Stefan kard. Wyszyński: Sumienie prawe u podstaw odnowy życia narodowego

0
1119
[bsa_pro_ad_space id=5]

Stefan Kardynał Wyszyński

[bsa_pro_ad_space id=8]

28 maja 1981 roku zmarł Stefan kardynał Wyszyński, Prymas Polski Zostawił po sobie swój testament dla narodu i dla Kościoła. Publikujemy obszerne wyjątki z kazania, wygłoszonego w Uroczystość Objawienia Pańskiego 6. 01. 1981. Jest to swoisty testament duchowy, pozostawiony Narodowi przez Wielkiego Prymasa. Tekst opublikowano pod tytułem „Sumienie prawe u podstaw odnowy życia narodowego.

 

„Umiłowane Dzieci Boże, Dzieci moje!

Kościół Chrystusowy ukazał nam dzisiaj drogę mężów z dalekich krain, jak pięknie mówi tekst hymnu świątecznego: “tam, skąd słońce bramą wydostaje się na ten świat” (laudes) Dążenie do Betlejem… Wieczne, nieustanne dążenie Rodziny ludzkiej do Betlejem, aby tam złożyć ciężar złota, dymu kadzideł i mękę mirry. Wieczna droga całej ludzkości – wyjść z siebie i dążyć naprzód w nadziei, że gdzieś jest światło, prawda i dobro, pokój miłość i sprawiedliwość, e gdzieś można spotkać Boga i się z Nim zespolić. To jest dążenie wszystkich mędrców świata, począwszy od tych maleńkich w kołysce, do tych posiwiałych nad księgami. Szukanie czegoś innego niespokojne jest bowiem serce człowieka. I w naszej Ojczyźnie nie zdołamy dziś dać należytej odpowiedzi na wszystko, co nas dręczy, dlaczego tyle spraw nas nurtuje, czego szukamy? Istnieje potężny nakaz sumienia ludzkości, aby szukać prawdy i to całej prawdy: by pełnić dobro i nigdy go nie porzucać, by oddać się miłości Boga, z której dopiero można czerpać inne moce – miłowania ludzi i życia w światłości. Prorok ongiś wołał do umiłowanego swojego miasta Jeruzalem: “Surge illuminare Jeruzalem!” – Wstań, oświeć się Jerozolimo!”. Może wypadnie i dziś waszemu biskupowi, umiłowane Dzieci moje, wołać do Was: “Powstań, oświeć się, Warszawo!”. Rozważmy więc dziś jak w naszym życiu funkcjonuje sumienie – nasze osobiste, rodzinne narodowe, zawodowe i obywatelsko – polityczne. Musimy ten istotny problem podjąć, skoro postanowiliśmy wejść na drogę odnowy. Nie ma bowiem drogi ku odnowie bez odwołania się do sumienia.

 

