Demograficzny sukces Żydów w Izraelu, czyli sekret tkwi w świadomości [rodzin, kobiet]

0
1099
[bsa_pro_ad_space id=5]

Grzegorz Górny

[bsa_pro_ad_space id=8]

Jeszcze dwadzieścia lat temu Jaser Arafat był przekonany, że konflikt izraelsko-palestyński musi zakończyć się sukcesem jego rodaków z jednego podstawowego powodu: dzietności. Tendencja demograficzna wydawała się nieubłagana: Żydówki w Izraelu będą mieć coraz mniej dzieci, zaś Arabki coraz więcej. Przy takich wskaźnikach dzietności ludność żydowska będzie skazana na nieuchronne kurczenie się, natomiast palestyńska będzie stale rosnąć. Reszta jest tylko kwestią czasu.

Dane opublikowane właśnie przez Centralne Biuro Statystyczne Izraela pokazują, że scenariusz ten nie jest wcale taki pewny. Arafat nie wziął pod uwagę jednego: odwrócenia trendów demograficznych. W 2018 roku po raz pierwszy przyrost demograficzny Żydów w Izraelu był większy niż Arabów. Dziś statystycznie na jedną żydowską kobietę w tym kraju przypada niemal 3,2 dziecka (to o wiele powyżej progu zastępowalności pokoleń, który wynosi 2,1 – dla porównania Polska ma 1,4), natomiast na jedną kobietę palestyńską przypada mniej, bo 3,1 dziecka.

Ważny jest również trend – wśród Żydów od lat rosnący, wśród Palestyńczyków stale malejący.

Jak podaje Centralne Biuro Statystyczne, w ciągu ostatniego roku ludność Izraela zwiększyła się o 2 proc. Aż w 80 proc. stało się to dzięki przyrostowi naturalnemu, a tylko w 20 proc. dzięki imigracji.

Poza tym liczba repatriantów przewyższyła liczbę tych, którzy opuścili kraj. W ubiegłym roku do Izraela przyjechało na stałe 30 tysięcy Żydów, a wyjechało z niego 6 tysięcy obywateli (przy czym nie wszyscy z nich byli Żydami). Duża część przybyszy porzuciła Europę Zachodnią z powodu rosnącego tam antysemityzmu i obawy o własne życie, by osiedlić się w Izraelu.

W grudniu ministerstwo diaspory wspólnie z Krajową Radą Gospodarczą zaproponowało opracowanie kompleksowego programu mającego na celu ściągnięcie jak największej liczby Żydów z Francji oraz ułatwienie im nowego startu życiowego w Izraelu. Jak mówił ówczesny minister diaspory Naftali Bennett, aż 200 tysięcy Żydów rozważa możliwość opuszczenia na zawsze Francji, dlatego powinni oni wiedzieć, że państwo Izrael czeka na nich z otwartymi ramionami.

Demograficzny sukces Żydów jest ewenementem wśród społeczeństw wysoko rozwiniętych w skali światowej. Kluczem do jego odniesienia stało się pojawienie dużej liczby rodzin wielodzietnych. Tylko one są bowiem w stanie zapewnić proces zastępowalności pokoleń. Bez nich narody wchodzą w fazę starzenia i obumierania.

Nie da się tego efektu osiągnąć jedynie bodźcami ekonomicznymi, takimi jak np. dodatki prorodzinne czy ulgi podatkowe. To przede wszystkim kwestia świadomości. Nikt bowiem nie zmusi dziś kobiet do rodzenia dzieci. To one same muszą chcieć być matkami wielodzietnymi, co w dzisiejszym świecie – nastawionym na konsumpcję, samorealizację i rozrywkę – jest raczej rzadkością.

W Izraelu to się udało. Rodziny wielodzietne, które w latach siedemdziesiątych ograniczały się jedynie do środowisk ortodoksyjnych Żydów, dziś stają się znów normą kulturową. Decydujące wcale nie okazały się przesłanki religijne, ponieważ wyznawcy ortodoksyjnego judaizmu stanowią zaledwie kilkanaście procent populacji żydowskiej, zaś społeczeństwo Izraela jest jednym z najbardziej zsekularyzowanych na świecie.

Kluczowa okazała się natomiast kwestia świadomości narodowej.

Coś zmusza izraelskie kobiety, że rezygnują z ofert życia łatwego, lekkiego i przyjemnego, jakie podsuwa im dzisiejszy świat, a wybierają rodzenie, trud wychowania, utratę wolnego czasu, ograniczenie możliwości zawodowych, wyhamowanie lub koniec kariery itd. Dlaczego Żydówki w Izraelu dokonują innych wyborów życiowych niż ich rówieśniczki w krajach zachodnich? (Oczywiście dotyczy to nie wszystkich Izraelek, ale wystarczająco dużej ich liczby, by zmienić demograficzny trend w państwie.)

Może zabrzmi to patetycznie, ale taka jest prawda. Mają bowiem świadomość, że są odpowiedzialne za los narodu, że na nich spoczywa przyszłość Izraela, że jeśli nie będą mieć dzieci, to Adolf Hitler odniesie zza grobu swe zwycięstwo – naród żydowski przestanie istnieć. Zostało im to wpojone na zajęciach szkolnych i pozalekcyjnych, ale decydujące znaczenie miała obowiązkowa służba wojskowa, która w przypadku kobiet trwa dwa lata.

Tam widzą, że ich naród znajduje się w stanie nieustannej wojny; czują egzystencjalne zagrożenie swojej wspólnoty; dostrzegają, że niepodległość nie jest dana raz na zawsze; uświadamiają sobie, na jak cienkim włosku wisi przyszłość ich narodu; dociera do nich, jak ważna jest postawa każdej z nich na powierzonym jej posterunku. Podczas akcji doświadczają, że życie jednego zależy od zachowania się drugiego. Doznają trudów, uciążliwości i upokorzeń, ale wiedzą, że ma to sens. Uczą się obowiązkowości oraz poświęcania się dla bliskich i dla całej wspólnoty. Wiedzą, że są częścią jednego wielkiego zbiorowego organizmu, za który także czują się odpowiedzialne.

W tej sytuacji egoistyczna odmowa posiadania dzieci jawi się jako zaprzeczenie całej ich służby, porzucenie posterunku, zdrada narodu. I odwrotnie: urodzenie i wychowanie potomstwa nadaje życiu wewnętrzną spójność i poczucie sensu.

Przypadek Izraela jest ważny w kontekście narodów przechodzących zapaść demograficzną oraz zagrożonych zdominowaniem przez liczniejszych sąsiadów. Odmienny przykład stanowi np. Republika Południowej Afryki, gdzie biała ludność nie była w stanie odwrócić demograficznych trendów. Afrykanerzy od lat mieli jasność, że są coraz bardziej kurczącą się społecznością, a jednak – mimo przewagi ekonomicznej i technologicznej – nie potrafili powstrzymać tego procesu.

Klucz do sukcesu tkwi bowiem w głowach. Bez zmiany świadomości – zwłaszcza świadomości kobiet – nie będzie możliwe żadne przełamanie kryzysu demograficznego. To pokazuje przypadek Izraela i RPA.

A jak będzie w Europie? Jak będzie w Polsce?

[bsa_pro_ad_space id=4]