Sex – szturm. O dokumencie „Standardy edukacji seksualnej w Europie”.

0
989
[bsa_pro_ad_space id=5]

Aleksander Nalaskowski

[bsa_pro_ad_space id=8]

W Polsce dokument o nazwie „Standardy edukacji seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów zajmujących się edukacją i zdrowiem”.1 stał się sławny za sprawą przyjęcia go do realizacji przez władze Warszawy. Mimo, że jest on dostępny w formie papierowej i w Internecie od kilku lat, dopiero po 6 latach od chwili publikacji spotkał się z obszerną dyskusją, a nawet żarliwymi polemikami. Interesujący jest fakt, że obserwacja tych dyskusji, wywiadów, komentarzy pozwala na przypuszczenie, iż nie wszyscy (być może większość) z zabierających głos nie miała tego opracowania w rękach, albo czytała niezbyt dokładnie. Jeden z ważnych polityków obecnej opozycji stwierdził, że „materiał ma ponad 600 stron”, gdy tymczasem ma on 63 strony, inny dyskutujący chwalił znakomite rysunki poglądowe, których tam zupełnie nie ma, jeszcze inny uczestnik (profesor socjologii) tej szerokiej dyskusji chwalił, że w opracowywaniu „Standardów” uczestniczyli „polscy naukowcy”. Tymczasem, oprócz konsultanta przekładu, nie ma tam zupełnie autorów z Polski. Tego typu obserwacje są swoistym bonusem dla zajmującego się jakąś kwestią badacza. Niejednokrotnie odkrywają niekompetencję i powierzchowność wielu polemik.

Dokument podzielono na dwie części. Pierwsza z nich to rodzaj bardzo obszernego wstępu, a druga to niemal poradnik metodyczny. Co ciekawe właściwie tylko druga część, a ściślej zamieszczone w niej matryce zajęć, wzbudziła zainteresowanie i dyskusyjne boje. A to ze względu na popularyzację wśród dzieci i młodzieży masturbacji. Nota bene ze zdumieniem słucham różnych „fachowców”, którzy zapewniają, że niczego takiego w „Standardach” nie ma. Ależ jest! Jest w pełnej nadpodaży. Wystarczy uczciwie sprawdzić, aby mówić co się wie, a nie co się zasłyszało.

Mnie jednak zainteresowała przede wszystkim pierwsza część stanowiąca niezwykle ciekawy materiał do szerszych analiz.

Zacznijmy jednak od początku. Nie ma żadnej informacji, że wśród konsultantów był pedagog czy porado-znawca. Wśród autorów nie ma, jak wspomniałem, też nikogo z Polski. Materiał nie informuje, aby ktokolwiek go recenzował. Jedynym konsultantem materiału był lekarz medycyny prof. dr hab. n. medycznych, nieżyjący już Tomasz Niemiec, ginekolog i androlog, członek grupy ekspertów WHO, działacz na rzecz społeczności LGBT, ojciec Szymona Niemca, homoseksualisty, organizatora Parad Równości i głównego wykonawcy kontrowersyjnego happeningu – parodii Mszy św. w trakcie Parady 2019 roku.

Zestaw autorów również daje sporo do myślenia. Nie znamy ich rzeczywistych kompetencji. Nigdzie ich nie ujawniono. Są tylko nazwiska niektórych z nich na końcu opracowania. Próba sprawdzenia w Internecie kim są przynosi niekiedy zastanawiające rezultaty.

Oto Anna Martinez okazuje się być sex-coachem prowadzącym „intymne warsztaty”, także w Polsce. Jest też Daniel Kunz autor publikacji „Samozaspokajanie się małych dzieci” gdzie czytamy:

„Dzieci zaczynają się masturbować już w wieku 2-3 lat. Badania wykazały, że ponad 50 procent z nich się autostymuluje. (…) Kiedy dzieci masturbują się przy innych osobach w pomieszczeniu, rodzice nie powinni im zabraniać, ewentualnie powiedzieć, żeby poszły to robić do swojego pokoju lub kącika zabaw. (…) W żadnym wypadku nie wolno zabraniać tych pięknych uczuć. Ponieważ poprzez poznawanie swojego ciała chłopcy i dziewczęta poznają co lubią, a czego nie.”.