Sumienie osoby ludzkiej

Jako pierwszy staje przed nami problem naszego własne­go sumienia – sumienia osoby ludzkiej, dziecka Bożego, człowieka, o którego wysokiej godności świat dziś tak wiele mówi. Jak się to sumienie kształtuje? Istnieją w człowieku wartości otrzymane od Boga – inaczej nie możemy ich zrozumieć – które nieustannie niepokoją nasz rozum, kierując go ku prawdzie, i to tak wytrwale, że człowiek, który już zda się posiadł prawdę, jeszcze o nią pyta, jeszcze sprawdza wszystkie stopnie swego rozumowania, azali rzeczywiście tak jest? I na tym odcinku człowiek, chociażby najbardziej sumienny i rzetelny w stosunku do swojego rozumu, nigdy się nie zatrzymuje, nigdy nie przestaje szukać prawdy. Ma przedziwne prawo do prawdy, chciałby ją poznać w pełni. A zarazem pragnie i siebie widzieć w całej prawdzie. Z tą wielką mocą rozumu łączy się moc woli, której przedmiotem jest nieustanne dążenie ku dobru. I choćby człowiek czyniąc dobrze był najbardziej z siebie zadowolo­ny, jak biblijny Hiob, ciągle się dopytuje: czy to już wszystko? Jakże znamienny jest ten nieustanny dialog, który w na­szej osobowości prowadzi rozum i wola – rozum, który uka­zuje cel, i wola, która pobudza do działania. A gdy osiągnie­my cel, stają przed nami niejako na nowo najgłębsze proble­my istoty rozumnej i każą nam coraz głębiej poznawać same­go siebie. Człowiek wtedy widzi, że jego rozumność i wol­ność zmierzają ku innym osobom. W tym ujawnia się spo­łeczny wymiar osoby ludzkiej. To są wrodzone właściwości każdego człowieka. Najbardziej funkcjonują one w natural­nej atmosferze wychowania rodzinnego. Mówią to wycho­wawcy i kierownicy domów dziecka i rodzice. Oczywiście, w rozwoju osobowości pomaga też wychowanie obywatel­skie. Na kształtowanie sumienia osoby ludzkiej mają rów­nież wpływ dzieje Ojczyzny i obyczaje narodowe. Ogromną pomocą jest wychowanie religijne w kościele Bożym i wej­ście w porządek łaski. Dzięki tym pomocom naturalne właściwości osoby ludzkiej ubogacają się i nieustannie się rozwijają. Oczywiście, mogą się one spotkać z siłami wstecznymi. Przecież narzekał już św. Paweł: „Duch przeciwko ciału, cia­ło przeciwko duchowi. Nieszczęsny ja człowiek. Któż mnie wyzwoli z ciała tej śmierci?” (por. Ga 5,17). I gdy się człowiek tak zmaga, ze sobą, zawsze ostatecznie wraca do rachunku sumienia z zakresu sprawności swego rozumu i woli. Siły wsteczne mogą niekiedy nawet wziąć górę. I to nie tylko dla­tego, że człowiek jest istotą słabą, ale i dlatego, że nie dba o poznanie swojej osobowości, o ukształtowanie i wychowa­nie jej – jak czytaliśmy w Konstytucji duszpasterskiej o Ko­ściele. Wtedy może przyjść nieszczęście. Wtedy jest miejsce dla męki grzeszników, dla ludzi wyzutych z moralności, dla przestępców, dla zbrodniarzy wojennych. Jeżeli jednak czło­wiek przezwycięży w sobie wszystkie siły dążenia i oprze się la rozumie szukającym pełni prawdy i na woli szukającej pełnego dobra, jeżeli serce swoje zaślubi rozumowi i woli duchu miłości, wtedy osiąga prawe sumienie osoby ludzkiej. Przykład takiego zwycięstwa stanowią święci, bohaterowie,, ludzie sumienni w swojej służbie rodzinnej, domowej, w życiu małżeńskim, w wychowaniu, w pracy, ludzie miłosierni, służący dobru i czyniący pokój. Ale to wymaga nieustannego wglądania w siebie, i wsłuchiwania się w ten cichy głos, który budzi się w sercu człowieka. Ma on swoje szerokie echo.

 

