Czy Polacy w polityce wschodniej są skazani na powtarzanie błędów?

0
1719
[bsa_pro_ad_space id=5]

Dr Lucyna Kulińska

[bsa_pro_ad_space id=8]

Czy Polacy w polityce wschodniej są skazani na powtarzanie błędów? Nr 9 10 2016Moje wystąpienie chciałam poświęcić analizie przyczyn niepowodzeń prowadzonej po roku 1989 polityki wobec Ukrainy. Jej negatywne skutki widać na każdym kroku. Idee ukraińskiego szowinizmu przeżywają na Ukrainie renesans, roszczenia terytorialne i finansowe wobec Polski rosną, Związek Ukraińców w Polsce niemal jawnie popiera banderyzm, ostatnio dochodzi nawet do napadów i pobić Polaków przez szowinistów ukraińskich1. Polscy przywódcy są notorycznie upokarzani przez Ukraińców, co nie przeszkadza im żyrować „w ciemno” nawet
najbardziej antypolskie posunięcia ukraińskich władz. Dzieje się tak pomimo tego, że dzisiejsza Ukraina – to kraj w stadium upadku, przeżerany korupcją, przestępczością zorganizowaną i zapaścią gospodarczą. Na dodatek prowadzi okrutną wojnę domową w której obie strony konfliktu angażują pomoc z zewnątrz. Także Polska jest wolą polityków wikłana w ten konflikt. Biorąc pod uwagę wymienione czynniki Ukraina, jako nasz sąsiad, sama w sobie stanowi dziś poważne zagrożenie dla Polski. Tymczasem władze nasze dopuściły do niekontrowanego napływu do Polski setek tysięcy Ukraińców, także wrogo do naszego kraju usposobionych. Wielu z nich zaczęło osiedlać się na terenach bezpośrednio przylegających do naszej południowo – wschodniej granicy z Ukrainą i tak już zamieszkałych w sporej liczbie przez mniejszość ukraińską. Tak więc Polska, państwo po II wojnie światowej niemal monolityczne, zaczęło wbrew woli jej mieszkańców, zamieniać się w nieprzewidywalny kocioł narodowościowy. Przed wojną problemy z ukraińska ludnością RP mieli Polacy we Lwowie czy Brzeżanach, dzisiaj mają je mieszkańcy Przemyśla, Lublina, Jarosławia czy Rzeszowa…. Powstają „nowe Kresy”. Pisałam o takiej  możliwości ponad 10 lat temu – teraz staje się to faktem i to decyzje rządzących przesadzają o takim stanie rzeczy. Uległe i pobłażliwe „aż do bólu” postępowanie w stosunku do Ukraińców ma niestety za sobą długą, przedwojenną tradycję. Jakie były tego konsekwencje wiemy – ludobójstwo ukraińskie na Kresach. Dzisiejsi politycy nie wyciągają żadnych wniosków z przeszłości.
Niektórzy twierdzą, że owa ustępliwość wobec Ukraińców dowodzi samobójczych tendencji naszego narodu. Autorka uważa, że takie twierdzenie nie jest pozbawione racji, chcąc jest zbytnim uproszczeniem. Dowodzi bowiem głownie niskiego poziomu wyobraźni, inteligencji i poczucia narodowej więzi u rządzących, a nie rządzonych. ( Jak nie złodziej to renegat i też szubrawiec – do użytku wewnętrznego)

