Protestancka reformacja cz.1

0
1120
[bsa_pro_ad_space id=5]
500. rocznica początku reformacji protestanckiej (1517 rok) skłania do refleksji nad genezą tego ruchu, który doprowadził do jednego z najpoważniejszych kryzysów w historii Kościoła powszechnego.

Zagadnienie to należy omawiać, zaczynając od człowieka, który był autorem programu „reformy” Kościoła na początku XVI wieku. Osobowość oraz duchowy i intelektualny profil Marcina Lutra były czynnikami, które w decydujący sposób wpłynęły na kształt i przebieg protestanckiej reformacji.

[bsa_pro_ad_space id=8]

Droga Marcina Lutra do klasztoru

Marcin Luter urodził się w 1483 roku w Eisleben (Saksonia) w chłopskiej, wielodzietnej rodzinie. Ciężka sytuacja materialna zmusiła ojca przyszłego twórcy reformacji, Hansa Lutra, do podjęcia pracy w bardziej dochodowym górnictwie.

Rodzina Lutrów w niczym nie odbiegała od innych współczesnych sobie rodzin, gdy chodzi o katolicką pobożność. Ambicją Hansa Lutra było jednak to, by Marcin podjął w przyszłości pracę jako prawnik. Edukacja w szkołach w Eisenach i Erfurcie była sporym wydatkiem, który bez wsparcia życzliwych ludzi nie byłby do udźwignięcia przez rodziców Marcina Lutra.

Biografowie twórcy reformacji zwracają uwagę na to, że relacje między nim a jego rodzicami nie były sielankowe. Sam Luter w późniejszych latach wspominał o surowości swojego ojca, który za najdrobniejsze przewinienie bił go.

Konflikt między ojcem a synem tylko się wzmógł, gdy w 1505 roku, po ukończeniu studiów prawniczych i filozoficznych na erfurckim uniwersytecie, Marcin Luter zdecydował się na wstąpienie do klasztoru augustianów (także w Erfurcie), niwecząc w ten sposób marzenia swojego ojca o tym, że jego syn będzie kontynuował zapewniającą stały dochód karierę prawniczą.

Przyczyny, które skłoniły Lutra do tego kroku, należą do jednych z najgorętszych kontrowersji otaczających jego biografię. „Doktor Marcin” tłumaczył, że podjął decyzję pod wpływem impulsu wywołanego straszliwą burzą, która go zastała w drodze. Miał wtedy ślubować św. Annie, że jeśli Bóg ocali go od piorunów, wówczas wstąpi do klasztoru.

Wśród biografów twórcy reformacji są jednak także ci, którzy wskazują, iż rzeczywistym jego motywem była chęć ukrycia się za murami klasztoru przed prawnymi konsekwencjami zabicia przez Lutra człowieka w pojedynku.

Jedno jest pewne. Decyzja o wstąpieniu do zakonu nie była w przypadku Marcina Lutra owocem dojrzałej, długotrwałej refleksji, ale raczej stanowiła rezultat działania pod wpływem impulsu. Jak Luter sam mówił, do klasztoru został

„nie tyle pociągnięty, co porwany”.

Jeszcze bardziej wymowne słowa wyjaśnienia Lutra pochodzą z okresu, gdy już zerwał on jedność ze wspólnotą Kościoła. Twórca reformacji mówił wówczas

„zostałem mnichem wbrew ojcu, matce, Bogu i diabłu”.

Jak można wstępować do klasztoru „wbrew Bogu”? Te słowa są traktowane jako pośrednie przyznanie się przez Lutra do tego, że właściwą przyczyną jego wstąpienia do augustianów była chęć uniknięcia odpowiedzialności za zabójstwo.

Tezę taką dodatkowo wspiera fakt, że za murami klasztoru Marcin Luter nie znalazł duchowego pokoju.

Do wstrząsającego wydarzenia doszło pewnego dnia w chórze klasztornym podczas odczytywania fragmentu Ewangelii o wypędzaniu przez Chrystusa złego ducha z opętanego człowieka. W pewnym momencie Luter upadł na ziemię, krzycząc po łacinie:

„Non sum! Non sum!”, czyli: „To nie ja! To nie ja!”.

Wiara, czyli jak osiągnąć dobre samopoczucie

Jacques Maritain – katolicki filozof zajmujący się duchowością twórcy reformacji – słusznie zauważył, że

„nauka Lutra wyraża przede wszystkim jego stany wewnętrzne, przygody duchowe i tragiczne dzieje. Rezygnując ze zwycięstwa nad sobą, ale nie rezygnując ze świętości, Luter przemienia swój poszczególny przypadek w prawdę teologiczną, swój własny stan faktyczny w prawo powszechne […]. »Ja« człowieka stało się de facto zagadnieniem centralnym tej teologii”.

Pod wpływem porażek odnoszonych w swojej walce duchowej (sądząc po wynurzeniach samego Lutra, chodziło tutaj o grzechy związane z pożądliwością cielesną) Luter w okresie swojej klasztornej formacji nabiera przekonania o całkowitym zepsuciu natury ludzkiej przez grzech pierworodny, a trapiącą go pożądliwość cielesną identyfikował nie tyle z konsekwencjami grzechu pierworodnego, ile raczej z nim samym.

