Od redakcji Polityki Polskiej: Dziś 11 września i 17. rocznica wydarzeń w Nowym Jorku (World Trade Center), które do dziś nie są wyjaśnione, podobnie jak katastrofa lotnicza z 2010 roku. Z tej okazji publikujemy artykuł Philip’a Giraldi’ego, który rzuca światło na to, co się dzieje na linii USA – Izrael – Bliski Wschód.
Odnosząc się do Izraela podczas wywiadu w sierpniu 1983 r., amerykański admirał i były szef Kolegium Połączonych Szefów Sztabu, Thomas Moorer, powiedział: „Nigdy nie widziałem, żeby prezydent, niezależnie od tego kim by był, postawił się im. To się w głowie nie mieści. Zawsze dostają to, czego chcą. Izraelczycy wiedzą, co się dzieje przez cały czas. Doszedłem do momentu, że niczego nie zapisywałem. Gdyby Amerykanie zrozumieli, jaki wpływ mają na nasz rząd owi ludzie, sięgneliby po broń. Nasi obywatele z pewnością nie mają pojęcia, co się dzieje” – przypomina były oficer CIA, Philip Giraldi na łamach Unz.com.
Moorer mówił bardzo ogólnie, ale miał na myśli coś szczególnego, mianowicie izraelski atak z 8 czerwca 1967 rok na amerykański okręt wywiadowczy, USS Liberty, w wyniku którego zginęło 34 amerykańskich członków załogi a 173 zostało rannych. Okręt działał na wodach międzynarodowych i powiewała nad nim duża amerykańska flaga, ale izraelskie samoloty bojowe, które zidentyfikowały statek jako amerykański, ostrzelały nawet szalupy, by zabić tych, którzy uciekali z tonącego okrętu. Był to najbardziej krwawy atak na amerykański okręt w czasie pokoju.
Prezydent Lyndon B. Johnson (niech się smaży w piekle) nakazał wycofanie amerykańskich lotniskowców wysłanych na pomoc Liberty, tłumacząc, że wolałby, aby okręt poszedł na dno niż zawstydzić swojego dobrego przyjaciela Izrael. Potem nastąpiło zatuszowanie sprawy ze strony rządu USA. Pospiesznie zwołana komisja śledcza na czele z admirałem Johnem McCainem, ojcem senatora, umyślnie przesłuchiwała tylko niektórych członków załogi, zanim stwierdziła, że to był wypadek. Marynarze, którzy przeżyli atak, a także marynarze z okrętów Marynarki Wojennej, którzy przybyli ostatecznie w celu udzielenia pomocy, byli przetrzymywani w izolacji na Malcie, zanim nie zobowiązano ich do zachowania tajemnicy. Od tego czasu powtarzające się próby zwołania kolejnego prawdziwego śledztwa zostały odrzucone przez kongres, Biały Dom i Pentagon. Niedawno senator John McCain szczególnie aktywnie odrzucił prośby ocalałych z Liberty.
Historia Liberty pokazuje, że zdolność Izraela do zmuszenia rządu Stanów Zjednoczonych do działania przeciwko własnym interesom istnieje od dawna. Grant Smith z Institute for Research: Middle East Policy (IRMEP) ukazuje, jak izraelskie szpiegowanie przeprowadzone przez AIPAC w Waszyngtonie w połowie lat 80. doprowadziło do nierównego porozumienia handlowego, które obecnie przynosi Izraelowi więcej niż 10 miliardów dolarów rocznie, nie mówiąc już o dotacjach ze Skarbu USA i miliardów dolarów w zwolnionych z podatku „dobroczynnych” darowiznach amerykańskich Żydów.
Gdyby admirał Moorer jeszcze żył, musiałbym mu powiedzieć, że sytuacja w stosunku do władz Izraela jest znacznie gorsza niż w 1983 roku. Byłby zapewne bardzo zainteresowany lekturą niezwykłego raportu niedawno zakończonego przez Smitha, ukazującego dokładnie w jaki sposób Izrael i jego przyjaciele pracują z wewnątrz systemu, aby skorumpować nasz proces polityczny i sprawić, by amerykański rząd działał na rzecz interesów państwa żydowskiego. Szczegółowo opisuje w jaki sposób lobby Izraela było w stanie manipulować społecznością organów ścigania, aby chronić i promować program premiera Benjamina Netanjahu.
