Protestancka reformacja cz. 2

0
1167
[bsa_pro_ad_space id=5]
Zestawienie wiary i rozumu, tych dwóch skrzydeł, „na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy” (św. Jan Paweł II, Fides et ratio), dla Marcina Lutra było całkowicie niezrozumiałe i nie do przyjęcia. Nie mógł on zaakceptować obecności dziedzictwa myśli Arystotelesa w teologii katolickiej.

Błędny zestaw pojęć i zjawisk

Najczęściej w podręcznikach opowiadających o początkach czasów nowożytnych czytelnicy mogą napotkać zestawienie paru terminów: wynalezienie druku – epoka wielkich odkryć geograficznych – renesansowy humanizm – reformacja. W ten uproszczony sposób traktuje się te zjawiska łącznie, jakby stanowiły jedną całość.

[bsa_pro_ad_space id=8]

Warto więc przypomnieć, że początek wielkich odkryć geograficznych (odkrycie Ameryki przez Kolumba, dotarcie Vasco da Gamy drogą morską do Indii etc.) miał miejsce przed początkiem reformacji, podobnie jak wynalezienie druku w połowie XV wieku przez Jana Gutenberga.

Co do renesansowego humanizmu, to należy przypomnieć, że nic tak nie utwierdziło Marcina Lutra w tym, że papieski Rzym upada, jak wizyta w 1503 roku w Wiecznym Mieście.

Niemiecki zakonnik nie tylko był zgorszony obyczajami (a właściwie upadkiem obyczajów) na papieskim dworze, ale również śmiałym czerpaniem ze wzorów sztuki antycznej artystów zatrudnianych przez ówczesnych papieży, a sztuka ta – jak wiadomo – eksponowała nagość ludzkiego ciała.

Jeśli więc przez renesans rozumieć nawiązywanie do kultury antycznej (także w rozumieniu sztuk plastycznych), to twórca reformacji był zdecydowanie wrogi takiemu zjawisku.

Zresztą fala wandalizmu, która zawsze towarzyszyła rozwojowi reformacji, a którego ofiarą padały niezliczone dzieła sztuki sakralnej w północnych Niemczech, Anglii, w Skandynawii czy we Francji, udowadnia, że nie chodziło w tym przypadku o indywidualne stanowisko niemieckiego reformatora.

Jak to konkretnie wyglądało? Jeden z autorów w ten sposób opisywał los, który spotkał katolicką katedrę w Antwerpii z rąk protestanckiego tłumu:

„Wysoko nad głównym ołtarzem znajdował się wizerunek Zbawiciela wyrzeźbiony w drewnie i umieszczony między figurami dwóch łotrów, z którymi go ukrzyżowano.

Motłochowi udało się zarzucić sznur na szyję Chrystusa i ściągnąć Go w dół. A potem ludzie rzucili się na Niego z toporami i młotami, rozbijając na tysiące kawałków. Oszczędzono obu łotrów, jakby mieli być świadkami dokonującego się u ich stóp gwałtu” (A. Wheatcorft, Habsburgowie, tł. B. Sławomirska, Kraków 2000, s. 114).

Po co komu rozum?

Należy w tym miejscu przypomnieć, że odkrywanie skarbów kultury antycznej nie zaczęło się w Europie wraz z początkiem epoki nowożytnej. Swoje własne renesanse miało również średniowiecze, do dzisiaj odsądzane od czci i wiary za rzekomą ciemnotę i zacofanie (epoka uniwersytetów!).

Najważniejszym plonem renesansu, który miał miejsce w XII i XIII wieku, było odkrycie filozofii Arystotelesa, która dzięki wielkiej pracy św. Tomasza z Akwinu została zreinterpretowana w świetle Ewangelii, stając się podstawą dla wielkiego rozwoju katolickiej teologii (scholastycznej).

Jak nauczał papież Benedykt XVI (por. wykład w Ratyzbonie we wrześniu 2006 roku), tym, co stanowiło o żywotności teologii chrześcijańskiej (katolickiej), była jej hellenizacja, czyli otwarcie się na dorobek klasycznej filozofii greckiej. Stąd – jak nauczał Benedykt XVI – chrześcijańska koncepcja Boga, który jest miłosiernym Ojcem, ale jednocześnie Logosem.

To zaś oznacza, że nie ma w chrześcijaństwie miejsca na woluntarystyczną koncepcję Boga, wedle której Jego najważniejszym atrybutem jest wola (tak jak w islamie).