Sumienie rodzinne

Echo sumienia osoby ludzkiej w szczególny sposób odzy­wa się w życiu rodzinnym. Tam właśnie kształtuje się sumie­nie rodzinne. Zapewne, elementy podstawowe: rozum, wola, serce – uruchomione są naprzód w każdym człowieku, ale osiągają swój pełny kształt w życiu rodzinnym. Wiemy, że miłość w rodzinie jest najlepszą szkołą sumienia i sumienno­ści wobec Boga i ludzi. Nie ma innej instytucji, w której sto­sunek dwojga – idąc po linii wychowania osobowego – ukła­dałby się bardziej normalnie, niż we wspólnocie rodzinnej. Dotyczy to nie tylko rodziców – tych dwojga – ale także ich dzieci. Rozwiązywanie wszelkich konfliktów, które mogą za­grażać rodzinie rozdarciem, obrona jej trwałości, ujawniają się w należytym funkcjonowaniu rozumu, woli i serca. Aby rodzina mogła wypełnić swoje doniosłe zadania musi być zwarta. Istnieją dziś potężne siły rozkładowe rodziny. Sumienie rodzinne tak często gwałcone jest szczególnie przez rozbicie rodziny, przez ułatwione życie. Zastanawia nas to, że już 200 lat temu, w okresie, gdy Polska konała, gdy obradował ostat­ni Sejm Rzeczypospolitej w Grodnie, zarysowały się dwa nurty moralno – społeczne. Zwolennicy jednego z nich – jak wiemy z akt Sejmu – oddawali się całkowicie egoistycznym celom: zabawa, zdrada domowa, małżeńska i zdrada Ojczy­zny przedstawiciele zaś drugiego szykowali się do Insurekcji Kościuszkowskiej. Jakże nieproporcjonalne były możliwości tych dwu obozów! Chwilowo wzięli górę pierwsi. Doprowa­dził do tego egoizm, samolubstwo i rozkład rodziny. Wtedy właśnie było bardzo dużo rozwodów. Działo się to głównie wśród arystokracji rodowej. To wielkie nieszczęście osłabiło wtedy naszą Ojczyznę i w rezultacie doprowadziło do nie­woli, trwającej półtora wieku. Ułatwione życie w rodzinie. Czyż nie zastanawia nas to, że wszystkie środki ułatwionego życia, odrzucone przez ency­klikę „Humanae vitae”, ciągle dochodzą do głosu, czyniąc z człowieka istotę niemalże nierozumną? A dzieje się to w pogoni za szczęściem. Ci, którzy rozbi­jają rodzinę i porzucają dzieci, tłumaczą się: „Przecież ja też mam prawo do szczęścia”. Słyszałem w tych dniach o matce, która zostawiła męża i dzieci i poszła w świat. Bywają, nieste­ty, takie zdarzenia – „mam prawo do szczęścia…” Ale czy możliwe jest szczęście, gdy na dnie dążenia człowieka leży pogwałcenie prawa Bożego, własnego ładu rozumu, woli i serca? Dlatego też tacy ludzie, szukający własnego szczę­ścia, skłóceni są z własnym sumieniem i nigdy tego szczęścia nie znajdują. Gdy idzie o ilość rozbitych rodzin, to wydaje się, że sytu­acja jest dziś lepsza niż za czasów saskich i za czasów sejmu grodzieńskiego. Znamienny jest fakt, że obecnie ośrodkiem, gdzie najwięcej jest rozbitych małżeństw, są niestety rodziny inteligenckie. Szczególnie trudna jest sytuacja inteligencji specjalistycznej, gdzie zadania i obowiązki zawodowe, praca choćby najszlachetniejsza, rozbijają rodzinę. I już później nie ma serca męża dla żony, matki dla dzieci i dla ogniska domo­wego. To jest wielkie nieszczęście, taka tragedia naszego Na­rodu, że można ustawić ją w rzędzie bolesnych przyczyn, składających się na aktualną sytuację naszego życia. Może wyliczając najrozmaitsze przyczyny tak zwanego kryzysu na­szego bytowania narodowego, gospodarczego i polityczne­go, pomijamy ten element. A jednak jest on niezmiernie istotny w życiu naszej Ojczyzny.

 