1. Brak prawdziwych polskich patriotycznych elit.
O ile na usprawiedliwienie przedwojennych elit państwowych zapisać można niewiedzę o konsekwencjach umizgów do nacjonalistów i stałą nadzieję, że drogą kolejnych koncesji „pokochają oni” Rzeczypospolitą, o tyle powojenne „elity” złudzeń takich mieć nie mogły, bo kilkaset tysięcy pomordowanych i wypędzonych po ograbieniu i spaleniu domostw Polaków to wystarczający powód, by w stosunku do akurat tego sąsiada zachować daleko idąca rezerwę. Do tego musimy pamiętać, że w czasie ostatniej wojny w zgliszczach legły nie tylko polskie
miasta, wsie i dorobek materialny przodków. Stała się rzecz o wiele straszniejsza. W wyniku hekatomby polskiej inteligencji (trwającej jeszcze wiele lat po wojnie), fizycznej eksterminacji naszego narodu, zmiany kształtu terytorialnego kraju, zsyłek, wypędzeń, przesiedleń, emigracji i migracji wewnętrznych, polskie społeczeństwo praktycznie „wykorzeniono”. Powojenne władze i nowe komunistyczne „elity”, w większości z polskością nie mające wiele wspólnego, „urobiły” Polaków na kształt uległej i podatnej sterowaniu zewnętrznemu ludzkiej masy, połączonej jedynie faktem zamieszkiwania wspólnego terytorium. Realizowały to drogą zastraszania, przekupstwa, uwodzenia, awansowania ludzi moralnie wątpliwych, ale posłusznych, przy równoczesnym eliminowaniu i politycznemu izolowaniu opornych. Dotknęło to wszystkich grup społecznych, nie wyłączając szkół wyższych i Kościoła. Systematycznie wpajano też Polakom pogardę do swojej historii, przekonanie o przyrodzonym niemal nieudacznictwie, bezmyślności połączonej z brawurą, antysemityzmie. Już wtedy zaczęło się
przemilczanie, manipulacja, mieszanie ofiar z katami. Większość naszych obywateli, z niewiedzy czy konformizmu, tendencjom tym ulegała i ulega do dziś.
Kolejnym etapem deprecjacji naszego narodowego ego okazała się III RP. Po krótkim patriotycznym uniesieniu – „festiwalu Solidarności”, wszystko szybko wróciło w stare koleiny. Okrągłostołowe elity okazały się równie zdemoralizowane jak poprzednicy, z nimi zresztą, jak dzisiaj wiemy nigdy nie zerwały więzi. Oszukały Polaków, którzy po latach przekonali się, że dbały o każdy inny, ale nie polski stan posiadania. Wyprzedaż majątku i grabież mienia „wspólnego” okazała się bezprecedensowa. Spora część pozyskiwanych „na kredyt” funduszy i wyprzedawanego majątku narodowego Polaków z woli rządzących posłużyła pokrywaniu, często absolutnie bezzasadnych, roszczeń mniejszości narodowych. Szalała przestępczość zorganizowana, mająca umocowanie w dawnych służbach specjalnych. Nie dokonano lustracji i nie ukarano winnych zbrodni komunistycznych, a młodych uwodzono sloganem „róbta co chceta”. Piórami wytrawnych publicystów w poczytnych gazetach systematycznie szkalowano i oczerniano Polskę, a z jej historii i ludzi pragnących walczyć o prawdę, honor narodowy i przyzwoitość, uczyniono urągowisko, przyklejając im etykietę szowinistów, a nawet faszystów. Wszystkie ideały postanowiono sprowadzić do jednego: pieniędzy. Dość szybko Polacy zanurzyli się w konsumpcjonizmie i hedonizmie prowadzącym do rozwiązłości. Ludzie „zaczadzeni” wiarą w niekończący się „postęp” nie zauważyli jednak, jak szybko zagoniono ich do nowej niewoli. Społeczeństwo, wolne dotąd od obciążeń, przy pomocy nachalnej reklamy i propagandy pogrążono w długach i hipotekach na zakup dóbr. Cena była wysoka – miliony Polaków stało się bankrutami lub zmuszone były opuścić ojczyznę „za chlebem”.

