Partia realizująca na polskim terytorium interesy państwa trzeciego staje się obcą agenturą

0
2289
[bsa_pro_ad_space id=5]

Ksawery Jankowski

[bsa_pro_ad_space id=8]

W centrum sporu polsko-żydowskiego leży ustawa 447 JUST. Kto chce poprawy tych stosunków ten mówić będzie o konieczności wyrzucenia jej na śmietnik. Reszta to tylko mydlenie oczu. Kto formalnie kwestionuje polską integralność terytorialną, ten automatycznie wpisuje się na listę wrogów państwa polskiego, a jego działania przez Polskę powinny być zwalczane wszelkimi dostępnymi jej metodami.

Siła PiSu na polskiej scenie politycznej wzięła się z faktu, iż przedstawicielom tego środowiska na przestrzeni ostatnich kilku dekad udało się powiązać oczywisty interes USA w naszym regionie z oczywistym dla większości decydentów interesem polskim. Co było dobre dla Polski w pewnym okresie można było, z grubsza, utożsamić z amerykańską korzyścią – jak na przykład wypchnięcie z Polski Sowietów czy przystąpienie do NATO. Był taki czas, kiedy polski patriotyzm z postawą proamerykańską nie tylko się nie kłócił lecz – wręcz przeciwnie – szedł z nią w parze. Naturalnie, jak wszędzie, tak i tu krótkowzroczność, służalczość, niekiedy banalna korupcja prowadziły do serii haniebnych ustępstw, takich jak udział polskich wojsk w wojnie i okupacji Iraku czy zgoda na więzienia amerykańskiej bezpieki na polskiej ziemi. Nie zmieniało to jednak faktu, że USA wciąż mogły odgrywać rolę stabilizatora w relacjach regionalnych, gwarantującego chociażby ograniczenie niemieckich i rosyjskich wpływów na polskim terytorium.

Nawet najwięksi zwolennicy sojuszu z USA muszą jednak przyznać, że sytuacja ta definitywnie dobiegła końca z chwilą podpisania przez amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, ustawy 447 JUST dnia 9 maja 2018r. Czyli dokładnie w rocznicę zwycięstwa odniesionego przez aliantów nad nazistami.

Ustawa 447 JUST (https://www.congress.gov/bill/115th-congress/senate-bill/447/text) w praktyce przewiduje wymuszenie na krajach Europy Środkowej, w tym na Polsce, tzw. restytucji mienia utraconego w czasie Holokaustu przez ludność żydowską. Restytucja w tym przypadku oznacza możliwość przekazania wyznaczonym organizacjom żydowskim wskazanego przez nie mienia do wykorzystania na takie cele, jakie te organizacje uznają za stosowne. Mienie, o którym mowa, to m.in. bezspadkowy majątek ofiar Holokaustu, który zgodnie z obowiązującym w naszej części świata prawem przekazany został na rzecz Skarbu Państwa. Wartość mienia znajdującego się na terenie Polski, które miałoby być przedmiotem restytucji, nieoficjalnie szacuje się na poziomie pomiędzy 65-300 mld USD. Jeśli traktować te kwoty poważnie, a żydowskie organizacje od żadnego z tych szacunków nigdy się nie odcięły, to jasnym jest, że jej ewentualna wypłata w gotówce nie wchodzi w grę. Jedynym sposobem zadośćuczynienia podobnym roszczeniom choćby w ułamku, jest przekazanie w ręce żydowskie nieruchomości o stosownej wartości. O tym zresztą wprost stanowi tekst ustawy. Nieruchomości – czyli budynków i ziemi. W związku z powyższym brak jest podstaw, by amerykańsko-żydowskie roszczenia płynące z ustawy 447 JUST, będącej formalnie częścią amerykańskiego ustroju prawnego, uznać za roszczenia natury finansowej. Są za to przesłanki, by uznać je za roszczenia de facto terytorialne.

Wprowadzenie w życie ustawy 447 JUST automatycznie przełożyło się na rozkład relacji polsko-żydowskich. Nic, nawet tchórzliwe wycofanie się polskiego rządu z zapisów nowelizacji ustawy o IPN, nie mogło tego procesu powstrzymać. Tak długo bowiem, jak amerykańska ustawa roszczeniowa jest w mocy, stosunki polsko-żydowskie muszą i będą ropieć, bo warunkiem skutecznego nacisku na restytucję mienia jest udowodnienie przed światową opinią publiczną, że roszczenia są zasadne, a więc, że Polacy weszli w posiadanie majątku w sposób przestępny, kolaborując z hitlerowskimi Niemcami, a nawet współtworząc ich zbrodniczy system.