Sumienie narodowe

Człowiek wychowany przez rodzinę, wchodzi do życia społecznego, do serca życia narodowego. I tutaj znowu do­tykamy problemu wartości wychowania rodzinnego i religij­nego. Im człowiek jest lepiej ukształtowany w swojej osobo­wości przez życie rodzinne i pracę Kościoła, tym spokojniej wchodzi w głębię życia narodu i tym użyteczniejszy jest dla wspólnoty narodowej. Ogromne bogactwo tej wspólnoty stanowią dobra odzie­dziczone, takie jak ziemia czy kultura narodowa. Mówimy o ziemi nie tylko w sensie gleby. Mówimy o ziemi ojczystej, rodzimej, na której pokolenia całe wypracowały to środowi­sko kulturalne, w którym żyjemy. Ziemia ojczysta to język, mowa, literatura, sztuka, kultura twórcza, kultura obyczajo­wa, kultura religijna. To jest ziemia. Gdy nam przypomina mądrość Boża: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (por. Rdz l, 28), chciejmy pamiętać, że w sumieniu narodowym doniosłe znaczenie ma nasz stosunek do tych dóbr odziedziczonych przez nas. Wypracowały je pokolenia całego milenium, po­kolenia, które żyły przed nami i „uprawiały” tę ziemię nie tyl­ko w sensie rolniczym, ale w sensie rodzimej i narodowej kultury. Glebę uprawia się bowiem nie tylko przez nawóz, ale przez miłość – przez wielką miłość do ziemi ojczystej i cło wszystkiego, co ją stanowi. Dlatego człowiek odnosi się z ogromnym szacunkiem do swojej przeszłości, stara się ją poznać, ocenić, zrozu­mieć, uważa ją za swoje własne dziedzictwo, którego zdra­dzić nie wolno. Trzeba się tego dziedzictwa trzymać sercem i pazurami, jak trzymał się go ongiś Drzymała, czy reymontowski Boryna, umierający na swych zagonach jak trzyma się żołnierz w okopie, lekarz przy łóżku konającego, kapłan wśród nędzy, siwiejący mąż nauki przy swoim biurku zawa­lonym papierami, górnik na dnie kopalni, hutnik, stocznio­wiec, każdy uczciwy człowiek, kierujący się prawym sumie­niem i dobrą wolą. W ten sposób, Najmilsi, powstaje świa­domość służby społecznej i kształtuje się więź wspólnoty narodowej – tak, iż nie czuję się wtedy kimś obcym w swo­jej Ojczyźnie. Wszystko nas interesuje, wszystko jest dla nas cenne i drogie. Jakże ważna jest świadomość, że jesteśmy na służbie te­mu narodowi, który przez całe wieki przygotowywał nam ojczystą ziemię, na której wypadło nam dzisiaj żyć. Jeste­śmy z tym narodem tak związani, że nic zrywamy z nim wspólnoty. Owszem, mamy wolę zachowania bytu narodo­wego. Obrona suwerenności Ojczyzny jest dla nas naka­zem moralnym. Nadto, mamy wolę świadczenia wszystkimi dobrami naszego własnego życia i kultury osobistej, aby i po nas została cząstka wszczepiona w uprawę gleby ojczy­stej, której oddamy ostatecznie i nasze ciało, ażeby ziemia wywdzięczyła się nam kiedyś w dniu Zmartwychwstania. Gdy mamy taką świadomość, wtedy kierujemy się dobrem narodu, możemy myśleć i mówić o dobru własnym – niewąt­pliwie, ale umiemy podporządkować je dobru wspólnemu. Tak często słyszymy zdanie: „Piękną i zaszczytną rzeczą jest umrzeć za Ojczyznę”. Jednakże trudniej jest niekiedy żyć dla Ojczyzny. Można w odruchu bohaterskim oddać ży­cie na polu walki, ale to trwa krótko. Większym nieraz boha­terstwem jest żyć, trwać, wytrzymać całe lata. Umarł w tych dniach w stolicy zasłużony profesor, o którym można po­wiedzieć, że trwał aż do końca i wytrwał, wypełnił zadanie. Przypisują mu wielkie zasługi w dziedzinie stworzenia pol­skiej archeologii. Oto wskazanie i dla nas – wytrwać, żyć dla Ojczyzny, nabrać zaufania do niej i gotowości oddania jej wszystkiego z siebie, to jest najważniejszy nasz obowiązek wobec Ojczyzny. Potrzeba nam potężnej woli organizowania wszystkich sił rodzimych, ojczystych, by się nie oglądać na prawo i lewo, by nie poddawać się pokusie nowej Targowicy, skądkolwiek by ona miała przyjść. Jesteśmy u siebie, w swo­jej Ojczyźnie, gospodarzymy olbrzymimi dobrami, które na­ród posiada mamy do nich zaufanie, chcemy, aby procento­wały na naszej ziemi. Oto jest sumienie narodowe. Jak trudno jest niekiedy odszukać w sobie te wszystkie elementy na raz. Ale cała wytrwała wola człowieka, pragnie­nie służenia – Ojczyźnie, rodzinie, braciom i Bogu, składa się w nas na to sumienie narodowe, które wymaga dziś od nas jakiegoś rachunku i nowej nadziei, nie tylko w skali oso­bistej, ale i społecznej.