2. Poprawność polityczna jako nowa cenzura
Miejsce komunistycznej, instytucjonalnej cenzury po roku 1989 zajęła inna, nazwana „poprawnością polityczną”. Wyznawcy tej doktryny uważają, że każdą sprawę da się rozwiązać pod warunkiem przyjęcia jedynie słusznej zasady niestawiania jakichkolwiek ocen moralnych
czy nierozpatrywania wydarzeń i postaw w kategoriach dobra – zła, czy prawdy – fałszu. Równocześnie eksponowane jest do granic możliwości pojęcie wolności osobistej w rozumieniu dowolności wyborów, bez liczenia się ze społeczeństwem, tradycją, narodem. Aby nie
zostać określonym jako „skrajny radykał”, „oszołom”, trzeba być stale czujnym, by w niczym nie uchybić całemu spektrum potencjalnych „obrażonych”. Strach przed nazywaniem rzeczy po imieniu prowadzi oczywiście do swoistej schizofrenii, a w końcu do poczucia lęku przed
prezentowaniem swojego zdania, z obawy przed ośmieszeniem. Ta zakaźna, epidemiczna choroba, atakująca mózgi przyszła do nas z USA i wyszlifowana została w Europie Zachodniej. Objawia się zastępowaniem zdrowego rozsądku niedorzecznościami. Oparta na liberalnych,
często wręcz libertyńskich zasadach ideologia, głosząc prymat wolności nad prawdą, w sposób jednoznaczny burzy porządek moralny jednostek i społeczeństw, przekreśla chrześcijańskie wartości dobra i miłości. Popularyzując konsumpcjonizm, hedonizm i nieodpowiedzialność prowadzi zawsze do relatywizowania wszystkich wartości i odbiera możliwość odnalezienia autorytetów. Autorytetami zaczęli więc stawać się hochsztaplerzy, a kolejne rządy jedynie „namiestnictwami” potęg światowych. Taka sytuacja trwa do dziś. O wielu sprawach Polacy mają nie wiedzieć i nie wiedza – blokady informacyjne i nachalna propaganda robią swoje… Marzenie o suwerennych, uczciwych wobec obywateli, mimo rzucanych obietnic się nie ziszcza.

2. Brak szacunku dla rządzonych.
Naturalną konsekwencja braku moralności i patriotyzmu dzisiejszych elit jest ich brak szacunku do swoich obywateli. Nieliczenie się ze zdaniem obywateli w tak ważnych dla nich kwestiach ma niewątpliwie swoje zakorzenienie w czasach komunizmu, gdy nie pytano Polaków
o nic, a ich zadaniem było jedynie słuchanie rozporządzeń władzy pod fizycznym lub psychicznym przymusem. W tym względzie po roku 1998, jak dowodzi doświadczenie niewiele się zmieniło. Formy są subtelniejsze – ale skutek podobny. Rzucanie obietnic bez pokrycia, sprzeniewierzanie się wcześniej wypowiedzianym słowom i deklaracjom, oszukiwanie, kręcenie zależne od koniunktur politycznych, uleganie naciskom mocarstw i obcych lobby to codzienność w dzisiejszej amoralnej polskiej polityce.
Do tego dochodzi monopol medialny, który niezależnie od opcji politycznej odcina miliony Polaków od wiedzy na temat podstawowych faktów pozwalających im podejmować racjonalne decyzje – zarówno wyborcze, jak i bieżące. Z pełną premedytacją w Polsce rozhuśtuje
się nastroje społeczne, kierując je w oczekiwanych przez polityków kierunkach, obywatele są systematycznie ogłupiani i konfliktowani.
Doskonałym przykładem jest właśnie ignorowany przez kolejne władze problem kresowego ludobójstwa. Wbrew opinii i życzeniu większości Polaków politycy w Polsce nie upamiętniają ludobójstwa dokonanego przez OUN–UPA na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej, nie piętnują sprawców, nie reagują na wybryki i prowokacje ze strony ukraińskich szowinistów, a jedynie żyrują w ciemno, nawet najbardziej szkodliwe dla Polski i Polaków decyzji Kijowa. Szczególnie dobitnie dano to odczuć Polakom pikietującym pod Sejmem Kresowianom 7 lipca 2016 roku, podczas , gdy w środku fetowano ukraińską kryminalistkę Sawczenko, wyznawczynie banderowskiej ideologii.

3. „Kompleks Marszałka”, czyli usilne próby realizowania przez Jarosława Kaczyńskiego wizji prometejskich, bez uwzględnienia doświadczeń historycznych narodu i realizmu politycznego.