W Przedmowie zostaje też przedstawione uzasadnienie powstania „Standardów…”. Czytamy więc zatem co następuje:

Biuro Regionalne Światowej Organizacji Zdrowia dla Europy staje wobec szeregu wyzwań i problemów związanych ze zdrowiem seksualnym. Do tych wyzwań zaliczamy między innymi: wzrost liczby zakażeń HIV i występowanie innych chorób przenoszonych drogą płciową, niechciane ciąże nastolatek czy przemoc seksualną.” (s.5)

Idea jest czytelna i w zasadzie bezdyskusyjna. Nie rozsądzamy tu też czy autentyczna i wiarygodna. Jakkolwiek tylko paręnaście zdań dalej zostaje nam przedstawiona ocena dotychczasowych (tzn. sprzed ukazania się „Standardów”) praktyk tym zakresie. I są one opisane tak:

Tradycyjnie pojmowana edukacja seksualna koncentrowała się na potencjalnym ryzyku, jakie niesie ze sobą seksualność, takim jak nieplanowana ciąża czy choroby przenoszone drogą płciową. To negatywne ukierunkowanie często przeraża dzieci i młode osoby, co więcej – nie odpowiada ich zapotrzebowaniu na informacje oraz umiejętności i w zbyt wielu przypadkach po prostu nie jest trafne w odniesieniu do ich życia”. (s.5)

Tu i tu chodzi głownie o choroby przenoszone drogą płciową i niepożądaną ciążę małoletnich czy nieletnich. Różnica jak się wydaje tkwi nie w domniemanej skuteczności (czyt. większej) sposobów promowanych przez WHO, ale w zagrożeniu, którym jest tradycja. Przy dokładniejszym odczytaniu, to tradycja właśnie jest tu na cenzurowanym. Brzmi to pośrednio jak zarzut pod adresem rodziny, gdyż to bez wątpienia ona jest głównym transmiterem tradycji wychowawczych. Ergo – przez swój tradycjonalizm rodzina nie jest przygotowana i tym samym nie jest w stanie sprostać wyzwaniom nowoczesnego, na miarę XXI wieku, wychowania seksualnego. Należy więc je powierzyć, za sprawą wymienionych w tytule „decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem”, wyspecjalizowanym instytucjom, które to zadanie wykonają lepiej. Pojawia się zatem podejrzenie natury ogólniejszej, że idzie tu o zredukowanie wpływu tradycji w wychowaniu w ogóle, a wychowanie seksualne jest tylko jednym z narzędzi w tym procesie.

Dalej czytamy, że:

Jest rzeczą oczywistą, że formalna edukacja jedynie w nieznacznym stopniu „kształtuje” ludzką seksualność, a rola nauczycieli zajmujących się tą dziedziną zdaje się ogniskować jedynie na występujących problemach (takich jak nieplanowana ciąża i choroby przenoszone drogą płciową) oraz na tym, jak takim sytuacjom zapobiegać. To z kolei rodzi krytykę, ponieważ ich podejście jest przede wszystkim negatywne, to znaczy ukierunkowane na ewentualne lub istniejące problemy.” (s. 10)

A poniżej:

To z kolei powoduje, iż podejście specjalistów powinno być w większym stopniu pozytywne, stając się nie tylko bardziej skuteczne, ale także bardziej realistyczne.” (tamże)

Wymowa tych dwóch fragmentów wydaje się być następująca: wskazanie obszarów zaniedbanych z jednoczesnym wzmocnieniem obrazu poprzez określenia „nieznacznie”, „negatywne” i wzięcie w cudzysłów terminu „kształtuje” oraz krytyce nauczycieli (nie podejmują faktycznych wyzwań) z jednoczesną sugestią, że oto jest rozwiązanie a są nim specjaliści, którzy są pozytywni, skuteczni i realistyczni. Intrygujące jest zwłaszcza ostatnie określenie. Cóż oznacza „realistyczny” w przypadku edukacji seksualnej dzieci i młodzieży realizm? Czy oznacza pogodzenie się z wczesnym rozbudzaniem zainteresowania seksem tej grupy wiekowej, czy akceptację i przyjęcie do wiadomości powszechnego, internetowego chociażby, dostępu do pornografii, pigułek gwałtu, seksualnych perwersji?

Specyficznym zainteresowaniem autorów opracowania cieszy się Europa Środkowa i Wschodnia. Jawimy się tu jako region ogromnie zapóźniony w sferze edukacji seksualnej dzieci i młodzieży.