Dlatego – jak niejednokrotnie podkreślał Benedykt XVI, powtarzając tradycyjne nauczanie Kościoła – rozum potrzebuje oczyszczającej mocy wiary, ale i wiara potrzebuje oczyszczającej mocy rozumu.

Takie zestawienie wiary i rozumu, tych dwóch skrzydeł, „na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy” (św. Jan Paweł II, Fides et ratio), dla Marcina Lutra było całkowicie niezrozumiałe i nie do przyjęcia. Nie mógł on zaakceptować obecności dziedzictwa myśli Arystotelesa w teologii katolickiej.

Swój sprzeciw wyrażał w charakterystyczny dla siebie sposób, pisząc o autorze Metafizyki do swoich zwolenników:

„Boli mnie do żywego, że ten przeklęty, arogancki, pogański łajdak poprzez swoje zwodnicze pisma uwiódł i ogłupił tak wielu z najlepszych chrześcijan”.

I dodawał, że

„nie mogę oprzeć się myśli, że to sam szatan wprowadził [w Kościele] studiowanie Arystotelesa”.

Gdyby jednak ktoś miał wątpliwości co do oceny, którą formułował Luter, niemiecki reformator zapewniał:

„przeczytałem Arystotelesa z większym zrozumieniem niż św. Tomasz z Akwinu lub Duns Szkot”.

Z kolei podczas jednego ze swoich ostatnich kazań wygłoszonych w 1546 roku w Wittenberdze Marcin Luter nazwał rozum szkodliwą diabelską prostytutką,

„zeżartą przez świerzb i trąd, którą powinno się zdeptać nogami i zniszczyć ją i jej mądrość. Rzuć jej w twarz plugastwo – kontynuował – aby ją oszpecić. Rozum jest utopiony i powinien być utopiony w chrzcie… Zasługiwałby na to, ohydny, aby go wyrzucono w najbrudniejszy kąt domu, do wychodka”.

Kalwin, Kopernik i predestynacja

Twórców protestanckiej reformacji nie można więc umieszczać w szeregu renesansowych humanistów, którzy często korzystając z mecenatu papieży oraz innych dostojników kościelnych, sięgali do kulturowego dziedzictwa starożytności grecko-rzymskiej.

Warto w tym kontekście wspomnieć o wrogim stosunku reformatorów do odkryć w zakresie astronomii, choć – jak głosi od kilkuset lat antykatolicka propaganda – to podobno Kościół katolicki miał tłumić postęp w tej dziedzinie.

Tymczasem przełomowe dla rozwoju nauki dzieło kanclerza kapituły warmińskiej Mikołaja Kopernika O obrotach sfer niebieskich spotkało się z wrogą reakcją drugiej, obok Marcina Lutra, najważniejszej postaci reformacji – Jana Kalwina.

Francuski reformator napisał osobne dzieło, pt. Ostrzeżenia przeciw astrologii wyrokującej, poświęcone krytyce tez polskiego (i katolickiego) uczonego. Uprawianą przez Kopernika astronomię Kalwin zakwalifikował właśnie jako „astrologię wyrokującą”, a o istocie kopernikańskiego przełomu w astronomii i w postrzeganiu Wszechświata pisał:

„Nie spotkamy równego im szaleńca czy monstrum, nie tylko w sprawach religii, pośród tych, którzy powiadać będą, iż Słońce jest nieruchome, Ziemia natomiast porusza się i kręci. Kiedy widzimy takie umysły, słusznym jest rzec, iż diabeł je posiadł i że Bóg nam je stawia przed oczy jak zwierciadła, abyśmy trwali w bojaźni Jego. Tak jest ze wszystkimi, którzy z czystej przewrotności owe bajdy prawią i których zuchwalstwa nic nie krępuje”.

Pozostając przy Kalwinie, należy zauważyć, że tak mocno akcentowana przez papieża Benedykta XVI chrześcijańska wizja Boga, łącząca pojęcie miłosiernego Ojca z Bogiem-Logosem, nie tylko jest nie do pogodzenia z woluntarystyczną wizją obecną w islamie, ale również z kalwińską teorią predestynacji.

Głosi ona, że na mocy tajemniczego, ale również całkiem arbitralnego wyboru, woli Boga niektórzy ludzie są od początku swego życia predestynowani (przeznaczeni) do zbawienia, a inni do potępienia. Bez względu na życie, jakie prowadzili, jakich uczynków dokonali, jaką śmiercią umierali.