Polacy nie mogą sobie natomiast pozwolić na tak ostentacyjne i tak jaskrawe zakłamywanie własnej historii, przypisywanie im nieswoich grzechów i odbieranie niewątpliwych zasług. Zbiorowa pamięć i płynąca stąd tożsamość jest bowiem jedną z tych rzeczy, które odróżniają naród od nie-narodu. Spór polsko-żydowski ma zatem charakter obiektywny, a w jego centrum leży ustawa 447 JUST. Kto chce poprawy stosunków polsko-żydowskich, ten mówić będzie o konieczności wyrzucenia jej na śmietnik. Reszta to tylko mydlenie oczu, mające na celu odwrócenie uwagi opinii publicznej od rzeczywistej osi sporu.

Uchwalenie ustawy 447 JUST nie było niefortunnym zbiegiem okoliczności. Było zwieńczeniem intensywnej pracy wykonywanej przez lata przez jedno z najważniejszych lobby politycznych w USA – lobby żydowskie [WJRO przede wszystkim – przyp. red.]. Dość powiedzieć, że było one prostą kontynuacją podpisanej w 2009r. przez szereg państw europejskich, w tym przez Polskę, tzw. deklaracji terezińskiej, do zapisów której w kilku miejscach nawiązuje tekst 447 JUST. Obok areny międzynarodowej, grunt w USA pod przyjęcie finalnego rozwiązania legislacyjnego przygotowany był nie gorzej. Pamiętajmy, że realną alternatywą dla Donalda Trumpa w wyścigu po fotel prezydencki w 2015r. byli Hillary Clinton, Marco Rubio, John McCain, Ted Cruz czy komunistyczny kibucnik Bernie Sanders. Każdego z nich trudno podejrzewać o zablokowanie prac nad antypolską ustawą. Wśród poważnych kandydatów do amerykańskiej prezydentury w 2015r. nie było żadnego przedstawiciela wciąż dużej ponoć w USA grupy „przyjaciół Polski”. Nie należy chyba łudzić się, by ktoś taki miał się w bliskiej przyszłości pojawić.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Jeśman: Margines żydowskich środowisk przepycha ustawę 447. Jest nim WJRO, która ma wsparcie Izraela

Jeśli traktować amerykańskie żądania jako roszczenia o charakterze terytorialnym, to powyższy stan rzeczy zasadniczo zmieniałby kondycję faktycznych relacji polsko-amerykańskich. Nie istnieje wszak taka konstrukcja polityczna, która uwzględnia możliwość posiadania relacji neutralnych czy nawet chłodnych z państwem, które formalnie podnosi względem naszego państwa terytorialne roszczenia. Tym bardziej nie może być mowy o relacjach partnerskich czy sojuszniczych. Kto formalnie kwestionuje polską integralność terytorialną, ten automatycznie wpisuje się na listę wrogów państwa polskiego, a jego działania przez Polskę powinny być zwalczane wszelkimi dostępnymi jej metodami tak długo, aż przesłanka, czyli formalnie wyrażone roszczenia terytorialne, nie znikną z oficjalnej agendy politycznej takiego państwa.

9 maja 2018 roku diametralnie zmienił się także faktyczny status polityczny stronnictwa amerykańsko-żydowskiego w Polsce. Partia lub organizacja realizująca na polskim terytorium interesy państwa trzeciego może być uznana za lobby bądź stronnictwo, a jej działalność tolerowana lub nawet pożądana tak długo, jak interesy tego państwa sprzyjać będą polskiej racji stanu. Partia lub organizacja realizująca na polskim terytorium interesy państwa trzeciego, które nie sprzyjają polskiej racji stanu lub które stoją wobec niej w jaskrawej sprzeczności, przestaje być tolerowanym czy pożądanym lobby, a staje się obcą agenturą. W interesie państwa bywa, by lobby wspierać. W interesie państwa jest zawsze, by obcą agenturę zwalczać.

W powyższym kontekście duże zaniepokojenie budzą działania polskich kręgów rządowych w ostatnim okresie, w jakim kryzysu relacji Polska-USA można było jeszcze uniknąć, tj. przed podpisaniem ustawy 447 JUST.

O rozpoczęciu prac nad nowym prawem wiadomo było już w pierwszych dniach urzędowania nowego premiera, p. Mateusza Morawieckiego, czyli na początku grudnia 2017r., o czym donosił m.in. red. Stanisław Michalkiewicz. Wysoce wymowne jest ogłuszające milczenie działających w Polsce mediów – zarówno prorządowych, jak i antyrządowych w kontekście rozpoczęcia i prowadzenia prac nad ustawą w amerykańskim Kongresie. Podobnie zastanawiające jest niepodjęcie przez polityków partii rządzącej kwestii przygotowywanej ustawy podczas rozmów z amerykańskim Sekretarzem Stanu, Rexem Tillersonem, w trakcie jego wizyty w Polsce w styczniu 2018 roku. Pamiętna była reakcja P. Jarosława Kaczyńskiego, który w trakcie konferencji prasowej po spotkaniu z amerykańskim politykiem został zapytany o to, czy temat ustawy 447 został w trakcie rozmowy w ogóle poruszony. Szef rządzącej partii odpowiedział z wyraźnym zniecierpliwieniem, że temat poruszony nie został, co już wtedy wywołało konsternację części opinii publicznej. Symptomatyczne było to, że jedynym dziennikarzem, który ośmielił się podobne pytanie wtedy postawić, był dziennikarz reprezentujący medium z przewagą kapitału niemieckiego.