Jeśli chodzi o kwestię polskiej polityki wschodniej, także rządzący II Rzeczypospolitą mają wiele grzechów na sumieniu. Już wtedy na ołtarzu „dobrych stosunków z Ukraińcami” nagminnie składali interesy polskie, a nawet bezpieczeństwo polskich obywateli. Usprawiedliwia ich tylko to, że działali w dobrej wierze licząc, że Ukraińcy się zmienią, ucywilizują. Dzisiejsi politycy takich złudzeń mieć nie powinni, bo historia pokazała jakie tragiczne żniwo spowodowała owa pobłażliwość. Większość przedwojennych dokumentów archiwalnych, dotyczących antypolskich zachowań ukraińskiej mniejszości (w tym sabotażowych, a nawet terrorystycznych), z którymi autorka miała do czynienia, było opatrzonych klauzulami tajności. Wynika z tego, że obywatele polscy nie mieli wiedzieć o narastającym zagrożeniu ich bezpieczeństwa. Zaowocowało to straszna hekatombą w czasie wojny, gdyż polska ludność nie była zupełnie przygotowana psychicznie na bezwzględność ukraińskich oprawców i agresję sąsiadów. Na rzecz umów („dogaworów”) z ukraińskimi politykami władze szły nierzadko na kompromitujące ustępstwa , a opinię publiczną oszukiwano prowadząc, tak jak dzisiaj, szeroko zakrojone kampanie medialne z udziałem publicystów – ukrainofilów. To, o czym już dzisiaj się nie pamięta, to fakt, że władze sanacyjne tuszowały też obchody wyzwolenia Lwowa z rak ukraińskich i ograniczały kult bohaterskich „Lwowskich Orląt”.
Na naszych oczach dochodzi do ponownego lansowania i uzasadniania przez sporą rzeszę polityków, głównie PiS-u polskich przedwojennej idei prometeizmu. Podobnie jak w II Rzeczypospolitej odbywa się to niestety kosztem polskości i kosztem narażania na wielkie niebezpieczeństwo własnego narodu przez nieodpowiedzialna politykę wobec bonderyzującej się Ukrainy. Rodzi to arcyważne dla wszystkich Polaków pytania o cele, metody i granice angażowania się Rzeczypospolitej w proukraińskie i antyrosyjskie przedsięwzięcia w regionie. Tym bardziej, że już raz, w 20 – leciu międzywojennym uwierzyliśmy, że przy pomocy Ukraińców odsuniemy i zneutralizujemy Rosję – bo to nie tylko Abwehra i gestapo szkoliło przyszłych dowódców – siekierników – ale także Polacy w swej dobrej wierze w  środkach II Oddziału Sztabu Generalnego. Teraz znowu mamy szkolić banderowców – „Gwardię Majdanu” – za pieniądze z podatków polskich obywateli – czyż to nie ironia?
Koncepcja federacyjna Marszałka Piłsudskiego, która częściowo wyewoluowała potem w prometeizm była, na pewnym etapie naszego dochodzenia do wolności, sensowną odpowiedzią na moskiewski ekspansjonizm. Obawiający się Rosji Piłsudski od początku postanowił
realizować program mający na celu jej rozczłonkowanie i odsuniecie od granic polskich. Miało to być stworzenie nowej politycznej organizacji – obszaru tzw. międzymorza, ciągnącego się od Bałtyku aż po Morze Czarne. Niewątpliwie, zastąpienie nośnej idei komunistycznej – nacjonalistyczną, to burzenie szyków naszemu odwiecznemu ciemiężycielowi. Jednak dobra chwila na realizację tej koncepcji minęła szybko – komunizm stracił na swej uwodzicielskiej mocy, kiedy reszta Europy uświadomiła sobie, że w Związku Sowieckim zabija się ludzi na skalę masową, niszczy się kulturę i cywilizację. Od początku lat trzydziestych XX w. nastąpił zwrot w polityce międzynarodowej. Przejęcie władzy przez faszystów w Niemczech i innych krajach zmieniło sytuację. W kraju zaczęło dochodzić do gwałtownego radykalizowania się postaw ukraińskich, żywiących się triumfami faszyzmu. Jednak elity władzy zmiany owej reorientacji jakby nie zauważały. Konsekwencje były z latami coraz bardziej poważne. „Ruch prometejski był międzynarodówką antykomunistyczną, której celem było zniszczenie Związku Radzieckiego i przekształcenie jego republik w niepodległe państwa”(2). Oznaczało to w praktyce skupienie się na Sowietach z całkowitym niemal zlekceważeniem zagrożeń płynących ze strony Niemiec oraz terroryzmu skrajnych ukraińskich organizacji nacjonalistycznych. Jakby tego było mało, sugeruje, że kręgi skupione wokół Piłsudskiego świadomie rezygnowały z neutralizowania ukraińskiego szowinizmu, bo był przydatny do walki z komunizmem. Świadczy o tym choćby zdanie: „Do roku 1928 Warszawie udawało się wykorzystywać ukraińską kwestię narodową i skierować ją przeciwko Związkowi Radzieckiemu”. Polityka prowadzona przez Piłsudskiego i jego współpracowników, być może teoretycznie uzasadniona, w praktyce okazała się wkrótce szkodliwa, a nawet zabójcza dla polskiej ludności, która pozostała za Zbruczem. Komuniści wykorzystali bowiem polskie działania szpiegowskie