W Instytucjach nauki chrześcijańskiej Kalwin z charakterystyczną systematycznością akcentuje „wolę Boga”. Pisze:

„Ponieważ nie wszystkim ludziom w jednakowy sposób głosi się Przymierze żywota, a nawet u tych, którym się je głosi, znajduje ono różne przyjęcie, to w tej właśnie rozbieżności ujawnia się godna podziwu głębia Boskiego sądu. Albowiem nie ulega wątpliwości, że i owa rozbieżność podporządkowana jest Jego woli”.

Dalej padają kluczowe słowa:

„Podstawą zbawienia wiernych jest wola wyboru Boga i […] łaski tej nie zdobywają oni dzięki dobrym uczynkom, lecz wypływa ona z Jego bezinteresownej miłości”.

W tej perspektywie zupełnie zanika konieczność współpracy człowieka z Bożą łaską, także poprzez dobre uczynki, które – jak uczy Kościół – nie są możliwe bez działania Bożej łaski.

Dobry łotr na krzyżu został zbawiony dzięki łasce Chrystusa, ale nigdy nie usłyszałby zbawczych słów Zbawiciela, gdyby wcześniej nie wykonał dobrego uczynku w postaci skarcenia złego łotra, stanięcia w prawdzie odnośnie do własnego życia i gdyby nie wykonał tego najważniejszego dobrego uczynku – wyznania wiary w Chrystusa jako Odkupiciela.

Nieprzypadkowo papież Benedykt XVI we wspomnianym wykładzie w Ratyzbonie w 2006 roku jako pierwszą falę dehellenizacji chrześcijaństwa, czyli odchodzenia od wizji Boga jako miłosiernego Ojca, ale i nie działającego arbitralnie Boga-Logosu, wskazał właśnie na XVI-wieczną reformację protestancką.

Marcin Luter ustala kanon Pisma Świętego

Jednym z głównych haseł wzniesionych przez protestancką reformację było „sola scriptura”, czyli przekonanie, że nie Tradycja, nie Magisterium (Urząd Nauczycielski Kościoła), ale tylko i wyłącznie Pismo Święte powinno być dla chrześcijanina niekwestionowanym autorytetem, przewodnikiem na drogach wiary.

Problem polegał jednak na tym, że nie można jednocześnie kwestionować autorytetu Kościoła i w tym samym czasie domagać się uznawania autorytetu dla Pisma Świętego. Z prostego powodu: nie byłoby Pisma Świętego bez Kościoła.

To przecież Kościół ustalił kanon Pisma Świętego, czyli orzekł, które księgi są autentyczne (pisane pod natchnieniem Ducha Świętego), a które są apokryfami (opowiastkami i legendami stworzonymi przez ludzi).

Najpierw był więc Kościół, a dopiero potem Pismo Świętego (Stary i Nowy Testament razem). Co więcej, samo Pismo Święte wyraźnie wskazuje, że na jego kartach nie jest zawarte pełne nauczanie Chrystusa. Jak czytamy w Ewangelii św. Jana:

„Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać” (J 21,25).

Koniecznym więc uzupełnieniem źródeł nauki o zbawieniu jest Tradycja i Magisterium Kościoła. To ostatnie zaś, którego strażnikiem jest Stolica Apostolska, jest również gwarantem jedności w nauczaniu.

Jak wiadomo, cechą charakterystyczną wspólnot protestanckich jest ich znaczące rozbicie pod względem nauczanej i przeżywanej doktryny. Brak bowiem jednego, niekwestionowanego urzędu nauczycielskiego, który nauczałby zarówno w oparciu o Pismo Święte, jak i o sięgającą czasów apostolskich tradycję.

Marcin Luter był autorem pierwszego niemieckiego przekładu Biblii (pracę nad tłumaczeniem ukończył w 1534 roku). Słusznie podkreśla się w tym jego zasługę dla kultury i języka niemieckiego. Jednak w żaden sposób to translatorskie dzieło nie było dowodem na rozwój niemieckiej (protestanckiej) teologii.

Protestancka Biblia nie jest bowiem równoznaczna z katolickim Pismem Świętym. Przede wszystkim dlatego, że w trakcie jej tłumaczenia Marcin Luter tak modyfikował tekst ksiąg natchnionych, by usuwać z nich wszelkie fragmenty, które podważałyby jego naukę. W ten sposób niemiecki reformator stawiał się w roli całego Kościoła i orzekał, który tekst zachować, a który odrzucić.

