterka tego tekstu zrobiła coś skandalicznego, mogłaby liczyć na zainteresowanie całej rzeszy internautów, blogerów, vlogerów etc. 

Tym bardziej, że otaczała ją sława kobiety sukcesu. Młoda Hiszpanka, obroniła dyplom na uniwersytecie Stanforda, a następnie założyła w Dolinie Krzemowej własny start-up o nazwie Jetlore, zajmujący się sztuczną inteligencją, który znalazł się na liście Fortune 100, i który sprzedała za kilka milionów dolarów holdingowi PayPal. W wieku 34 lat została partnerem w Deloitte. 

Siostry AugustiankiW oczach otoczenia miała wszystko: sławę, pieniądze, międzynarodowe uznanie, perspektywy wielkiej kariery. A jednak postanowiła to wszystko porzucić i wstąpić jako zakonnica kontemplacyjna do klasztoru sióstr augustianek. Motywy swej decyzji wyjaśniła w liście wysłanym do współpracowników z korporacji. Warto przytoczyć w całości jej pismo, ponieważ rzadko zdarza się czytać tego rodzaju wyznania, których autorami są młodzi ludzie odnoszący sukcesy w świecie biznesu.

List napisany przez Monserrat Medinę Martinez:

Biorąc pod uwagę wszelkie ryzyko, jakie związane jest z moim otwarciem się na wasze serca, pragnę to uczynić jako wyraz mojej wolności i wyznania wiary. Każdemu, kto czyta ten tekst, powierzam coś intymnego i osobistego, jednak nie mogę tego zatrzymać tylko dla siebie.

Otwiera się nowy etap w moim życiu, który wiąże się z odejściem od kariery zawodowej. Wierzę, że Bóg wzywa mnie, bym zostawiła wszystko i mocniej podążyła za Jego Synem Jezusem. Jego łaska usunęła zasłonę zakrywającą moje oczy i zaczęłam rozumieć, ile Mu zawdzięczam. Włożył we mnie ogień, który rozpala nienasyconą potrzebę kochania Go i służenia Mu.

Wiele razy zadaję sobie pytanie: jak mogę, będąc biednym stworzeniem, służyć Stwórcy i kochać Go? Odpowiedź wyłania się z mojego wnętrza: jeśli On mnie wzywa, to w Jego Imię wyruszam w tę przygodę, porzucając wszystko, by nieustannie szukać Jego Oblicza.

Nie wiem, dlaczego Pan mnie zauważył. Nie wiem, dlaczego od dzieciństwa w każdą niedzielę poruszała moje wnętrze kościelna pieśń „Wypowiedziałem Twoje imię”. Wtedy nie rozumiałam, że jest to szczególna łaska. Nie wiem, dlaczego Jego Miłość bezinteresownie obdarzyła mnie niezasłużonymi talentami, dzięki którym mogłam pracować i realizować się przez te wszystkie lata. Podobnie nie znam planu, jaki ma On dla mnie od tej chwili.

Jedyne, co wiem na pewno, to fakt, że znalazłam „skarb” i – jak mówi Ewangelia – chcę sprzedać wszystko, co mam na świecie, aby go kupić (Mt 13, 44-46). Czuję, że odpowiadając na to wezwanie, moje życie nabiera napełnia się światłem, które wprawia mnie w błogość i szczęście.

Wezwanie skierowane w Ewangelii do bogatego młodzieńca (Mk 10, 17-39) jest wezwaniem – jak czuję – skierowanym dziś do mnie… Chociaż nosiłam je w sobie przez długi czas, jednak nigdy nie ośmieliłam się na nie odpowiedzieć. Od lat chciałam odpowiedzieć Jezusowi «tak«, jednak robiłam to nieśmiało i tylko w środku.

Zwlekając z prawdziwą odpowiedzią, która zagrażałaby mojemu sposobowi życia, wykorzystywałam wszystkie talenty, jakie dała mi nieskończona dobroć naszego Boga, by użyć ich dla własnej chwały i dla gromadzenia bogactw na tym świecie. Otrzymane dary przywłaszczałem sobie wyłącznie we własnym interesie. Oszukiwałam samą siebie, ponieważ takie nastawienie dalekie było od uszczęśliwienia mnie, powodując tylko rosnącą pustkę. Z pewnością moim celem było to, czego od dzieciństwa uczyło mnie społeczeństwo: studiować.

Pomysł służenia Panu daleki był od moich myśli: stworzyłam boga na swą miarę, boga, który powinien mi służyć i dostosowywać się do moich celów i ambicji.

Byłam więc samozwańczą «dobrą katoliczką«, biorącą co tydzień udział w Eucharystii, dumną ze sławy, władzy i pieniędzy, które zarabiałam, a zarazem budującą swe uprzywilejowane miejsce w otchłani nonsensu życia zamkniętego w egoizmie.