Bazując na własnych doświadczeniach duchowych, stwierdzał, że żaden człowiek nie jest w stanie zachować Bożych przykazań. Nawet jeśli człowiek spełnia jakieś dobre uczynki, nie mają one w oczach Bożych żadnej wartości ani znaczenia, gdy chodzi o zbawienie człowieka, ponieważ jego natura jest całkowicie zepsuta.

Niewątpliwie Luter pożądał świętości, którą identyfikował – przywołajmy tu raz jeszcze J. Maritaina – raczej z „pociechą uczuciową”.

„Lutrowi chodziło o to, by się czuć w stanie łaski – jak gdyby łaska sama w sobie była przedmiotem odczuwania. […]

Gwałtowna mistyczna tęsknota w niespokojnej duszy, wypaczając wszystkie wskazania mistyków, przemieniała się w brutalną żądzę rozkoszowania się swoją własną świętością”.

A przecież – jak przypomniał w Hymnie o miłości św. Paweł Apostoł – w chrześcijaństwie najważniejsza jest miłość. Można prowadzić żywot świątobliwy (na pozór), rozdać wszystko ubogim, siebie samego wydać na spalenie, ale bez miłości nie postąpić ani o krok w rozwoju duchowym.

Świętość – wbrew temu, co odczuwał mnich Luter – nie jest dobrym samopoczuciem. W żywotach wielu świętych napotykamy długie okresy w ich biografiach, gdy targały nimi pokusy, kiedy – jak sami mówili – przechodzili przez „duchową pustynię”, odczuwali, jakby Bóg odwrócił się od nich.

Warto w tym kontekście sięgnąć po listy niedawno kanonizowanej matki Teresy z Kalkuty (opublikowane po jej beatyfikacji), w których ta wielka święta przez kolejne lata opisuje taki właśnie stan swojej duszy.

Co ją (oraz innych świętych) odróżniało od Marcina Lutra, to bezgraniczne zawierzenie Bożemu miłosierdziu. Tej ufności w Boże miłosierdzie jest całkowicie pozbawiona teologia Marcina Lutra, która traktowała wiarę jako „stan euforii duchowej” (J. Maritain).

Brak takiego stanu powodował u Lutra popadnięcie w kolejną skrajność, czyli stan bliski rozpaczy z powodu niemożności poradzenia sobie ze swoimi upadkami. W tym ujęciu wiara nie jest już cnotą teologiczną, jest zaś „ludzkim porywem ufności”. Wystarczy więc to poczucie ufności, dobre uczynki nie są konieczne (i tak człowiek jest totalnie zepsuty), by być pewnym, że dostąpiliśmy łaski Bożej.

Według Lutra doświadczenie „nocy duchowej” nie jest działaniem łaski, podobnie jak dokonywane przez człowieka dobre uczynki, które – jak uczy Kościół – są właśnie dowodem na współpracę człowieka z Bożą łaską.

Im bardziej życie prowadzone przez Lutra dalekie było od ideału świętości, jakiego nauczał Kościół (czyli otwartości na współpracę z Bożą łaską, czego wyrazem są dobre uczynki i życie modlitwą), tym gwałtowniej twórca protestanckiej reformacji atakował uznanych przez Kościół świętych. W jednym ze swych kazań wygłaszanych już po 1517 roku głosił:

„Wszyscy jesteśmy święci. […] Papiści [protestancka nazwa katolików – przyp. mój: G.K.] umieszczają w niebie ludzi, którzy potrafili tylko pełnić jedne po drugich uczynki. Pośród tylu legend nie ma ani jednej, która by nam ukazała prawdziwego świętego, człowieka, który by posiadł świętość chrześcijańską, świętość przez wiarę.

Cała ich świętość polega na tym, że dużo się modlili, dużo pościli, dużo pracowali, umartwiali się, mieli podłe łóżka i bardzo ostre ubrania. Ten rodzaj świętości może być nawet przez psy i świnie praktykowany mniej więcej codziennie”.

Incydent przy ołtarzu

Nic więc dziwnego, że Marcin Luter już przed 1517 rokiem utracił wiarę w największy, najcenniejszy tu na ziemi dowód działania łaski Bożego miłosierdzia we współpracy z człowiekiem, jakim jest Msza św. Przypomnijmy, że w katolickim nauczaniu Eucharystia jest uobecnieniem (w sposób bezkrwawy) ofiary Chrystusa. W tym dziele Zbawiciel posługuje się człowiekiem, czyli kapłanem, który występuje przy ołtarzu „in persona Christi”.

W tę prawdę zwątpił Marcin Luter, przystępując w 1507 roku do ołtarza podczas swojej prymicyjnej Mszy św. W momencie gdy słowami modlitwy eucharystycznej „Te igitur clementissime Pater” („Ty więc, najłaskawszy Ojcze”) rozpoczynał się kanon, nowo wyświęcony ksiądz Marcin Luter odwrócił się od ołtarza i chciał od niego odejść.

