Stanisław Michalkiewicz
Za komuny było lepiej. Za komuny, jak ktoś dostał paszport, nawet tylko „na wszystkie kraje Europy”, a cóż dopiero, gdy dostał paszport „na wszystkie kraje świata”, to żadne inne napisy go już nie interesowały, bo cały był pochłonięty myślami, co teraz zrobić ze sobą dalej. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, czyli – jak to się potocznie mówiło – „bezpieka” – paszporty wydawała raczej rzadko, przynajmniej do końca lat 60-tych, bo za Gierka już częściej. Chodziło o to, że komunie potrzebne były „cenne dewizy”, więc trzeba było obywatelom pozwolić wyjeżdżać na Zachód, gdzie pracowali „na czarno”, a jak już trochę zarobili, to wracali z forsą do kraju.
Toteż w 1972 roku partia założyła Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego PEWEX, gdzie za dewizy można było kupić wszystko, czego nie było w zwyczajnych sklepach. Partia miała w tym swój interes, bo „cenne dewizy” z PEWEX-u sobie kradła i lokowała na kontach w szwajcarskich bankach. Dokonywało się to na podstawie zezwoleń dewizowych Narodowego Banku Polskiego i na przykład w latach 1988-1989 PZPR uzyskała i zrealizowała 800 takich zezwoleń, co oznacza, że musiała realizować więcej, niż jedno dziennie. A oto przykładowy transfer z jednego dnia: 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys. dolarów.
I tak dzień w dzień przez 18 lat – bo w roku 1990 PEWEX został zlikwidowany. Ale Sezam w szwajcarskich bankach zlikwidowany nie został. Kto sprawuje nad nim pieczę, jaki użytek robi z forsy – tego nikt nie wie, ani nawet nie docieka, mimo kolejnej edycji „dobrej zmiany” – bo kiedy na początku roku 1996, informacje na ten temat ukazały się w tygodniku „Wprost” w ramach „afery Oleksego”, ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski bardzo się zdenerwował i powiedział, że jeśli chociaż jedno słowo na ten temat się pojawi, to on zarządzi „lustrację totalną”. Groźba poskutkowała, pokazując zarazem, że u podstaw III RP leży niepisana zasada: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych” – również pieniędzy. Zdarzają się oczywiście odstępstwa od tej zasady i na przykład pan red. Michnik czepia się prezesa Kaczyńskiego o spółkę „Srebrna” – ale jak się nie opamięta, to prezes Kaczyński może przypomnieć sobie o szwajcarskim Sezamie i dopiero zacznie się awantura.
Ale mniejsza o to, bo chodzi przecież o paszporty. Za komuny wystarczyło, że obywatel miał paszport, a że pisało na nim „Polska Rzeczpospolita Ludowa”, to już go specjalnie nie martwiło, podobnie jakby go nie martwiło, gdyby partia kazała napisać tam słynne hasło: „proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!” Gdzie bowiem byłoby lepsze miejsce do wyeksponowania takiego hasła, niż na paszporcie, zwłaszcza „na wszystkie kraje świata”?
Teraz to co innego. Teraz każdy obywatel ma paszport w domu, nie musi go nikomu oddawać, a ubecy, którzy, czy to w takim ustroju, czy to w jakimś innym, zawsze są przydatni, nie próbują dzisiaj nikogo werbować w charakterze konfidenta „na paszport”. Apetyt wzrasta w miarę jedzenia, toteż obywatele zaczęli się swoim paszportom przyglądać i okazało się, że partia wydrukowała tam hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Podniósł się straszliwy klangor, bo niektórzy obywatele dopatrzyli się tam naruszenia zasady neutralności światopoglądowej państwa, poprzez wpisanie do paszportu słowa „Bóg”, inni dopatrzyli się intencji „wykluczenia” i „stygmatyzacji” w związku z wpisaniem tam słowa „Honor”, a jeszcze inni, którzy marzą, by wszyscy uważali ich za cudzoziemców, poczuli się urażeni wpisaniem tam słowa: „Ojczyzna”. Jaka tam znowu „ojczyzna”, kiedy dla cudzoziemca ojczyzną jest cały świat, zwłaszcza jego bardziej atrakcyjne fragmenty, zgodnie z rzymską zasadą ubi bene ibi patria – zamieszkały przez „jedną rasę – ludzką rasę?”