Ostatnią i zupełnie heroiczną próbę powstrzymania prac Kongresu Amerykańskiego nad ustawą 447 podjęli z inicjatywy P. Wojciecha Jeśmana w marcu 2018r. amerykańscy Polonusi, którzy własnym sumptem, bez jakiegokolwiek wsparcia z Polski, zorganizowali serię spotkań z amerykańskimi kongresmenami, usiłując naświetlić im polską perspektywę postrzegania nieszczęsnej ustawy.

Wspólna inicjatywa Polonii amerykańskiej, jak się zdaje, mocno osłabła po wizycie, jaką w tym czasie w USA odbył ówczesny wiceminister spraw zagranicznych, P. Marek Magierowski. Spotkał się on z przedstawicielami polonijnej inicjatywy. Nie wiadomo dokładnie, co było przedmiotem rozmów, wiadomo natomiast, że po ich zakończeniu wiele środowisk polonijnych zrezygnowało z aktywnego udziału w prowadzonej akcji, skutkiem czego odwiedzono „jedynie” 300 zamiast planowanych 435 biur poselskich. Koniec końców inicjatywa Polonii zakończyła się fiaskiem. P. Marek Magierowski natomiast w około miesiąc po swojej wizycie w USA został zgłoszony oficjalnym kandydatem na ambasadora Polski w Izraelu.

Nad ustawą oficjalnie panowało coraz głośniejsze milczenie, nieprzerwane nawet już po jej podpisaniu przez prezydenta Donalda Trumpa, choć o ustawie było już w tym czasie głośno (bynajmniej nie za sprawą mediów głównego nurtu). W trakcie wizyty w USA Prezydenta Polski, P. Andrzeja Dudy, we wrześniu 2018r. Pan Prezydent nie uznał za stosowne podnieść tematu amerykańsko-żydowskich roszczeń terytorialnych w trakcie spotkania z gospodarzem Białego Domu. Zaproponował natomiast szefowi amerykańskiego państwa stworzenie na terytorium Polski stałej amerykańskiej bazy wojskowej, za którą polscy podatnicy mieliby płacić nawet kilka miliardów złotych rocznie. Propozycja ta złożona została w obliczu ostrego, realnego konfliktu interesów pomiędzy Polską a USA. W obliczu stanu obezwładnienia polskiej armii. Oraz w otoczeniu wiszących nad nami zapisów ustawy 1066, która w art. 9. umożliwia przedstawicielom obcych służb operujących na polskim terytorium korzystanie w pełnym zakresie z dobrodziejstw broni palnej. 

Partia rządząca na własne życzenie, dopuszczając bez słowa protestu (są wręcz przesłanki, by powiedzieć, że słowa protestu głuszyła) do podpisania roszczeniowej ustawy 447 JUST, przyczyniła się do katastrofy dyplomatycznej, przy okazji tracąc polityczne oparcie. Zwichnięcie polsko-amerykańskiego sojuszu, wobec braku wypracowanych alternatyw, rodzi poważne zagrożenie dla – i tak już nadszarpniętej – suwerenności polskiego państwa. Z drugiej strony, sytuacja ta stawia w szalenie trudnej pozycji kierownictwo partii rządzącej, które stoi dziś przed wyborem pomiędzy utrzymaniem zaufania jej elektoratu, a podtrzymaniem poparcia politycznego patrona w Waszyngtonie.

Z czasem, wraz z rosnącą żydowską i amerykańską presją, której przedsmak dopiero poznajemy, utrzymanie jednego i drugiego będzie niemożliwe.

Działania na przestrzeni ostatnich miesięcy i dni wskazują, że PiS bezrefleksyjnie stawia na Waszyngton, mamiąc lub przekupując własny elektorat. Sytuacja ta nie będzie jednak do utrzymania w dłuższej perspektywie. Po raz pierwszy bowiem od czasów Jałty, Teheranu i Poczdamu polski elektorat patriotyczny i administracja amerykańska mają w Polsce interesy dokładnie i jednoznacznie przeciwne. A wydaje się, że bez oparcia na dwóch ławach fundamentowych – patriotycznym elektoracie i Amerykanach, środowisko sprawujące dziś władzę, niechybnie się przewróci. Fizyka jest zatem bezwzględna – dni PiSu się kończą. Do wyjaśnienia pozostaje tylko to, kto i na jakich warunkach przejmie Polskę po PiSie.

Za: pch24.pl

[bsa_pro_ad_space id=4]