Kluczowym elementem izraelskiej penetracji rządu USA było utworzone przez prezydenta George’a W. Busha w 2004 roku Biuro ds. Terroryzmu i Wywiadu Finansowego (OTFI) w Departamencie Skarbu. Strona internetowa głosi, że jest ono odpowiedzialne za „ochronę systemu finansowego przed nielegalnym wykorzystaniem i zwalczanie państw zbójeckich, sponsorów terroryzmu, rozprzestrzeniających broń masowego rażenia, osób piorących pieniądze, handlarzy narkotyków i innych zagrożeń bezpieczeństwa narodowego”, lecz od założenia tak naprawdę chodziło o zabezpieczenie interesów Izraela. Grant Smith zauważa jednak, że „sekretne biuro przymyka oko na istotne czynniki terroryzmu, takie jak zwolnione z podatku pranie brudnych pieniędzy ze Stanów Zjednoczonych do nielegalnych osiedli izraelskich i finansowanie proliferacji oraz przemyt technologi broni do tajnego izraelskiego programu broni jądrowej.”
Pierwszym szefem biura był podsekretarz skarbu Stuart Levey, który działał potajemnie w ramach samego Departamentu Skarbu, a jednocześnie regularnie koordynował działania zarówno z rządem izraelskim, jak i z proizraelskimi organizacjami, takimi jak AIPAC, WINEP i Fundacja Obrony Demokracji (FDD). Levey podróżował również regularnie do Izraela za pieniądze podatników, podobnie jak jego trzej następcy w biurze. Levey opuścił OTFI w 2011 roku i został zastąpiony przez Davida Cohena. Poinformowano wówczas, jak również w następnych latach, że stanowisko antyterrorystyczne w OTFI było obsadzane przez osoby pochodzenia żydowskiego i o syjonistycznych poglądach. Cohen kontynuował tradycję Leveya polegającą na stawianiu oporu wszelkim próbom uzyskania większej transparentności co do działań biura. Smith donosi, że 12 września 2012 r. Cohen odmówił udzielenia odpowiedzi na pytania dziennikarzy „o posiadaniu przez Izrael broni jądrowej oraz o o to, czy nakładanie sankcji na Iran, sygnatariusza Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, było przykładem endemicznych podwójnych standardów w OTFI”.
Cohena z kolei zastąpił w 2015 roku Adam Szubin, który został zastąpiony w 2017 roku przez Sigala Pearla Mandelkera, prawdopodobnego obywatela Izraela. Wszyscy szefowie OTFI byli zatem Żydami i syjonistami. Wszyscy ściśle współpracują z izraelskim rządem, wszyscy podróżują do Izraela często w „sprawach oficjalnych” i wszyscy są w bliskim kontakcie z tymi grupami żydowskimi, które najczęściej przedstawiane są jako część Lobby Izraela. Skutkiem tego było to, że wiele ofiar OTFI było na ogół wrogami Izraela, zgodnie z definicją żydowskich lobbystów Izraela i Ameryki. Lista Specjalnie Desygnowanych Obywateli i Zablokowanych Osób Krajowych (SDN), która zawiera sankcje i opcje egzekwowania, zawiera wiele imion i firm muzułmańskich i chrześcijańskich z Bliskiego Wschodu, lecz nic, co by dotyczyło Izraela czy Izraelczyków, spośród których wielu jest dobrze znanych organom ścigania jako handlarze broni i ludzie od prania pieniędzy. Po umieszczeniu na SDN, nie istnieje przejrzysty sposób usunięcia, nawet jeśli desygnacja była wyraźnie błędem.
W Stanach Zjednoczonych działanie OTFI przejawiało się w tym, że islamskie organizacje charytatywne zostały zamknięte, a osoby korzystające z prawa do wolności słowa poprzez krytykę państwa żydowskiego zostały uwięzione. Jeśli Ustawa o przeciwdziałaniu bojkotowi Izraela przejdzie przez Kongres, model działania OTFI stanie się prawdopodobnie obowiązującym prawem, jeśli chodzi o ograniczanie wolności słowa, gdy dotyczy to Izraela. Historia OTFI jest oburzająca, ale nie jest wyjątkowa. Znana jest historia amerykańskich Żydów ściśle powiązanych z Izraelem, promowanych przez potężne i bogate krajowe lobby, by działać w imieniu państwa żydowskiego. Oczywiście, Żydzi, którzy są syjonistami, są zdecydowanie nadreprezentowani we wszystkich agencjach rządowych, które mają cokolwiek wspólnego z Bliskim Wschodem i nie będzie przesadą stwierdzenie, że żydowscy miliarderzy, tacy jak Sheldon Adelson lub Haim Saban, mają partie republikańską i demokratyczną w swoich kieszeniach.