Świadkami tej wstrząsającej sceny była najbliższa rodzina neoprezbitera, w tym jego ojciec Hans, który, jak wiemy, nie był entuzjastą obrania przez swojego syna drogi powołania duchownego. Obserwując scenę przy ołtarzu, Hans Luter stwierdził, że jego syn musiał znaleźć się

„pod działaniem złego ducha”.

Ostatecznie ksiądz Marcin Luter dokończył odprawianie Mszy – w ostatniej chwili przed odejściem od ołtarza powstrzymał go mistrz nowicjuszy. Wiedząc jednak o kolejach jego życia duchowego w następnych latach, można powiedzieć, że ów incydent przy ołtarzu dowodzi, iż do fałszywie pojętego dążenia do świętości Luter dołożył fałszywe pojęcie niegodności.

Albo inaczej: wyciągnął fałszywy wniosek z oczywistego faktu, że nikt z ludzi nie jest godny, by występować „in persona Christi” przy ołtarzu. Nie uwierzył w wielkość Bożego miłosierdzia, które sprawia, że niektórzy ludzie (kapłani) są przez Boga wybrani do pełnienia tej roli.

Dla Lutra wiara była przede wszystkim ufnością, jednak nie była to ufność bezgraniczna. Granice wyznaczało ludzkie „ego”, a konkretnie takie czy inne doznania duchowe.

Po otrzymaniu święceń kapłańskich Marcin Luter – wiemy to z jego własnych listów i pism – zaniedbał regularne odprawianie Mszy św. oraz odmawianie brewiarza. Zasłaniał się przy tym licznymi obowiązkami kaznodziejskimi. W 1516 roku pisał w jednym z listów:

„Jestem kaznodzieją w klasztorze i refektarzu, co dzień wołają mnie do parafii, abym tam głosił kazania. Jestem regentem studiów, wikarym okręgu, a więc jedenastokrotnym przeorem; jestem kwestarzem ryb w Leitzkau, mandatariuszem w Torgau w procesie parafialnego kościoła Herzbergu. Jestem lektorem św. Pawła, zbieram notatki o Psałterzu. Rzadko kiedy pozostaje mi pełny czas potrzebny do odmówienia pacierzy i odprawiania Mszy”.

Ponownie w tym kontekście nasuwa się porównanie z życiem św. matki Teresy z Kalkuty, której trudno było przecież zarzucić odwracanie się od rozlicznych obowiązków.

Zanim jednak każdego dnia podejmowała czynności związane z opieką nad chorymi i ubogimi, z kierowaniem założonego przez siebie zgromadzenia zakonnego, regularnie zaczynała dzień od Mszy św. oraz adoracji Najświętszego Sakramentu, uważając to za najważniejsze czynności dnia.

Najpierw spotkanie z Chrystusem, potem spotkanie ze sprawami tego świata. U ks. Marcina Lutra było zupełnie na odwrót.

Zepsucie najlepszych

A przecież takich księży jak Marcin Luter było w krajach niemieckich na początku XVI wieku bardzo wielu. Opisane przez Lutra jego życie jako kapłana jest wyjaśnieniem jednego z najpoważniejszych czynników, które w znaczący sposób przyczyniły się do zwycięstwa reformacji w wielu regionach Rzeszy, czyli braku równowagi między życiem czynnym a kontemplacyjnym.

Zarzucenie przez księdza Lutra i wielu jemu podobnych duchownych na początku XVI wieku swojego podstawowego powołania, czyli odprawiania Mszy św. i rezygnacja z własnego postępu duchowego (codzienna modlitwa brewiarzowa), wcześniej czy później musiało wydać fatalne owoce.

Szukając przyczyn wybuchu reformacji protestanckiej oraz jej dynamicznego rozprzestrzeniania się w pierwszych dziesięcioleciach po 1517 roku, należy wskazać na obowiązywanie w tym przypadku starej zasady, że „corruptio optimi pessima”, czyli, że „zepsucie najlepszych jest czymś najgorszym”.

Na początku XV wieku w krajach niemieckich wielu było takich księży (co gorsza, także biskupów), którzy pełnili liczne obowiązki (w przypadku biskupów rządy w kilku diecezjach jednocześnie) – często te, które były związane z mniejszymi lub większymi (w przypadku biskupstw bardzo wysokimi) profitami materialnymi – zaniedbując to, co najważniejsze: służbę Bożą i własną duchowość.

Złamani w ten sposób na duchu księża i biskupi nie byli potem w stanie przeciwstawić się ruchowi ku „czystej Ewangelii” (jak nazywali swoją akcję pierwsi protestanci), a często z ochotą do niej przystępowali, widząc w tym szansę na „zalegalizowanie” własnych moralnych występków (zwłaszcza gdy Luter wystąpił przeciw celibatowi).

Grzegorz Kucharczyk

za: milujciesie.org.pl

(cdn.)

[bsa_pro_ad_space id=4]