Romuald Starosielec
Kształtowanie się narodów europejskich było procesem długim, przebiegającym często odmiennymi od siebie drogami. Każdy jednak naród ma w swej historii okresy, w których podejmowane były decyzje, konstytuujące jego dalszy rozwój cywilizacyjny i duchowy. W Polsce możemy wyodrębnić trzy takie okresy; pierwszy związany z przyjęciem chrześcijaństwa (lata ok.880-966), drugi związany z cywilizacyjnym zwrotem na Wschód (lata 1385-1569) oraz trzeci związany z przystąpieniem do Unii Europejskiej (lata 1989-2004).
Przyjęcie chrześcijaństwa w Polsce nie było wyłącznie jednorazowym aktem, dokonanym przez księcia Mieszka I. Chrześcijaństwo zawitało już około 880 roku do kraju Wiślan poprzez Księstwo Wielkomorawskie, ewangelizowane wcześniej przez Świętych Cyryla i Metodego. Nie zapuściło jednak na trwałe swoich korzeni, było zbyt słabe by rozprzestrzenić się na inne polskie ziemie. Gdyby tak się wtedy stało to prawdopodobnie dzisiaj nie nazywalibyśmy się Polakami a w powszechnym użyciu byłaby u nas cyrylica. Akt przyjęcia chrześcijaństwa w państwie Polan dokonał się dopiero osiemdziesiąt lat później nie poprzez Bizancjum a poprzez Rzym, który wprowadził nas na trwałe w krąg kultury zachodniej i cywilizacji łacińskiej. Jednak przez te 80 lat nasi przodkowie stykali się z przybyszami z obu kręgów kulturowych chrześcijaństwa chociażby poprzez ożywione w tym czasie stosunki handlowe. Sama decyzja Mieszka I, obok motywów dynastycznych i politycznych, musiała uwzględniać również reakcję otoczenia. Książę liczył się z żywą jeszcze tradycją wieców plemiennych, przedstawicielami rodów, swojego dworu i rozrastającej się administracji. Akt przyjęcia chrześcijaństwa, aby mógł być skuteczny i trwały, musiał uwzględniać wszystkie te czynniki. Skoro się powiódł, tak szybko i głęboko zapuścił korzenie, był z pewnością aktem przemyślanym i świadomym. Rezultatem zaś był potężny cywilizacyjny zwrot, dający młodemu państwu szybkie możliwości rozwoju. Polska na trwale przyjęła tysiącletnie tradycje cywilizacyjne Grecji i Rzymu oraz chrześcijańską duchowość jako fundament swojej przyszłości i tożsamości.
Drugi przełom cywilizacyjny miał miejsce czterysta lat po Chrzcie Polski. Państwo Polskie, już jako pełnoprawny członek europejskiej rodziny krajów chrześcijańskich, dokonuje zwrotu na Wschód. Unia w Krewie w 1385 roku rozpoczyna proces włączania Litwy, Prus i Inflant w krąg cywilizacji łacińskiej. Polska wchodzi wówczas na arenę chrześcijańskiej Europy z przesłaniem nawracania pogan bez uciekania się do przemocy. Spór Polaków z Zakonem Krzyżackim śledzony był przez europejską elitę i to ona, na Soborze w Konstancji, przyznała rację naszym przodkom uznając, że nie wolno mieczem nawracać na wiarę. To nasz wielki wkład w europejskie dziedzictwo. Od tego momentu rozpoczęliśmy spłacanie długu dla Europy, jaki zaciągnęliśmy w momencie Chrztu Polski. Stworzyliśmy wielką ideę życia w wolności, w wymiarze indywidualnym i zbiorowym, ponad podziałami etnicznymi i religijnymi. Ta wielka idea została świadomie przyjęta przez ówczesne elity państwa i w sposób bezkonfliktowy, nie uciekając się do wojen i agresji połączyła tak wiele różnorodnych etnosów w jeden silny organizm państwowy oparty na Ewangelii, prawie naturalnym oraz prawie stanowionym przez przedstawicieli narodu. Wspólne państwo stało się fenomenem ówczesnej Europy. Wytyczyło nowy nurt dziejowego rozwoju. Gdy nasi zachodni bracia pogrążali się w wyniszczających wojnach o strefy wpływów i religijną dominację, przyjmując barbarzyńską zasadę; cuius regio eius religio, nasi przodkowie żyli zasadą; wolni z wolnymi, równi z równymi, a wybrany przez nich król publicznie oświadczał; nie jestem królem waszych sumień.
Wielkie państwo, które oddolnie, w sposób pokojowy, przekształciło się w Rzeczpospolitą, wykształciło nowy model życia zbiorowego, który był śmiertelnym zagrożeniem dla absolutystycznej Europy. Jakże inaczej potoczyłyby się dzieje naszego kontynentu, gdyby ten model wolności stał się obowiązujący w całej Europie! Siła Polski wyrosła z przekonania, że państwo ma służyć dobru wspólnemu a wolność jest przyrodzonym prawem człowieka. Nasi przodkowie mieli siłę i odwagę, aby wprowadzić te zasady w własnym państwie, ale zabrakło im determinacji, aby przekonać do nich sąsiednie narody. Rozbiory Polski były konsekwencją przyjęcia przez państwa europejskie całkowicie przeciwstawnych zasad ustrojowych i cywilizacyjnych. Prowadziło to do wojen, postępującej degradacji Europy. Zabrakło w sercu naszego kontynentu silnego państwa, które swą pokojową polityką separowałoby antagonizmy między Wschodem a Zachodem, będąc jednocześnie pomostem między tymi cywilizacjami. Zabrakło Europie, w decydującym momencie jej dziejowego rozwoju, Polski.