W Europie Środkowej i Wschodniej rozwój edukacji seksualnej rozpoczął się wraz z upadkiem komunizmu. Przed tym okresem w niektórych krajach podejmowano pewne inicjatywy w tym zakresie, jednak patrząc wstecz, trudno byłoby je nazwać „edukacją seksualną”. W większości były to działania w zakresie „przygotowania do małżeństwa i życia w rodzinie”, które zaprzeczały faktowi, że młodzi ludzie stopniowo coraz bardziej interesują się związkami partnerskimi, a w szczególności temu, iż mogliby oni być aktywni seksualnie przed zawarciem związku małżeńskiego.” (s. 12)

Znamienne, że komunizm będący realnym nieszczęściem naszej części Europy utożsamiono z istnieniem „zacofanej” edukacji prorodzinnej. Nota bene autorzy nie rozpoznali dobrze źródeł. „Przygotowanie do życia w rodzinie” jest bowiem w Polsce cały czas obowiązkowym przedmiotem szkolnym, a przedmiot „edukacja seksualna” czy inny o podobnie brzmiącej nazwie nie występuje w programach nauczania.

I dalej:

Tylko w niektórych państwach, przede wszystkim w Republice Czeskiej i Estonii wprowadzono edukację seksualną w nowym stylu, różnym od przygotowania do życia w rodzinie. W wielu innych krajach Środkowej i Wschodniej Europy rozwój edukacji seksualnej uległ spowolnieniu spowodowanemu konserwatyzmem pojawiającym się w rożnych sferach życia publicznego, w tym politycznego, kulturalnego i religijnego.” (tamże)2

Zastanawia na czym miałoby polegać i dlaczego miałoby być tak ważne oddzielenie edukacji seksualnej od przygotowania do życia w rodzinie? Dlaczego miałyby się zasadniczo (fundamentalnie?) różnić? Autorzy nie sugerują bowiem uzupełnienia przedmiotu o rodzinie, ale go wyraźnie traktują jako nienowoczesny. Drugie zdanie wyraźnie łączy się z wcześniejszym potraktowaniem tradycji. Konserwatyzm obyczajowy jest tu naganny i został przedstawiony w opozycji do postępu w sferze seksualnej. Weźmy pod uwagę, że rodzina, religijność, prawicowość czy seks wyłącznie małżeński, to immanentne cechy konserwatyzmu właśnie. Osobnym tu zagadnieniem jest konserwatyzm religijny. Nie jest do końca jasne czy odstąpienie od niego, w stronę postępowości, miałoby skutkować zniesieniem na przykład VI przykazania albo rezygnacji z pojęcia nieczystości jako jednego z grzechów głównych? Trudno się też oprzeć wrażeniu, że przynależność państw Europy Środkowej i Wschodniej do kultury europejskiej w jakiś sposób uzależniana jest od realizacji celów i podejmowania określonych działań w sferze edukacji seksualnej.

Co do rangi edukacji seksualnej jako przedmiotu nauczania autorzy „Standardów” wyrażają się jednoznacznie:

Doprowadzenie do sytuacji, w której edukacja w dziedzinie seksualności i edukacja dotycząca związków międzyludzkich stanie się przedmiotem obowiązkowym w programach nauczania, ma niezwykle istotne znaczenie, ponieważ – jak pokazuje doświadczenie niektórych krajów – uwaga poświęcana edukacji seksualnej z dużym prawdopodobieństwem ulega zmniejszeniu w sytuacji, kiedy staje się ona przedmiotem nieobowiązkowym.” /-/ A zatem należy seksualnie szkolić wszystkich i bez względu na to czy sobie oni albo ich rodzice tego życzą. Stąd pewnie żal, że „/-/edukacja seksualna rzadko kiedy jest przedmiotem kończącym się egzaminem, chociaż mogłaby być, ponieważ niektóre jej elementy są częścią przedmiotów obowiązkowych, takich jak biologia. Równocześnie w celu wzbudzenia wystarczającego zainteresowania istotne jest, aby nauczanie tego przedmiotu kończyło się egzaminem.” (s. 14)

Zdumiewająco mało miejsca poświęcono nauczycielom mającym seksualizować uczniów. To zaledwie 27 wersów. Jednakowoż treść tej niedużej części może pobudzać do zdumienia. Poniżej dwa przykłady.