Nie mogę znaleźć słów, by opisać opłakany stan, w jakim znajdowała się moja dusza, kiedy oszukiwałam sama siebie, przekonana, że podoba się to Bogu. Byłam przekonana, że muszę robić coś dobrego: zmuszałam się i oczekiwałam nagrody. 

Teraz zastanawiam się: jak mogłam być tak zdezorientowana przez te wszystkie lata? To nie Bóg dawał mi smakować chwały na ziemi, lecz książę tego świata, który oszukiwał mnie bez mojej świadomości. Tymczasem miłosierny Bóg pozwalał na to dla mojego dobra. Musiałam doświadczyć ciemności i rozdzierającej serce mocy tego świata, by bardziej docenić życie wiarą i Ewangelią Chrystusa. Cierpienie, które towarzyszyło podążaniu za bożkami tego świata, przygotowało mnie do wyrzeczenia się ich oraz zwrócenia się ku Panu w pełnej ofierze ze swojego życia.

Żyłam dwanaście lat, „odnosząc sukcesy”, według kryteriów tego świata: zdobyłam dyplom na prestiżowym Uniwersytecie Stanforda, założyłam startup w Dolinie Krzemowej, który trafił na listę Fortune 100 i mając zaledwie 34 lata zostałam partnerem w Deloitte. 

Mówiłam do Pana: Zobacz, jak dobrze wykorzystałam otrzymane od Ciebie talenty. Mając jednak głęboką świadomość i poczucie brudu obecnego w mej duszy, zdałem sobie sprawę z nieporozumienia dotyczącego upragnionej przeze mnie „doskonałości”, której szukałam w rzeczach tego świata, a im bliżej nich byłam, tym bardziej oddalałam się od prawdy – że doskonałość duszy polega na pełnieniu woli Bożej; to prawdziwa pełnia, dla której zostaliśmy stworzeni.

Pogrążona w swej nędzy, nie wiedząc, co zrobić ze wszystkimi swoimi grzechami, zrozumiałam, że Pan przebacza mi wszystko, ponieważ jest On całym dobrem i miłosierdziem. Chcę teraz pozostawić wszystko, by podążać za Bogiem, który zdobył moje serce. To dług miłości, dzięki któremu żyję… chociaż wiem, że za mnie ten dług na zawsze został spłacony. Chcę, żeby moim jedynym Panem był Bóg, a nie pieniądze. Nie mogę służyć dwóm panom. Pan, nasz Bóg, jest jedynym Panem – i On wzywa mnie, bym kochała Go całą sobą.

Niepokój duszy doprowadził mnie do poszukiwania woli Bożej we wspólnotach katolickich, w ramach wolontariatu, planowałem nawet założyć organizację pozarządową… jednak nie mogłam znaleźć pokoju w żadnym z tych projektów. Teraz, idąc za wezwaniem, by ofiarować się Panu w kontemplacyjnym życiu konsekrowanym, odnalazłem pokój serca. Wierzę, że dzięki temu powołaniu będę mogła pomóc wielu ludziom, którzy szukają Boga, nie wiedząc, gdzie i jak Go znaleźć… Kościół i wspólnota sióstr kontemplacyjnych, które mnie przyjmują, dają mi dom, w którym mogę żyć, naśladując Chrystusa we wspólnocie z ewangeliczną prostotą. Zdaję sobie sprawę, że to wielkie ryzyko, że zostawiam wszystko, by wejść do klasztoru… ale życie jest tego warte, kiedy ryzykujesz w poszukiwaniu Dobra. I „wiem, komu zaufałem” (2Tm 1, 12).

Dlatego podjęłam najważniejszą i zarazem najprostszą decyzję w moim życiu. Bez żalu zdecydowałam, że przestanę inwestować w moją ziemską przyszłość i zacznę inwestować w swoją przyszłość dla życia wiecznego. Odtąd opuszczam świat, aby służyć i pełnić wolę Bożą, mając pewność, że miłosierny Pan ponad miarę uzupełni mi brak tego, co dla Niego zostawiam. Chcę poświęcić swoje życie modlitwie i ofierze za wszystkich, których kocha Bóg.

Na koniec chcę przeprosić wszystkich, którym przez lata mogłam sprawić cierpienie, lub tych, którzy mogą w jakikolwiek sposób poczuć się skrzywdzeni przez moją decyzję powołaniową. Dziękuję za modlitwę za mnie. Będę modliła się za was wszystkich.

Niech będzie błogosławiony i uwielbiony Pan na wieki!

za: wpolityce.pl

fot. YouTube/Stanford University School of Engineering

[bsa_pro_ad_space id=4]