W 1989 roku stanęliśmy wobec kolejnego cywilizacyjnego wyboru. Po wyrwaniu się z komunistycznego obozu mieliśmy niepowtarzaną szansę ukształtowania nowego modelu życia zbiorowego, mającego swe źródła w naszym narodowym dziedzictwie. Przyjęliśmy jednak postawę biernego, zakompleksionego petenta oczekującego na łaskę przyjęcia do biurokratycznego molocha – Unii Europejskiej. W tym decydującym momencie zmian przeżywaliśmy nieprawdopodobny upadek politycznego myślenia, zredukowaliśmy własne kulturowe i duchowe ambicje do najniższego poziomu w naszych dziejach. Jako wspólnota narodowa i państwo nie postawiliśmy sobie jakichkolwiek własnych ambitnych celów, które powinien mieć każdy cywilizowany naród. Zanikła w Polsce dyskusja, tak żywa i twórcza w XIX wieku, obecna nawet w latach II wojny światowej, dyskusja o naszej misji, miejscu jakie powinniśmy zająć w rodzinie wolnych narodów, posłannictwie w dziejowej pracy pokoleń. Czyż nie było przejawem naszego skarlenia to pokorne kołatanie do Unii Europejskiej o przyjęcie na każdych warunkach i za każdą cenę? Dzisiejsza Unia Europejska jest karykaturą tej, którą nasi przodkowie tworzyli 600 lat wcześniej, jest w wielu miejscach jej całkowitym przeciwieństwem. Jeszcze dzisiaj nie wszyscy dostrzegają, że za biurokratycznym formalizmem kryje się terror bezideowości i kompletna pustka duchowa, której symbolem jej hedonistyczny hymn. Zapomnieliśmy o zasadach wolności, o duchu relacji narodowych i społecznych, jaki przebija z tekstu Unii Horodelskiej z 1413 roku;
„Nie dozna łaski zbawienia, kogo nie wesprze miłość. Ona jedna nie działa marnie; promienna sama w sobie, gasi zawiści, uśmierza swary, użycza wszystkim spokoju, skupia co się rozpierzchło, podźwiga co upadło, wygładza nierówności, prostuje krzywe, wszystkim pomaga, nie obraża nikogo, a ktokolwiek schroni się pod jej skrzydła, ten znajdzie bezpieczeństwo i nie ulęknie się niczyjej groźby. Miłość tworzy prawa, włada państwami, urządza miasta, wiedzie stany Rzeczypospolitej ku najlepszemu końcowi, a kto nią pogardzi, ten wszystko utraci. Dlatego też my wszyscy zebrani, prałaci, rycerstwo i szlachta, chcąc spocząć pod puklerzem miłości i przejęci pobożnem ku niej uczuciem, niniejszym dokumentem stwierdzamy, że łączymy i wiążemy nasze domy i pokolenia, nasze rody i herby…”
Kto dziś w Europie wznosi się na taki poziom rozumienia istoty relacji narodowych i społecznych? Kto w Polsce przeciwstawił „Odzie do radości” mickiewiczowską „Odę do wolności”? Kto rozważał przepaść dzielącą słowa; „o radości uczto bogów…” od, wypływającej z głębi narodowego jestestwa, prawdy; „Bez serc i bez ducha, to szkieletów ludy”. Cóż jest warta Unia, której jedynym zwornikiem jest hedonizm i pieniądz? Jaki czeka ją los, gdy ich zabraknie?
W przeciwieństwie do decyzji z 966 i 1385 roku, decyzja o przystąpieniu do Unii Europejskiej nie była dla nas pozytywnym przełomem cywilizacyjnym. Była i jest cywilizacyjnym regresem, utrzymującym nas dodatkowo w naiwnym poczuciu bezpieczeństwa, że „Unia nam pomoże, a NATO nas obroni”. Odwróciliśmy się jako naród od naszego dziedzictwa, które jest potrzebne nie tylko nam. Jak nigdy dotąd w historii, jest ono potrzebne również Europie.
Decyzja sprzed 1050 lat o przyjęciu Chrztu zwracała nas ku Zachodowi z jego niedoskonałym i nieokrzepłym jeszcze, odradzającym się dopiero fundamentem praw cywilizacji łacińskiej. Zbiorowa decyzja kilku pokoleń Polaków z lat 1385-1569 zwracała nas ku Wschodowi z wielką misją cywilizacyjnego jednoczenia różnorodnych etnosów i religii. Czy nasza decyzja z 2004 roku była na miarę tych dwu poprzednich? Co dziś nowego wnosi Europa do naszego kulturowego i duchowego dziedzictwa? Co w końcu my, wchodząc do Unii Europejskiej, wnieśliśmy do dziedzictwa dzisiejszej Europy?
Autor jest red. naczelnym Polityki Polskiej.
Startuje również do Parlamentu Europejskiego w okręgu nr 5 (Mazowsze).
Lista nr 10, pozycja 1.