Na przykład List św. Jakuba Apostoła, w którym znajduje się nauka, że „wiara bez uczynków martwa jest” (Jk 2,26), został określony przez Lutra jako „list słomiany”, który nie powinien być uwzględniany w nowym, ustalanym przez niego kanonie.

Podobny los spotkał List do Hebrajczyków, który wedle twórcy niemieckiej reformacji zawierał jedynie

„drzewo, słomę i siano razem pomieszane”.

Z kolei Księga Eklezjasty (Koheleta)

„potrzebuje być zupełniejszą. Jest ona obciosana, nie ma butów ani ostróg; harcuje w trepkach jak ja, gdy byłem mnichem”.

Nie inaczej było z Księgą Tobiasza, która według Lutra

„jest komedią, w której wiele mówią o kobietach i która zawiera wiele śmieszności i niedorzeczności”.

Niektóre z ksiąg Starego Testamentu padły ofiarą antysemickich uprzedzeń (będzie jeszcze o tym mowa) twórcy reformacji. Na przykład Druga Księga Machabejska oraz Księga Estery –

„za wiele judaizują i za dużo w nich pogańskich śmieci”.

Z kolei z innych przyczyn z Biblii w wersji Marcina Lutra miała wypaść Apokalipsa św. Jana Apostoła. Uzasadnienie nowego urzędu nauczycielskiego w osobie Marcina Lutra brzmiało:

„Nie znajduję nic apostolskiego ani prorockiego w tej księdze. Apostołowie bowiem nie zwykli przemawiać przenośniami. Prorokują w słowach jasnych i zrozumiałych.

Niech każdy myśli o tym, co doradza jego rozum. Co do mnie, mój rozum czuje wstręt do tego i to jest dla mnie dostatecznym powodem do odrzucenia”.

Niektóre „słomiane” księgi wypadały z kanonu Biblii, inne podlegały „korektom” w tłumaczeniu.

W ten sposób skorygowany został List św. Pawła Apostoła do Rzymian, tak aby pasował do głoszonej przez Lutra zasady „sola fide” (tylko wiara jest potrzebna do zbawienia). W oryginale nauka Apostoła Narodów brzmiała tak:

„Bo ja nie wstydzę się Ewangelii, jest bowiem mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego, najpierw dla Żyda, potem dla Greka. W niej bowiem objawia się sprawiedliwość Boża, która od wiary wychodzi i ku wierze prowadzi, jak jest napisane: a sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rz 1,17).

W tłumaczeniu Marcina Lutra ostatni fragment brzmiał:

„a sprawiedliwy tylko z wiary żyć będzie”.

Doszło więc słowo „tylko”, co rzecz jasna całkowicie zmieniało sens całego tekstu. Gdyby zaś ktoś miał skrupuły, czy poprawianie według własnego widzimisię tekstów apostolskich jest właściwe, niemiecki reformator miał gotową odpowiedź:

„Jeśli wam jakiś papista [katolik] będzie robił korowody z powodu wyrazu »jedynie«, »tylko«, to powiedzcie mu tak od ręki: doktor Marcin Luter chce, aby tak było, i dodajcie jeszcze: papista i osioł jedno są: sic volo, sic iubeo; sit pro ratione voluntas (tak chcę, tak rozkazuję; niech wola moja posłuży za rację).

Bo nie myślimy być papistów uczniami i słuchaczami, ale ich mistrzami i sędziami; i my też chcemy trochę popysznić się i pospierać z oślimi głowami, i jak kiedyś św. Paweł chwalił się do swoich głupich świętych, tak i ja też chcę się chwalić wobec moich osłów”.

Grzegorz Kucharczyk

Źródła:

B. Cottret, Kalwin, tł. M. Milewska, Warszawa 2000.
P. Hacker, Das Ich im Glauben bei Martin Luther. Der Ursprung der anthropozentrischen Religion. Mit einem Vorwort von Papst Benedikt XVI, Bonn 2009.
A. Herman, The cave and the light. Plato versus Aristotle and the struggle for the soul of western civilisation, New York 2013.
A. Wheatcorft, Habsburgowie, tł. B. Sławomirska, Kraków 2000, s. 114.

za: milujciesie.org.pl

[bsa_pro_ad_space id=4]