na Ukrainie sowieckiej do rozprawienia się z Polakami(3). Ukraińscy emigranci wojskowi goszczeni w Polsce nie asymilowali się i nie włączali się w nurt polskiego życia społecznego. Nie uczyli dzieci języka polskiego – posyłali je jedynie do szkół ukraińskich, pracowali w instytucjach ukraińskich w zupełnym oderwaniu od spraw polskich. Ci, którzy przedostali się za sowiecką granicę, z reguły ulegali przewerbowaniu. Taki stan przetrwał do roku 1939, a wraz z nim wiara, umacniana przez Polaków przez lata, że jedynym możliwym rozwiązaniem dla Ukraińców jest konflikt zbrojny – totalny i prowadzony do końca. Nadzieja, że dzięki polskiej pomocy emigracja ukraińska zrezygnuje z antypolskich dążeń w odniesieniu do województw południowo–wschodnich, a koncentrować się będzie jedynie na planach odbudowy państwa naddnieprzańskiego, nie sprawdziła się. Wojna pokazała to dobitnie. Ukraińska „rewolucja narodowa”, miała być skierowana przeciw Rosji, a została bez skrupułów zwrócona przeciw Polsce.
Osobną, poważną i małą znaną sprawą było paramilitarne szkolenie młodzieży ukraińskiej popierane przez władze, głównie w masowych organizacjach „Łuh” i „Sokił”. Tajnym celem miało być przygotowanie ukraińskiej młodzieży do „odwojowania” z rąk sowieckich Ukrainy
Kijowskiej, tzw. Wielkiej Ukrainy. Także i to przedsięwzięcie „prometejczyków” było tyleż kontrowersyjne, co brzemienne w konsekwencje.
Tylko w legalnej organizacji „Łuh” przeszkolono wojskowo co najmniej 50 tysięcy młodych Ukraińców. Oficjalnie Towarzystwo Gimnastyczno–Pożarnicze, działając głównie na terenach Polski południowo–wschodniej „Łuh” posiadał w 1927 r. 627 oddziałów terenowych. Tymczasem, podobnie jak pozostałe, od początku był infiltrowany przez terrorystyczne UWO i OUN. Legalne organizacje młodzieżowe stały się więc kuźnią kadr antypolskich. Osłanianie ich przez władze państwowe tajnym parasolem ochronnym budzi grozę. Dokumenty i raporty KOP  kierowane do władz zwierzchnich, dotyczące prawdziwego oblicza działalności ukraińskich organizacji młodzieżowych nie pozostawiają złudzeń co do charakteru ich poczynań(4). Tak więc w Małopolsce Wschodniej wyszkolono za polskie pieniądze armię partyzancką zdolną do przekształcenia się w armię regularną i złożoną zarówno z emigrantów, jak i z młodzieży ukraińskiej, która nie chciała przepędzić, jak łudziły się władze, Rosjan z dalekiej kijowszczyzny, ale Polaków z Lwowskiego, Tarnopolskiego i Stanisławowskiego. Zamiast oczekiwanych sojuszników przygotowano i wyćwiczono śmiertelnych wrogów. Porównanie z naiwnym przyjmowaniem kolejnych fal islamskich „uchodźców” do Europy. Może nie znali historii Polski? Przykładem tego jak dalece utopijna idea prometejska opanowała umysły części polskich elit może być cytat z artykułu pt. „Realizm i prometeizm”5 z roku 1938! Autor jego pisał: „Obecny rozwój wydarzeń politycznych w Europie, dowodzi że prometeizm jest wyrazem największego realizmu politycznego. Przynajmniej nie znam żadnej koncepcji politycznej, która by tak logicznie łączyła potrzeby poszczególnych narodów z potrzebami gospodarczego i politycznego rozwoju całej Europy. Żadna koncepcja „równowagi” politycznej nie może dać tego, co może dać koncepcja prometejska, a mianowicie uwolnić Europę od koszmarnego przekonania, iż wojna jest nieunikniona, co zmusza państwa do ogromnych zbrojeń, mogących się skończyć naprawdę tylko wojną Prometeizm był może jedynym terenem gdzie nie było rozdźwięków między Polakami i Ukraińcami. Przeciw moskiewski front […].