Toteż zaczęli skarżyć się na te szykany panu Adamowi Bodnarowi, piastującemu operetkową synekurę „Rzecznika Praw Obywatelskich”, na której co i raz robi rozmaite głupstwa. No i właśnie zauważył, że hasło: „Bóg, Honor, Ojczyzna” w żadnym wypadku nie powinno znaleźć się w paszportach, bo może doprowadzić do utożsamienia wizerunku konkretnego obywatela z określonym światopoglądem. To oczywiście ogromne niebezpieczeństwo, zwłaszcza w sytuacji, gdy taki jeden z drugim obywatel albo nie ma żadnego światopoglądu, albo nawet ma – ale światopogląd sytuacyjny, to znaczy – wierzy w to, w co akurat na danym etapie nakazuje mu wierzyć żydowska gazeta dla Polaków.
Z drugiej jednak strony, wielu obywateli z hasłem: „Bóg, Honor, Ojczyzna” na paszportach chętnie by się utożsamiło. Tymczasem pan Adam Bodnar chciałby im tego zabronić, co jest oczywistym aktem bezzasadnej dyskryminacji, a poza tym demaskuje totalniackie priwyczki Rzecznika Praw Obywatelskich. Warto tedy zauważyć, że od mnożenia zakazów praw obywatelskich nie przybywa, ani też nie rozszerza się ich zakres – a tymczasem wydaje się, że właśnie to, to znaczy rozmnożenie praw obywatelskich i rozszerzenie ich zakresu powinno być podstawową troską pana Adama Bodnara – o ile oczywiście zajmowaną przez niego operetkową synekurę mielibyśmy traktować serio. Nie wykluczam, że takie podejście mogłoby przekraczać intelektualne możliwości naszego RPO, więc w ramach tygodnia dobroci dla zwierząt, w czynie społecznym podpowiadam mu rozwiązanie alternatywne w myśl hasła: „niech rozkwita sto kwiatów!”.
Rzeczywiście, wielu, a konkretnie – 1500 obywatelom – hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” z tych czy innych względów się nie podoba. Ale znacznej większości może się ono podobać. Zatem – by wilk był syty i owca cała – proponuję, by obywatel mógł sobie wybrać paszport z hasłem, jakie by mu najbardziej odpowiadało. Oczywiście bez przesady, bo MSW mogłoby nie nadążać z drukiem paszportów – ale wydaje mi się, że pewien kompromis jest możliwy do osiągnięcia. Zgodnie z rzymską zasadą; omne trinum perfectum, co się wykłada, że wszystko, co potrójne, jest doskonałe, proponuję, by na paszportach były wydrukowane – oczywiście nie jednocześnie, tylko alternatywnie – trzy hasła. Jedno: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Drugie: „Belzebub, Łajdactwo, Zdrada”, a trzecie, dla obywateli pozbawionych konkretnego światopoglądu: „Chuj, Dupa i Kamieni Kupa” – będącego, jak pamiętamy, najkrótszą i zarazem postępową charakterystyką naszego kraju, dokonaną przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, pana Bartłomieja Sienkiewicza.
Podaję to hasło w pełnym i literalnym brzmieniu, bo skróty mogłyby być niezrozumiałe dla funkcjonariuszy cudzoziemskich służb granicznych, a poza tym, mogłyby być odczuwane przez obywateli, którzy by paszport z tym hasłem wybrali, jako kolejny rodzaj dyskryminacji.