Należy podkreślić, iż osoby uczestniczące w tym procesie nie muszą być wybitnymi specjalistami, powinny być jednak dobrze przeszkolone. Brak przeszkolonych nauczycieli nie powinien być przeszkodą w prowadzeniu zajęć z wychowania seksualnego. Edukacja seksualna powinna być mimo wszystko wprowadzana, a w tym samym czasie powinno szkolić się nauczycieli.” (s. 31)

Kompetentny nauczyciel musi być przeszkolony w zakresie edukacji seksualnej, ale powinien być także otwarty w stosunku do swoich uczniów i posiadać wysokiego stopnia motywację, by uczyć. Nauczyciele powinni głęboko wierzyć w przedstawione powyżej (tzn. w „Standardach” – AN) zasady dotyczące edukacji seksualnej.” (tamże)

W odniesieniu do pierwszego cytatu nasuwa się wątpliwość co oznacza termin „wybitny specjalista” oraz określenie „dobrze przeszkolony”? Kto o tym decyduje? Kto może dobrze przeszkolić? Czy dobrze oznacza „we właściwym kierunku”? Zdecydowane zdumienie budzi drugie zdanie. Otóż, w szkole nie ma prawa pojawić się nikt, kto nie ma potwierdzonych oficjalnie kompetencji do tego. Wynika to z obowiązującego prawa oświatowego. Jedynie w sytuacjach absolutnie wyjątkowych może nauczać osoba bez stosownych uprawnień, ale będąca w trakcie ich uzyskiwania (np. studia niestacjonarne). Czy zatem edukacja seksualna według autorów opracowania jest obszarem takiej konieczności, gdzie należy wykonywać działania alarmowe, ratunkowe? Dlaczego pośpiech jest tu tak konieczny?

Jak wspomniałem termin „masturbacja” użyto zatem w matrycy 11 razy, a słowa „orgazm” dwukrotnie. Pierwszy raz w odniesieniu do grupy wiekowej 9-12 lat. Powstaje pytanie czy dla autorów masturbacja ma być substytutem współżycia zapewniającym ochronę przed chorobami i niechcianą ciążą? Z popularności samogwałtu wyglądającej ze „Standardów” wyłania się obraz mechanicznego rozładowywania napięcia seksualnego, która to czynność nie ma nic wspólnego z hojnie serwowanymi sloganami o uczuciach, przyjaźni i pozytywnych interakcjach między ludźmi. Gdyby zamienić tę koncepcję na film, to mielibyśmy obraz dzieci masturbujących się ku uciesze rodziców, nauczycieli i przechodniów, którzy w swoim czasie przeszli przez kurs edukacji seksualnej prowadzonej przez „dobrze przeszkolonych” aktywistów.

Opracowanie „Standardy edukacji seksualnej w Europie” wychodzi z założenia, że wszystkie dzieci i młodzież są opętane obsesją seksu, że stanowi on istotę ich życia i główne zainteresowanie. I aby uniknąć kłopotów należy promować w szkole masturbację, petting oraz środki antykoncepcyjne.

Dokument ten został sformułowany w złej wierze i przy złej woli, a jego przyjmowanie „do realizacji” jest działaniem świadomie lub nieświadomie (?) szkodzącym młodemu pokoleniu. Rozmiar szkód będzie trudny do oszacowania, a moralna i społeczna odpowiedzialność „decydentów zajmujących się edukacją i zdrowiem” niemożliwa do wymazania.

 

1 Federal Centre for Health Education, Biuro Regionalne WHO dla Europy i BZgA, Standardy edukacji seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem, Lublin 2012, ss. 64, (wyd. oryg. Kolonia 2010). Konsultacja naukowa: prof. dr hab. n.med. Krzysztof Tomasz Niemiec. Dystrybucja publikacji bezpłatna.
2 W ciągu kilka lat od transformacji Czechy stały się z komunistycznego kraju, w którym pornografia, jej produkcja i rozpowszechnianie, a nawet posiadanie była zabroniona, prawdziwą potęgą w produkcji i rozpowszechnianiu pornografii. Praga to miasto (a także Czechy jako kraj) pod tym względem na pierwszym miejscu w Europie i drugim, po Los Angeles, na świecie. Źródło: https://www.dw.com/pl/erotyczny-biznes-to-miasto-jest-europejsk%C4%85-stolic%C4%85-przemys%C5%82u-porno/a-47018151

MOŻE CIĘ TEŻ ZAINTERESUJE:

[bsa_pro_ad_space id=4]