Wstrząsający jest fakt, że kiedy pisano te słowa od lat w najlepsze szła hitlerowsko–ukraińska współpraca, która miała na zasadach V kolumny zapalić w razie wojny ogniem powstania całe wschodnie kresy Rzeczypospolitej. Obóz Piłsudskiego, nie rozstając się z ideami odbudowy państwa ukraińskiego za Zbruczem, nie przewidział jakże prostego faktu, że wspierając czynniki niemające w konfrontacji ze stalinowskim aparatem przemocy żadnych szans, wzmacniał wyłącznie siły, które przyczynią się później nie tylko do unicestwienia władztwa państwa polskiego nad Kresami, ale w ogóle do fizycznego wyniszczenia ludności polskiej na tym terenie(6). Wśród dowódców
oddziałów prowadzących czystki ludności polskiej w czasie II wojny światowej aż się roiło od owych wyszkolonych przez Polaków oficerów i podoficerów.
Podobny efekt przyniosły działania jednego z najbliższych współpracowników Marszałka – Henryka Józewskiego na Wołyniu(7). Proponowane przez Józewskiego rozwiązania byłyby niewątpliwie (bo chodzi przecież o jak by nie było nasz krąg kulturowy) do zrealizowania w rozwiniętych demokracjach zachodniej Europy, ale na pewno nie na rubieżach wschodnich, które przez długi czas historii uznawały wyłącznie silną i zdecydowaną władzę, w każdej innej widząc jedynie objaw słabości. Podstawową przyczyną kontrowersji, ale dla przeciętnego zjadacza chleba, jest pytanie o cel działań Józewskiego. Dzięki dobremu zarządzaniu Wołyń miał stać się bogatą i nowoczesną
dzielnicą POLSKI. Wołyń był przecież województwem w II RP. Każdy przedstawiciel rządu powinien postawić w takiej sytuacji na konsolidowanie takiej dzielnicy z resztą kraju przez język, poprzez szkoły, gdzie dokonuje się propaństwowe i patriotyczne kształtowanie
przyszłych pokoleń, mimo wieloetniczności. Tymczasem to, czego Józewski dokonywał przy pomocy swych petlurowskich współpracowników i co nazywał „modernizacją” było w praktyce super skutecznym działaniem na rzecz zruszczenia i odłączenia Wołynia od Polski, za pieniądze podatników. W tym sensie był to ewenement na skalę światową. Przy tym sam bynajmniej nie ukrywał, że jego celem nie jest scalenie Wołynia z Polską. Wręcz przeciwnie: dla niego „nowoczesne” oznaczało „wielonarodowe”(8). Wskazuje to sposób myślenia również jego mocodawców. Oświeceniowa wizja „propaństwowa” opierająca się na ciągu ustępstw i koncesji na rzecz mniejszości narodowych, okazała się jednak w praktyce, tyleż utopijna, co szkodliwa. Józewski nie przyjmował do wiadomości istnienia agresywnego i o niebo bardziej niebezpiecznego ukraińskiego szowinizmu, a tymczasem puste miejsce po osłabionym polskim władztwie nad tą dzielnicą wykorzystali skrajni ukraińscy nacjonaliści. W administracji Józewskiego nie zabrakło ruso- i ukrainofilów, z pochodzenia rdzennych
Rosjan, o których lojalność do państwowości polskiej była wątpliwa. Byli to naczelnicy wydziałów, referenci bezpieczeństwa, prezes Urzędu Ziemskiego. Jak wykazały późniejsze dochodzenia, prawie wszyscy z nich byli podejrzewani o szpiegostwo! Zamiast „asymilacji” następowała jedynie dramatyczne ukrainizacja Wołynia. Większość znaczących towarzystw ukraińskich i Cerkiew dostały się pod wpływy antypaństwowe, głównie OUN. Tworzone za polskie pieniądze Wołyńskie Ukraińskie Objednanje i jego rozliczne przybudówki: Proświtańskie Chaty, Ridne Chaty, chóry, teatry – wszystkie zostały wkrótce opanowane przez OUN. W dziedzinie szkolnictwa i edukacji młodzieży też nastąpiło dramatyczne pogorszenie. Powołano trzy gimnazja ukraińskie: w Krzemieńcu, Łucku i Równem.