Neokonserwatyści, w większości Żydzi, infiltrowali Pentagon za Reagana, a oni i ich spadkobiercy w rządzie i mediach (Doug Feith, Paul Wolfowitz, Scooter Libby, Richard Perle, Bill Kristol) byli głównymi graczami w katastrofalnej wojnie z Irakiem, którą, jeden z architektów tej wojny, Philip Zelikow, w 2004 roku opisał jako wojnę o Izrael. Ci sami ludzie są teraz w czołówce osób wzywających do wojny z Iranem.
Polityka amerykańska wobec Bliskiego Wschodu jest w dużej mierze nadzorowana przez mały krąg ortodoksyjnych Żydów pracujących dla zięcia prezydenta, Jareda Kushnera. Jeden z nich, David Friedman, jest obecnie ambasadorem USA w Izraelu. Friedman, prawnik specjalizujący się w bankructwach, który nie posiada żadnych dyplomatycznych ani zagranicznych kwalifikacji, jest syjonistycznym Żydem, który popiera także nielegalne osiedla na Zachodnim Brzegu i ostrym krytykiem innych Żydów, którzy w jakikolwiek sposób nie zgadzają się z rządem izraelskim. Przekazał pieniądze na budowę osiedli, co byłoby nielegalne, gdyby OTFI wykonywał swoją pracę jak należy oraz systematycznie bronił żydowskich osadników, potępiając Palestyńczyków w przemówieniach w Izraelu. Nieustannie i w sposób ignorancki powtarza izraelską narrację i próbował zmienić sformułowania komunikatów Departamentu Stanu, starając się usunąć z leksykonu „terytoria okupowane”, opisującego kontrolę Izraela nad Zachodnim Brzegiem. Jego człowieczeństwo nie wykracza poza jego żydowskość, broniąc izraelskiego ostrzeliwania tysięcy nieuzbrojonych protestujących mieszkańców Gazy i bombardowania szkół, szpitali i centrów kulturalnych. W jaki dokładnie sposób Friedman reprezentuje Stany Zjednoczone i tych, którzy nie są podwójnymi obywatelami, pozostaje zagadką.
Głównym doradcą Friedmana jest rabin Aryeh Lightstone, przedstawiany przez ambasadę jako ekspert ds. „żydowskiej edukacji i działalności proizraelskiego”. Pewnego razu, w pozornie bardziej oświeconym nastroju, Lightstone opisał Donalda Trumpa jako stwarzającego „egzystencjalne niebezpieczeństwo zarówno dla Partii Republikańskiej, jak i dla USA „, a nawet oskarżył go o przymilanie się żydowskiej publiczności. Najwyraźniej, gdy zapukała szansa, zmienił zdanie na temat swojego nowego szefa. W 2014 roku, Lightstone założył i kierował Silent City, żydowską grupą interesu wspieraną przez skrajnie prawicowe pieniądze, która sprzeciwiała się porozumieniu nuklearnemu z Iranem, a także działała w celu zwalczania ruchu bojkotu Izraela, tzw. BDS. Jest podobno nadal powiązany finansowo z grupami przeciwnymi BDS, co może być interpretowane jako konflikt interesów. Jako doradca Friedmana otrzymuje wynagrodzenie w wysokości ponad 200 tys. dolarów plus dodatkowe zakwaterowanie, dodatkowe świadczenia pieniężne obejmujące 25% kosztów utrzymanie, ubezpieczenie medyczne i prawo do emerytury.
Co z tego wszystkiego mają zwykli amerykańscy obywatele? Niewiele. A Izrael? Najwyraźniej cokolwiek tylko chce. Zatopić amerykański okręt wojenny? W porządku. Dostęp do skarbu USA? Jasne, po prostu poczekaj chwilę i przygotujemy projekt ustawy, która da ci jeszcze więcej pieniędzy. Stworzyć agencję Departamentu Skarbu prowadzoną wyłącznie przez Żydów, która działa potajemnie, by ukarać krytyków żydowskiego państwa? Bez problemu. Tymczasem grupa kolesi w Pentagonie marzy o nowych wojnach dla Izraela, a Biały Dom wysyła ignoranta ambasadora i wysokiej rangi doradcę za granicą, aby reprezentować interesy rządu kraju, do którego zostali wysłani. Tak się składa, że tym państwem jest akurat Izrael. Czy to się kiedyś skończy?
Philip Giraldi
Za: kresy.pl