Dr Tomasz Bartel
18 listopada przypada pięćdziesiąta rocznica „Orędzia” – Listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, do których zwrócili się tymi słowy: „do niemieckich Braci w Chrystusie”. Oczywistym było od początku, zgodnie z przypomnianą przez Sobór Bożą Prawdą, że wszyscy jesteśmy członkami jednego Kościoła Powszechnego, Synami Bożymi, a więc i Braćmi w Chrystusie.
Był rok 1965, powrót do walki ideologicznej z Kościołem w retoryce późnej „Gomułkowszczyzny”. Orędzie spotkało się z pryncypialnym odporem oficjalnej propagandy komunistycznej. Głównym celem tej propagandy było skierowanie opinii publicznej przeciwko Kościołowi Katolickiemu w Polsce na czele z Prymasem Stefanem Wyszyńskim, jako autorytetowi w sprawach narodowych i historycznych
oraz skierowanie ostrza potępienia politycznego za rzekome sprzyjanie rewizjonizmowi niemieckiemu, zwłaszcza w sprawie granic zachodnich i roszczeń tzw. „wypędzonych” Niemców. Do tych zasadniczych zarzutów dorzucono, jak zawsze, postawę antysocjalistyczną, a więc antyustrojową, występującą zawsze w postaci zarzutu zdrady interesu narodowego.
Najtrudniej jest dzisiaj zrozumieć współczesnym, młodym Polakom, co takiego antysocjalistycznego było w tym Orędziu. Po pierwsze, każde wolne wystąpienie, zwłaszcza w kwestii międzynarodowej, niezależne od oficjalnej linii poglądów dyktowanych przez wydział propagandy komitetu centralnego PZPR, było aktem naruszenia porządku ideologicznego, a także prawnego, polegającego na rozdzieleniu Kościoła od państwa.
Po drugie, świeckie państwo socjalistyczne, sterowało sprawami wyznaniowymi, włącznie z daleko idącą ingerencją, w sprawy poszczególnych Kościołów i wyznań, za pomocą Urzędu ds. Wyznań. Urząd ten, był bezpośrednią ekspozyturą i wykonawcą pomysłów politycznych zrodzonych w biurze politycznym partii komunistycznej. Wszelkie odstępstwa od wyznaczonej linii powodowały natychmiastowe napięcia i retorsje w stosunkach państwo-Kościół i zaostrzenie walki ideologicznej i administracyjnej z Kościołem Katolickim.
Jak odbierane było Orędzie przez społeczność wiernych?
Myślę, że naturalne było zróżnicowanie stanowisk wśród ludzi Kościoła, zależne od zbliżenia do działalności duszpasterskiej i uczestnictwa w Kościele, a także bolesnych, wciąż jeszcze żywych w Narodzie polskim doświadczeń wojennych.. Wspomnę zatem o osobistym doświadczeniu. W szkole podstawowej, do której wówczas uczęszczałem, na przedmiocie: wychowanie obywatelskie, poruszony został, przez partyjną panią dyrektor, problem Orędzia.
O dziwo! (to się dotąd nie zdarzało), można było wyrazić własne opinie. I wówczas okazało się kto jest kim w klasie, z jakiej rodziny pochodzi i co wynosi z domu. Dzieci rodziców partyjnych potępiały w czambuł Orędzie i usiłowały, powtarzając sformułowania dorosłych, antynarodową, szkodliwą postawę episkopatu i samowolę antysocjalistycznego Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Jednakże trzech młodzieńców (w tym ja), w których rozpoznałem kolegów ministrantów broniło prawa biskupów do wyrażania opinii wiernych, w której w ich imieniu: „przebaczali i prosili o przebaczenie”. W naszej młodej wierze – przebaczenie, skrucha i wyznanie win łączyło się z sakramentem spowiedzi i było czymś najbardziej naturalnym, miało też wyraźne, religijne uzasadnienie. Na argument podsuwany przez nauczycielkę, że przecież Polacy doświadczyli ludobójstwa i wielu niegodziwości ze strony Niemców podczas ostatniej wojny, w związku z tym, nie powinniśmy pochwalać stanowiska episkopatu, skoro tak wielu Polaków jest odmiennego zdania i sobie tego nie życzy; jak pamiętam, użyłem następującej argumentacji: że episkopat polski reprezentuje wszystkich wiernych Kościoła w Polsce, zatem ma moralne prawo do przedstawiania ich stanowiska, w tym mojego. Nie spotkały mnie za to żadne konsekwencje – wprost przeciwnie – kiedy zostałem zaproszony do gabinetu pani dyrektor, otrzymałem od niej nie reprymendę, ale książkę profesora Łojka o powstaniu Listopadowym, z zaznaczeniem, że powinienem rozwijać swoje zainteresowania historyczne.
Dalsza część artykułu dostępna w nr.7 Polityki Polskiej