Gowin i gowinizm

0
633
[bsa_pro_ad_space id=5]

Adam Wielomski

[bsa_pro_ad_space id=8]

Czy Jarosław Kaczyński posiada jeszcze większość parlamentarną? Mimo faktycznego poparcia dla rządu ze strony niedobitków partyjki Pawła Kukiza jest to pytanie skomplikowane. Większość rządowa zależy od ok. 10 posłów skupionych wokół Porozumienia wicepremiera Jarosława Gowina, popularnie nazywanego Nieporozumieniem, ze względu na permanentne przepychanki wewnątrz tego ugrupowania i jego bezprogramowość. O samym Gowinie mawia się przecież, że „jest jedynym kręgowcem bez kręgosłupa, który mimo wszystko chodzi w pozycji wyprostowanej”.

Osobiście nigdy nie poznałem Jarosława Gowina i wszystkie informacje o nim i o jego działalności czerpię z mediów i od osób, które go poznały, a które podzieliły się ze mną swoimi spostrzeżeniami. Znam kilka takich osób. Co  ciekawe, wszystkie one podsumowują swoje spotkania z Wicepremierem stwierdzeniem w rodzaju: „Z nim się nie da rozmawiać”, „Jest odporny na wszystkie argumenty, bo wszystko wie najlepiej”. Z rozmów tych wyłania się obraz polityka niezwykle zadufanego w sobie, który wszystko wie najlepiej i w każdej dziedzinie. Jego wizerunek publiczny jest identyczny – od telewizji po fanpage na FB wyłania się obraz osoby przekonanej o swojej wielkości i nieomylności, mogącej być ministrem każdego resortu, ponieważ znającej się na wszystkim i w każdej dziedzinie cechującej się nieomylnością.

Sam tego pośrednio doświadczyłem, ponieważ jestem ofiarą jego reformy uniwersyteckiej, która doprowadziła na polskich uczelniach do totalnego chaosu, którego nie udało się uporządkować do tej pory, pomimo że Jarosław Gowin już dawno przestał być ministrem nauki. Prawdę mówiąc, uważam, że Gowinowej ustawy Konstytucja dla Nauki 2.0 nie sposób poprawić i można tylko uchwalić nową. Na to nie ma szans, ponieważ (Nie)Porozumienie nigdy jej nie poprze, gdyż oznaczałoby to przyznanie się Gowina do omylności.

Od początku dziwiłem się, że Jarosław Kaczyński wziął Jarosława Gowina na pokład Zjednoczonej Prawicy. Od początku znane były wszystkie mankamenty i jego samego i jego (Nie)Porozumienia. Partia była kompletnie bezideowa i złożona ze zbiegów czy to z PO, czy to z PiS. Jej lider – podobnie jak sam Kaczyński – wykazywał się czymś, co określiłbym mianem „zespołu nieomylności”, co źle wróżyło współpracy, gdyż dwie osoby nieomylne w jednym ugrupowaniu to przynajmniej o jedną za dużo. Najgorsza była nieprzewidywalność. Prawdę mówiąc, to śledząc dzieje sporów Jarosława Gowina najpierw z Donaldem Tuskiem, a obecnie z Jarosławem Kaczyńskim, nie mogę znaleźć ich racjonalnego podłoża. Po prostu nie wiadomo, nie sposób przewidzieć kiedy i dlaczego Gowin powie „nie” i stanie przeciwko rządowi, który współtworzy.

Patrząc na te wolty z pozycji zewnętrznego obserwatora można je zinterpretować albo na sposób „agenturalny” – czyli, że wykonuje czyjeś polecenia mające na celu destrukcję każdej siły politycznej w której uczestniczy – albo na sposób charakterologiczny, tłumacząc to wrodzoną niezgodnością i, wspomnianym wcześniej przez nas, „zespołem nieomylności”. Osobiście przychylam się do interpretacji drugiej. Gdyby przed kolejnymi wyborami jego (Nie)Porozumienie znalazło się na listach czy to PSL czy Polski 2050, to po wyborach zapewne byłoby to samo, tyle, że problemy mieliby z nim kolejni liderzy polityczni. Prawdę mówiąc, to kompletnie nie rozumiem o co Jarosławowi Gowinowi w ogóle chodzi, jakie ma poglądy, etc.

Piszę to wszystko jako ostrzeżenie. Wiem, że w części zwolenników Konfederacji, tych o bardziej wolnorynkowych poglądach, tli się myśl, aby w razie czego Gowina i jego (Nie)Porozumienie przygarnąć, wzmacniając w Konfederacji nogę liberalną. Bo rzeczywiście, Gowin prezentuje się jako liberał, dużo mówi o potrzebie deregulacji i o „umiarkowanym konserwatyzmie”. Stąd moje ostrzeżenie, które ujmę we frazie biblijnej: „Po owocach ich poznacie”. Jak wspomniałem wcześniej, jestem jedną z ofiar eksperymentów Gowina na polskich uniwersytetach. Reforma odbywała się pod hasłami „liberalizacji”, „urynkowienia”, „zmniejszenia biurokracji”, etc. Rzeczywistość wygląda zgoła odwrotnie, chyba, że chaos uznamy za synonim liberalizmu. Chaosowi temu towarzyszy biurokracja na potęgę. Osobiście gubię się już w liczbie sprawozdań, które piszę i w dostarczaniu kolejnych wersji mojego dorobku naukowego, ponieważ do każdego z tych sprawozdań muszę te same rzeczy opisać wedle innej metody, podając inne dane. W czasie reformy prawo jawnie działało wstecz, a ministerstwo arbitralnymi decyzjami decydowało co jest naukowe, a co nie jest (oczywiście decyzje działały wstecz). Wszyscy naukowcy mieli wrażenie, że przez polskie uniwersytety przeszedł jakiś batalion jakobinów, którzy najpierw anarchizowali co się da, aby potem wszystko scentralizować i zbiurokratyzować.

Jeśli tak ma wyglądać Gowinowy „liberalizm” i proces „deregulacji”, to ja już wolę stary „socjalizm”, którego mechanizmy przynajmniej były zrozumiałe, a istniejąc od wielu lat, stał się przejrzysty dla osób mu poddanych. Słowem, Jarosław Gowin wierzy w wolny rynek zbiurokratyzowany, gdzie wszystko zostanie opisane w formularzach, a państwo ureguluje wszystkie szczegóły w wielu dziedzinach, wyzbywając się zarazem odpowiedzialności za skutki własnych reform. W przypadku reformy nauki odpowiedzialność za skutki bohaterskiej walki z ministerialnymi absurdami przenosząc na rektorów. Gowin najpierw wszystko zbiurokratyzował, wszystko uregulował, a gdy rzeczywistość puka do drzwi, to odpowiada: „To nie moja wina, to rynek”.

(Nie)Porozumienie to rodzaj kukułczego jaja. Każdy kto weźmie działaczy tej kanapowej partyjki na listy, musi liczyć się z permanentnymi kłopotami z jej liderem. Moim zdaniem te 0,3 do 0,5% głosów, które Jarosław Gowin wnosi, nie jest tego warte. Niektórzy politycy nikomu nie są potrzebni i lepiej jest dla świata, gdy zejdą ze sceny politycznej.

5 VIII 2021

za: konserwatyzm.pl

Na zdjęciu Jarosław Gowin jako Minister Nauki

fot.: Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta

[bsa_pro_ad_space id=4]