Prof. Mirosław Matyja
W Szwajcarii brakuje stanowczo systemu monarchistycznego, z jego wszystkimi zaletami i … wadami. Nie chodzi mi tu o aspekt komercyjny, lecz bardziej o powagę królewskiego domu. Wszystkie kubki z motywem i inne pamiątkowe przedmioty i tak pochodziłyby z Azji – podobnie jak w Wielkiej Brytanii czy w innych monarchistycznych państwach. Ale mnie zupełnie nie o to chodzi. Ja mam na myśli raczej jednoczącą funkcję królewskiej rodziny, bo to jest przecież podstawowe zadanie królów i prezydentów wszelkiej maści.
Zalety monarchii widoczne były w Wielkiej Brytanii w czasach wojny. Pojawienie się domu Windsor jednoczyło Brytyjczyków i wyzwoliło wśród brytyjskiego ludu energię patriotyzmu. Ale nawet w czasach pokoju dom królewski może mieć ogromne znaczenie. Bez monarchii Belgia dawno rozpadłaby się z powodu konfliktu między Flandrią a Walonami. A autonomia regionów hiszpańskich byłaby z pewnością znacznie bardziej konfliktowa bez monarchii. Oczywiście nic z tych zjawisk nie można zaobserwować w Szwajcarii, gdzie nigdy nie panował król, a prości chłopi już od średniowiecza sami decydują o swoim losie. Szwajcarscy politycy to nieznane nazwiska na scenie światowej. Natomiast tradycyjna rotacja głowy państwa przyczynia się dodatkowo do braku zainteresowania za granicą.
Trzeba jednak przyznać, że znalezienie odpowiedniej postaci dla nowej dynastii szwajcarskiej nie jest takie łatwe, jakby się niektórym mogło wydawać. Obcy prawdopodobnie sugerowaliby potomka Wilhelma Tella, jedynego Szwajcara znanego większości obcokrajowców. Jednak zakładając, ze Wilhelm Tell w ogóle istniał, trudno jest znaleźć dzisiaj jego prawowitego potomka. Z pewnością król jest jednak potrzebny – taki który by jednoczył kraj, podobnie jak w innych krajach, np. w Polsce król Potocki.
Moim zdecydowanym kandydatem na szwajcarskiego monarchę jest Roger Federer. Jego kariera zawodowa dobiega powoli końca, wkrótce będzie miał dużo czasu i będzie musiał szukać nowych obszarów działalności. Jest pokorny i łaskawy i niewątpliwie ma wytrzymałość, którą głowa państwa musi się dzisiaj wykazać. Mówi płynnie w kilku językach, aha i umie grać w tenisa. Fakt, że robi reklamę dla szwajcarskich firm, świadczy o jego umiejętnościach integracyjnych. Federer dokonał już dwóch ważnych rzeczy, które ułatwią mu przejście do nowej pracy monarchistycznej. Ponieważ jego żona pochodzi z Europy Wschodniej, jego intronizacja pomogłaby zintegrować wszystkich imigrantów, którzy wciąż są obcy społeczeństwu szwajcarskiemu. Poza tym, druga para bliźniaków u Federerów to chłopcy. Więc po abdykacji Rogera byłoby w Szwajcarii dwóch królów i to byłby ewenement w skali świata. Nie zapominajmy też, że Roger Federer znany jest już teraz na całej kuli ziemskiej pod pseudonimem King Roger, a więc trzeba tylko tą funkcję zinstytucjonalizować.
Może ktoś zapyta, co z demokracją bezpośrednią w Szwajcarii w przypadku wyboru Federera na króla? Co z referendum, wetem i inicjatywą? Odpowiedz na to pytanie jest banalnie prosta. Federerowi jest to obojętne, on wyrósł w tym systemie i przyzwyczaił się do niego. A to, że chłopi i mieszczanie decydują sami o sobie, wcale mu nie powinno przeszkadzać. Wprost przeciwnie, król przecież nie jest od rządzenia. A podwładny lud i tak wie lepiej, czego potrzebuje – niech więc sobie rządzi. Poza tym Federer musi ufać swoim poddanym, bo ze swojego sportowego doświadczenia wie, że z publicznością nie ma żartów.
fot. landbote.ch