To bardzo znamienne i dojmująco tragiczne, że pierwszą oznaką kapitulacji premiera pod naciskiem wyzyskiwaczy jest symboliczny gest odtrącenia, skierowany do biskupów. Premier powiedział podobno, że biskupi nie powinni wtrącać się do rozmów między właścicielami kopalń, ekspertami i strajkującymi górnikami, bo właściciele kopalń czy eksperci nie wtrącają się do spraw kościelnych. Z grubsza biorąc, oznacza to jedno z dwojga: albo chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z etyką, albo cywilizacja przemysłowa nie ma żadnego obowiązku postępować etycznie. W tej sytuacji zostaje nam tylko rozmyślać, czym w ogóle jest chrześcijaństwo i czym jest etyka, skoro chrześcijanie nie muszą trzymać się zasad chrześcijańskich, a ludzie nie muszą trzymać się zasad etycznych. Nie sądzę, by premier chciał zasugerować taki właśnie wniosek, lecz tylko taki wniosek się nasuwa. I jest on nie do przyjęcia.
Nie możemy tolerować tezy, że religia jest czysto prywatną sprawą, ściśle oddzieloną od spraw publicznych, tak że jedno nigdy nie pokrywa się z drugim. Nie możemy dopuścić do sytuacji, gdy pirat powie księdzu: „Ty jesteś panem w twoim kościele, a ja panem na moim okręcie. Ja ci nie przeszkadzam, kiedy idziesz z ludźmi w procesji, a ty mi nie przeszkadzaj, kiedy wieszam ludzi na rei”. Na tejże zasadzie prezes Międzynarodowej Gildii Włamywaczy mógłby powiedzieć papieżowi: „Ty dzierżysz klucze do nieba i piekła, a są to miejsca, gdzie wolałbym się na razie nie pokazywać, jeśli zdołam tego uniknąć. Ja ze swej strony dzierżę klucze do budynku przy ulicy Fitzarlington 273, skąd zamierzam dziś wieczór zabrać rozmaite cenne srebra, a ponieważ to zwykły biznes, mam nadzieję że nie będziesz się wtrącał do mojej dziedziny, tak jak ja nie wtrącam się do twojej”.
Jest to rozumowanie z gruntu błędne. Nie da się ustanowić najwyższego etycznego autorytetu i jednocześnie oznajmić, że jest to autorytet czysto etyczny, który nie ma prawa wypowiadać się o materialnej rzeczywistości. Autorytet etyczny z natury swojej musi stać ponad wszystkim co materialne, ponad wszystkim co błogosławione i co przeklęte, bo inaczej nie będzie etycznym autorytetem. Ci, którzy nie uznają Rzymu za taką najwyższą instancję, siłą rzeczy nie uznają papieskiego prawa do ferowania ocen. Ci, którzy sądzą, że zamiast Rzymu powinien przemawiać jakiś kościół protestancki będą woleli, aby to jego głos brzmiał najdonośniej. Lecz każdy, kto akceptuje jakąkolwiek instytucję, stojącą na straży dowolnego etycznego ideału, choćby opartego na komunizmie albo poglądach ekscentrycznej sekty, musi przyjąć, że ten ideał stanowi ostateczną miarę wszystkiego na świecie. Inaczej mówiąc, to sumienie jest najwyższym sędzią ludzkich myśli i zamiarów. Żaden zdrowo myślący człowiek nie zgodzi się z tezą, że religia czy etyka są zamknięte w odrębnej sferze, oddzielonej nieprzenikalną barierą od wszystkich innych sfer, więc kiedy znajdujemy się akurat w sferze nieetycznej mamy prawo postępować nieetycznie. Bóg – a dla ludzi mających mniej szczęścia, etyka – musi stać na pierwszym miejscu, bo inaczej zniknie zewsząd.
Otóż, nowoczesny merkantylny świat zbudowano na przeciwnej tezie, która zdawała się bardziej praktyczna. I właśnie dlatego ów świat popadł dziś w beznadziejny chaos. Stworzyli go ludzie przekonani, że religia obowiązuje tylko w niedziele, a wiara jest czymś zamkniętym i oprawionym w okładkach Biblii, nie mającym żadnego związku z życiową filozofią. Ich poglądy były jednak raczej symptomem niż przyczyną zmian. Średniowieczne chrześcijaństwo, bardzo niedoskonałe i niepełne, zmuszone radzić sobie w prymitywnych warunkach, opierało się przynajmniej na kolosalnym, zdroworozsądkowym założeniu, że najpierw jest ideał, a potem rzeczywistość, bo to, co ogólne zawiera w sobie to, co szczególne. Postęp ówczesnego społeczeństwa był pod wieloma względami powolny i nieporadny, lecz ideę mieli rozumną i zdrową. Etyka nie była traktowana jak, powiedzmy, mineralogia – coś, co powinno znać swoje miejsce. Była raczej czymś, co wskazuje miejsce wszystkim innym sprawom.
Kiedy dzisiejszy polityk informuje, że kopalniami mogą zajmować się mineralodzy, ale nie etycy, niechcący ujawnia całą nowoczesną obłudę. Ujawnia, że państwo stało się etyczną anarchią, nie posiadającą żadnego autorytetu, który umiałby pokazać właściwe miejsce mineralogom, a co dopiero właścicielom kopalń. W dziewiętnastowiecznych wywodach na temat tolerancji po raz pierwszy pojawiła się osobliwa teza, że religia to rodzaj hobby – coś, co nie wykracza poza cztery ściany prywatnego domu i nie powoduje żadnych skutków dla bliźnich, choćby było nie wiedzieć jak dziwaczne. I na tej właśnie tezie wyrosło całe to wielkie świeckie społeczeństwo, które znamy od urodzenia, oparte nie na etyce ani moralności, lecz na materialnych interesach, a dziś popadające w końcu w rozsypkę i zmierzające ku własnej zagładzie.
Eseje G.K. Chestertona publikowane były w latach 1920-1930.
Felieton ukazał się w tomiku „Obrona wiary”, Wyd. Fronda, 2012 rok.