Przestępstwa i oszczerstwa szefa Fundacji „Nie lękajcie się” wobec księdza

0
993
[bsa_pro_ad_space id=5]

Marek Lisiński z Fundacji „Nie Lękajcie się” pożyczył pieniądze od księdza, nie oddał ich, a później oskarżył duchownego o molestowanie. Dotarliśmy do świadków, którzy rzucają nowe światło na historię osoby przedstawiającej się jako ofiara Kościoła.

[bsa_pro_ad_space id=8]

https://v.wpimg.pl/MDg4OTE4YiUGVjlnak9vMEUObT0sFmFmEhZ1dmp7YnJTADdgdgRiIElDPz0oU2M0Cxt-Y30CdXNUDHZjaBl8cVcHf21xBnh3SFkuJiBfYCgORyY6Nl8kaQldKnovRCpmGgMarek Lisiński, były już szef Fundacji „Nie lękajcie się”, zajmującej się pomocą dla ofiar księży pedofili, jest twarzą walki z tym ponurym zjawiskiem w Kościele. Szczerość jego intencji miał potwierdzać fakt, że sam był w młodości molestowany przez księdza. Nigdy jednak nie ujawnił, w jakiej parafii doszło do przestępstwa oraz kim był jego prześladowca. Dotarliśmy do świadków tamtych wydarzeń.

Historia sięga 2007 roku i dzieje się w dwóch parafiach niedaleko Płocka. Marek Lisiński miał wzbudzić litość u księdza Zdzisława Witkowskiego, proboszcza parafii w Korzeniu. Przedstawił się jako były ministrant jego parafii, który potrzebuje pieniędzy na leczenie żony. Pożyczył 23 tys. zł. Pieniądze zobowiązał się zwrócić po powrocie z Niemiec, gdzie planował pracować. Gdy ksiądz dowiedział się, że w sprawie choroby żony został oszukany, zażądał zwrotu pożyczki.

Marek Lisiński złożył pisemne zobowiązanie do zwrotu pieniędzy. Wkrótce potem napisał do biskupa płockiego pismo, w którym oskarżył proboszcza o wykorzystywanie seksualne. Miało do tego dość w latach 1980-1981, gdy Lisiński był ministrantem. W latach 2010-2013 biskup płocki prowadził postępowanie wyjaśniające zarzuty.

Ks. Zdzisław Witkowski został ukarany przez biskupa 3-letnim zakazem sprawowania posługi kapłańskiej. To wszystko przy braku konkretnych dowodów – co jednak nie powinno dziwić, bo do molestowania miało przecież dojść w latach 80.

W opinii psychologicznej na temat księdza, przygotowanej na użytek sądu biskupiego, czytamy: „brak jest wystarczających przesłanek psychologicznych przemawiających za prawdziwością oskarżeń”. Z akt wynika też, że oskarżyciel wnioskował, aby uniewinnić księdza.

W winę proboszcza nie wierzyli i nadal nie wierzą parafianie, w tym również ministranci z Poniatowa i Chamska. – Lisiński posługuje się oszczerstwami dla własnych korzyści finansowych, aby nie oddać pożyczki księdzu – zapewniają w rozmowie z WP trzy kolejne osoby. To autorzy listu do biskupa płockiego, którzy ręczyli za niewinność księdza Witkowskiego.

O niewinności księdza Witkowskiego zaświadcza również rodzina, która przez wiele lat mieszkała z nim w jednym domu, „przez ścianę”. Nikt z nich nigdy nie widział, aby ksiądz Witkowski przyjmował chłopców w mieszkaniu.

Twierdzą, że Lisiński nie był ministrantem, tylko chuliganem.

Kara na pokaz. „Zostałem wrobiony”

Jednak do ukarania księdza Witkowskiego doszło. Miał o tym przesądzić płocki biskup Piotr Libera, ambitny hierarcha, który zapowiedział walkę z patologiami w Kościele. Wymiar kary dla księdza z Poniatowa został potwierdzony jako „sprawiedliwy” przez dekret Kongregacji Nauki i Wiary w Rzymie (przyp. red – wątpliwości wokół tego wątku w dalszej części tekstu).

Ksiądz Zdzisław Witkowski czuje się skrzywdzony. – Zostałem w to wszystko wrobiony. Marek Lisiński jest osobą, która udaje ofiarę. Biskup chciał szybko zamknąć sprawę oskarżenia. Nie narażać diecezji na ataki mediów, proces i odszkodowanie – twierdzi w rozmowie z WP ksiądz Zdzisław Witkowski. Obecnie mieszka w rodzinnym domu. Utrzymuje się z emerytury nauczycielskiej. Nie zgadza się na dłuższą rozmowę, bo ma zakaz.

 

Marek Lisiński licytuje się z Kurią. Chciał 200 tys. zł

Po głośnym w mediach wyroku miliona złotych zadośćuczynienia dla ofiary wykorzystywania seksualnego przez księdza Lisiński stał się ekspertem od problemu pedofilii. O jego fundacji „Nie lękajcie się” zajmującej się pomocą dla ofiar księży zrobiło się głośno, gdy opublikowała raport i mapę pedofilii.

