Brett Kavanaugh zaprzysiężony na 114. sędziego Sądu Najwyższego w USA. Relacja z Waszyngtonu.

0
1036
[bsa_pro_ad_space id=5]

5 października 2018 roku. Waszyngton DC żyje obradami Komisji Sądowej Senatu Stanów Zjednoczonych. Komisja ma niby proste zadanie – wybrać sędziego na wakat w Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z prawem prezydent kraju przedstawia swoją kandydaturę Komisji, której członkowie wybierają sędziego przez głosowanie.

[bsa_pro_ad_space id=8]

W tym roku prezydent Trump miał do wyboru trzy kandydatury i zdecydował się na przestawienie 53-letniego doktora prawa, republikanina i katolika, Bretta Kavanaugh’a. Sedzia Kavanaugh pochodzi z zamożnej, szanowanej w obrębie Waszyngtonu rodziny, która zapewniła mu staranne wykształcenie na Uniwersytecie Yale i Szkole Prawnej Yale. Jest drugim sędzią z nominacji Donalda Trumpa i nic na początku nie wskazywało, że będą z jego zatwierdzeniem większe trudności. Owszem, jest katolikiem, niekoniecznie lubianym przez Demokratów, był Sekretarzem Biura Białego Domu w czasie rządów George’a Busha, ale także był głównym motorem w staraniach o impeachment prezydenta Billa Clintona. No i bardzo mało czasu zostało do “midterms“, wyborów które odbędą się w listopadzie br. i mogą mieć duży wpływ na podstawowe wybory w 2020 roku.

Wielu siłom i wielu osobom zależało na skompromitowaniu osoby Kavanaugh’a. Okazja “przyszła sama“ w postaci listu przesłanego przez panią Christine Blasey Ford do biura senator Kalifornii Dianne Feinstein (Partia Demokratyczna). Intencją listu było powiadomienie senator o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce 35 lat temu i prośba o poradę, co autorka listu powinna z faktem, który się wówczas zdarzył, zrobić. List, w do dziś niewiadomy sposób, przedostał się do wiadomości prasy, a ta dobrze wiedziała jak go wykorzystać. Senator Feinstein do dziś nie rozumie, jak to się mogło stać i nadal twierdzi, że pracownicy jej biura nie są za ten przeciek odpowiedzialni.

Pani Blasey Ford opisywała “party“ w klubie znajdującym się niedaleko miejsca, w którym tę korespondencję piszę, gdzie “bardzo pijany Brett Kavanaugh, w jednym z pokoi na górze, zdarł bluzkę z bardzo pijanej panny Blasey, zakrył jej usta dłonią i usiłował ją zgwałcić. Panna Blasey się wyrwała, zeszła na dół po schodach i opuściła party“. Opublikowana informacja rozpętała piekło. Wszystko to miało ponoć miejsce 35 lat temu, wiec Christine Blasey wielu szczegółów nie pamiętała, nie pamiętała jak bardzo pijana zeszła po schodach, jak doszła do domu, dlaczego nikt jej nie widział, gdy wychodziła, dlaczego nikt o tym przez te lata nie wiedział. Niebawem zgłosiła się jeszcze jedna kobieta, która stwierdziła, że sędzia zachowywał się często bardzo agresywnie i oskarżyła go o molestowanie seksualne, ale tyle rzeczy się w jej narracji nie zgadzało, że oskarżenie to odrzucono.

W międzyczasie zawieszono postępowanie zatwierdzające na tydzień, bo w sprawie sędziego Kavanaugh’a pojawiło się kolejnych 7 oskarżeń (nie w sprawie molestowania seksualnego) i za każdym razem FBI miało za zadanie oczyszczenie sędziego z pomówień, co zresztą zrobiło. W części “ niedemokratycznej“ społeczeństwa zaczęło się rodzić podejrzenie, że głównym celem jest przeczołganie sędziego przez takie błoto, żeby ani on ani jego rodzina się z niego nie podniosła. Takie podejrzenia są Demokratom zupełnie niepotrzebne, ponadto okazało się, że Christine Blasey kłamała mówiąc pod przysięgą, że jest psychologiem, bo nie miała stosownych pozwoleń. Kłamała mówiąc o poligrafie i kłamała mówiąc, ze boi się latać samolotem, o czym dowiedziałam się od znajomej, która dowiedziała się o tym wszystkim z listu chłopaka, z którym Christine spotykała się przez 6 lat i o którym tylko jedna gazeta się zająknęła. Tyle o wolności informacji.

Wracamy do 5 października. W głosowaniach członków Komisji sędzia Kavanaugh dostał tylko jeden głos ponad to, co by mu dało zatwierdzenie. Miał także w zapasie głos wiceprezydenta, który mógł być na jego korzyść użyty. Komisja postanawia, że finalne głosowanie odbędzie się po 30 godzinach, 6 października o 15.45. Senatorom został jeszcze czas na zmianę decyzji i ewentualne wytłumaczenie, dlaczego postanowili tak, a nie inaczej głosować. Napięcie rosło, zwłaszcza że senatorowie protestowali przeciwko zachowaniom tłumu zbierającego się pod Kapitolem. Skarżyli się na niemożliwość wyjścia na ulice bez zaczepek, na ludzi wygrażającym im pięściami, na telefony budzące ich w nocy i na inne fakty, które świadczyły o kompletnym braku podstaw kulturalnego, cywilizowanego zachowania.

6 października tłum pod Kapitolem zgęstniał, masa młodych osób rozłożyła się na trawie, wszyscy czekali. I nagle stał się cud. Wystąpiła Senator Susan Collins (Partia Republikańska) i przez 43 i pół minuty mówiła o powodach, dla których będzie głosowała na “yes“! Nigdy nie słyszałam w senacie lepszego przemówienia. Mówiła spokojnie, kulturalnie, podawała powody swoich przemyśleń, wzniosła się ponad podziały partyjne, wyłożyła swoją mądrość w taki sposób, że nawet galeria umilkła. Wspaniała, mądra Pani. Do dziś jestem pod wrażeniem jej przemówienia, które nagrałam sobie i potomnym.

O 15.45 zaczęło się głosowanie w Senacie, w którym Brett Kavanaugh został zatwierdzony stosunkiem głosów 50 do 48, a następnego dnia sędzia Brett Kavanagh został zaprzysiężony na 114. sędziego Najwyższego Sądu Stanów Zjednoczonych.

Dziś, po otwarciu telewizora usłyszałam rozmowę z senatorem Partii Demokratycznej: “bitwa się nie skończyła, gdy tylko wygramy wybory wystąpimy o impeachment Kavanaugh’a“ – powiedział na zakończenie.

Małgorzata Wirkus, Waszyngton.

[bsa_pro_ad_space id=4]