W gimnazjach tych młodzież wychowywana była w duchu nacjonalistycznym, a zamiast postulowanej „asymilacji”, dojrzewała uczestnicząc w Junactwie OUN. W tym samym czasie społeczeństwo polskie, w tym najbardziej propaństwowy element – osadnicy wojskowi – pozostawieni zostali samym sobie, ba, nawet oni poddawani byli bezwzględnej ukrainizacji. Doszło do tego, że jeden z wołyńskich starostów mówiącemu do niego po polsku osadnikowi publicznie zwrócił uwagę „czemu ne howoryte do mene w ridnim jazyci?”. Brak wystarczającej ilości nauczycieli ukraińskich spowodował, że na Wołyniu lekkomyślnie przyjmowano do pracy nauczycieli ukraińskich z Małopolski, którzy szybko zamienili szkoły w miejsca antypolskiej agitacji, przy zupełnej bierności polskich nauczycieli, obawiających się „nielojalnych” posunięć w stosunku do przyjętego kursu. Dochodziło do tego, że uczniom kazano pisać wypracowania na temat konieczności dywersji ukraińskiej przeciwko Polsce na wypadek wojny z Niemcami. Jakim duchem przesiąknięte była szkoła ukraińska na Wołyniu dowodzi fakt, że wszyscy działacze nielegalnych UWO i OUN rekrutowali się z jej wychowanków. Dzieci ukraińskie w szkołach utrakwistycznych były uprzywilejowane dzięki hojnym podarunkom społeczeństwa (książki, broszury, pomoce naukowe). Ponadto młodzież ukraińska chętnie brała udział w pracach organizacji sportowych i przeciwpożarowych, aby uzyskać przeszkolenie wojskowe zalecane im przez komórki OUN. Zawiodły nadzieje pokładane w szkołach utrakwistycznych9. Polskie dzieci były w nich ruszczone, szczególnie dzieci osadników, pozbawione polskiej szkoły, musiały uczestniczyć w lekcjach religii prawosławnej. Z materiałów wywiadu wynika, że Józewski otoczył się ludźmi spoza Wołynia, o często o bardzo złej reputacji.
Wojewoda Józewski zasłużył sobie więc rzetelnie na określenie: „grabarz polskości Wołynia”. Za zniszczenie polskiego stanu posiadania; za wzmocnienie ukrainizmu przez likwidowanie polskiej własności drogą rozdziału ziemi polskiej wyłącznie między miejscową ludność ukraińską; za terroryzowanie polskiego społeczeństwa, rozbijanie jego spójności; za sprowadzanie z zagranicy (Niemiec, Czech) Ukraińców i obsadzanie nimi administracji przy równoczesnym usuwaniu ze stanowisk Polaków; za ukrainizowanie Cerkwi prawosławnej przez wprowadzenie do liturgii języka ukraińskiego w miejsce starosłowiańskiego; za zakładanie ukraińskich szkół; za założenie ukraińskiej partii politycznej „Wołyńskie Ukraińskie Objednanie” oraz całego szeregu innych organizacji którym przewodzili sprowadzeni z kijowszczyzny Ukraińcy. Procederu tego Józewski dopuszczał się przez lat 11 lat!
Eksperyment wołyński był jednym z wielu przedsięwzięć władz sanacyjnych mających na celu zjednanie ludności ukraińskiej kolejnymi koncesjami, często kosztem polskiego stanu posiadania (reformy rolne, spółdzielczość, szkolnictwo itp.). Owe koncesje, zamiast lojalności
ukraińskich mieszkańców państwa, przyniosły pogorszanie się stanu bezpieczeństwa na Kresach na skutek terrorystycznych działań OUN i innych ukraińskich organizacji prowadzących antypolskie akcje w terenie. Ustępstwa odbierane były jedynie jako objaw słabości państwa.