Marek Lisiński cały czas publicznie podkreślał, że jako ofiara księdza nie otrzymał pomocy od Kościoła, a biskupi nie wykonali w jego stronę przyjaznego gestu. Stawiał w trudnej sytuacji biskupów z Płocka. Ci zdecydowali się upublicznić część korespondencji w jego sprawie. Wynika z niej, że szef fundacji 'Nie Lękajcie się” gotów był zrezygnować ze swojej działalności w zamian za pieniądze.

W jednym z listów czytamy:
Jeżeli Biskup byłby gotowy wypłacić mi rekompensatę w wysokości 200 tys. zł na terapię, straty moralne i psychiczne, gotów jestem zrzec się przyszłych roszczeń, a nawet wycofać się z działalności publicznej w fundacji”.

To niejedyne kontrowersje wokół Lisińskiego. „Gazeta Wyborcza” napisała, że miał wyłudzić pieniądze od ofiary księdza pedofila.

Po publikacji „GW” Lisiński zrezygnował z kierowania fundacją. W sprawie ks. Witkowskiego skierował nas do swojego prawnika. – Już w trakcie procesu sądowego pojawiały się relacje mieszkańców zapewniających o niewinności księdza. Mnie osobiście nie dziwią. Wiele ofiar boryka się z tego rodzaju problemem niedowierzania. Podkreślam jednak, że ksiądz w postępowaniu kanonicznym został ukarany – mówi mec. Jarosław Głuchowski, pełnomocnik Marka Lisińskiego.

– Byłem przy zeznaniach składanych przez Marka. Nie sądzę, aby udało się komuś zbudować tak dramatyczną historię na postawie fałszywego oskarżenia – komentuje mec. Głuchowski.

 

Prywatne śledztwo w Watykanie. „Nasz Dziennik” ocenzurowany

O wątpliwościach wokół kary dla księdza Zdzisława Witkowskiego jako pierwszy napisał Sebastian Karczewski, publicysta „Naszego Dziennika”. Poruszony relacjami mieszkańców Poniatowa pojechał do Rzymu, aby przeczytać akta sprawy w Kongregacji Nauki i Wiary. Dotarł do dokumentów.

Twierdzi dziś, że dekret (ten uznający karę wobec księdza za sprawiedliwą) został wydany na podstawie innego raportu z Płocka niż ten oryginalny uzgodniony podczas sądu biskupiego. W wersji przesłanej do rozpatrzenia dla Watykanu dodano kilka informacji dodatkowo obciążających księdza Witkowskiego. Mowa jest o działaniu „w warunkach recydywy skazanego”, że ksiądz „zmieniał wersję wydarzeń”.

Karczewskiemu nie udało się wyjaśnić tych rozbieżności z kurią w Płocku. Do redakcji „Naszego Dziennika” miała wpłynąć skarga z Kurii, że dziennikarz „staje po stronie ukaranego kapłana, stawia się w opozycji do decyzji Stolicy Apostolskiej”.

Dlatego napisał książkę pt. „Pedofilią w Kościół. Oblicza kłamstwa”. Opisuje przypadki niesłusznych oskarżeń wobec kapłanów na całym świecie. Jeden z rozdziałów poświęca Lisińskiemu, ambitnemu biskupowi Liberze oraz księdzu Witkowskiemu. Pisze, że ks. Witkowski padł ofiarą niepotwierdzonego oskarżenia. Jego kara wynika z przyjętej przez biskupa polityki bezpardonowej walki z pedofilią oraz ambicji i chęci awansu.

„Marek Lisiński nie jest żadną „ofiarą księdza-pedofila” jest osobą poszywającą się pod taką ofiarę” – pisze ostro Karczewski. Podsumowuje, że ta sprawa podobna do serii przypadków oszustów w USA, którzy zwęszyli możliwość wyłudzenia pieniędzy od Kościoła. „Wypłacanie pieniędzy naciągaczom, obraża uczucia prawdziwych pokrzywdzonych” – podsumowuje.

 

Ważny raport Episkopatu

Warto podkreślić, że kontrowersje i wątpliwości, które pojawiają się wokół osoby Marka Lisińskiego, nie oznaczają, że problem pedofilii w Kościele nie istnieje.

Według opublikowanego w marcu br. raportu Episkopatu od 1990 r. Kościół otrzymał 382 zgłoszenia przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich. To liczba księży, którzy mieli skrzywdzić dziecko lub kilkoro dzieci. 198 z tych przypadków dotyczyło osób w wieku poniżej 15 lat.

To jednak tylko te przypadki, o których zostały powiadomione kościelne władze. Wiele przypadków wykorzystywania dzieci – nie tylko przez księży – to tzw. ciemna liczba przestępstw które nigdy wychodzą na jaw. Dlatego tak trudno oszacować ich dokładną skalę.

[bsa_pro_ad_space id=4]