Kolejne zamachy i akty wrogości ze strony nacjonalistów ukraińskich wywoływały niekiedy reakcję władz. Spirala niechęci narastała.
Jednak niemal do końca II RP strona rządząca odnosiła się z niechęcią do jakichkolwiek koncepcji asymilacyjnych opozycji, głównie endeckiej, która jak się zdaje, lepiej odczytywała „znaki czasu”.
Dopiero gdy kolejna wojna pukała do wrót Rzeczpospolitej, a współpraca Niemców hitlerowskich z nacjonalistami ukraińskimi szła pełna parą, władze uzmysłowiły sobie nagle, że zaniechanie działań w kierunku unifikacji i polonizacji, prowadzi jedynie do utraty prowincji wschodnich. Było już jednak za późno. Wszystkie szanse stwarzane przez państwo wykorzystali tak naprawdę tylko Ukraińcy.
Forsowany przez obóz Piłsudskiego prometeizm przetrwał w polityce polskiej do dziś. Pomimo swej podstawowej nieprzystawalności do rzeczywistości, pomimo że w znacznym stopniu przyczynił się do wielu nieszczęść, jakie spotkały nasz kraj, okazał się na swój sposób
niezniszczalny. W stosunkach Polski z ukraińskim sąsiadem nieustannie dochodzi do dramatycznego zderzenia dwóch mentalności i sposobów myślenia, które stronę polską czyni najczęściej bezbronną. Polacy z natury prezentują w kontaktach z Ukraińcami dążność do
porozumienia za każdą cenę. Takie podejście odbierane jest przez sąsiada, jak dawniej, jako słabość i wykorzystywane dla własnych, często wrogich Polsce celów.
Wnioski pozostawiam słuchaczom – kroczymy dzisiaj ta sama drogą… tylko, że zagrożony nie jest dzisiaj Lwów a Przemyśl, Rzeszów, Lublin.


1 http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Polacy–pobici–na–granicy–z–Ukraina–Wstrzasajaca–relacja–swiadka,wid,18410372,wiadomosc.html
2 Działalność terrorystyczna i sabotażowa nacjonalistycznych organizacji ukraińskich w Polsce 1922–1939, Kraków 2009, s. 70.
3 Ibidem, rozdział 6. „Terror przeciwko Polakom”, s.160–181, i inne.
4 Komunikaty Informacyjne Okresowe kierowane do Szefa Oddziału II Sztabu Głównego (Wydział III w Warszawie za 4 kwartały roku 1928, Komunikat Informacyjny Okresowym Dowódcy 4 Brygady KOP za czas 1 I–31 III KOP z Czortkowa (10 V 1928), Archiwum Straży
Granicznej Szczecin (dalej ASG), zespół KOP (Korpus Ochrony Pogranicza, dalej KOP), sygn.541/105;Raport Informacyjny z powiatu Skałackiego, ASG, zespół KOP, sygn.541/164.
5 „Biuletyn Polsko–Ukraiński”, nr.16 1938 rok. Autor M. Dańko. „Biuletyn Polsko–Ukraiński” to pismo ukrainofilskie ukazujące się w Polsce w latach 1932–1938 pod cichym patronatem Oddziału II Sztabu Głównego.
6 T. Snyder, Henryk Józewski…, s. 37–40; 76–93 i inne.
7 Szerzej na temat działalności Józewskiego Krasicki S., Polityka wojewody Józewskiego na Wołyniu w świetle cyfr i faktów, Stratyń 1939; Kęsik J., Zaufany Komendanta. Biografia polityczna Jana Henryka Józewskiego 1892–1981, Wrocław 1995; Mitzner P., Milczenie Józewskiego, „Karta” 1991, nr 5; Stawecki P., Polityka wołyńska Henryka Józewskiego w świetle nieznanych źródeł z lat 1935 – 1936, PW 1997, t. IV, z. 1 (13).
8 Ibidem, s. 97.
9 Szkoły dwujęzyczne.

[bsa_pro_ad_space id=4]