 

Sumienie obywatelsko – polityczne

Jasna rzecz, że sumienie obywatelsko – polityczne nie powstaje gdzieś na skale, nie spada z nieba, ale wypracowuje się w osobie ludzkiej, w człowieku, w istocie rozumnej, wolnej i miłującej, wychowanej w rodzinie, posiadającej odpowiednie walory obywatelskie, społeczne, kulturalne, zawodowe, oraz zrozumienie, że „bonum reipublicae suprema lex esto” – „dobro Rzeczypospolitej jest dobrem najwyższym”. Co to znaczy „bonum reipublicae?” – To znaczy dobro obywateli, dobro każdego człowieka w Ojczyźnie, w naro­dzie i państwie. To znaczy też – prawa obywateli, o których tak często mówiliśmy. Przypomnę choćby to, co było powie­dziane przed rokiem właśnie z tej ambony, także w dniu 6 stycznia. Dobro obywateli – to takie ukierunkowanie na człowieka, by go ukochać. Ojciec święty powiedział, że cały Kościół jest ukierunkowany na człowieka. I nie może być inaczej, bo sam Chrystus jest ukierunkowany na człowieka – „dla nas lu­dzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba (…) i stał się czło­wiekiem”. Prymat człowieka – to postawa wszystkich zobowiązują­ca. W tym ogromnym „bogatym złożu narodowym”, jakim jest naród polski, każdy człowiek musi być ukochany. I to nie tylko uczuciowo i nastrojowo, ale czynnie, w służbie, w go­towości niesienia pomocy. To jest właśnie to „bonum reipu­blicae”. Ono nie wisi gdzieś w powietrzu. „Dobro Rzeczy­pospolitej” jest w Was, Dzieci Boże, w każdym z Was – w twojej żonie, w twoim mężu, w twoim synu czy córce, w tych maleństwach, które patrzą na Ciebie ufnymi oczyma. A iluż ludzi, nie tylko niemowląt i dzieci, patrzy na nas tak ufnie! Czy możemy ich zawieść? To zobowiązuje nas wszyst­kich. Straszne słowa można wyczytać we wspomnianym Orę­dziu Ojca świętego Jana Pawła II na „Dzień Pokoju”. Ten przerażający dokument został ogłoszony w naszej prasie. Dlaczego przerażający? Bo wykazuje, że wiek XIX i XX przyczyniły się do tego, iż rozwinęła się nieufność do czło­wieka. Największym wrogiem stał się obywatel. Dlaczego tak się dzieje? Bo obywatel został okradziony ze swoich praw i zniechęcony do pełnienia obowiązków. Dlatego powstały państwa tyranów. Szczególnie wiek XX stał się przedziwną scenerią powstawania i upadania państw tyrańskich, które można nazwać zorganizowanym więzieniem. Orędzie przypomina: Władza jest służbą, władanie to znaczy służenie. Pierwsza miłość władcy – to miłość ku tym, nad którym władzę sprawuje. Gdyby tak było, gdyby ta wiel­ka prawda chrześcijańska nareszcie weszła w życie, gdyby władza była moralna, gdyby zasady rządzenia kierowały się etyką chrześcijańską, jakże inaczej wyglądałoby życie i współżycie, praca i współpraca. Tymczasem staliśmy się świadkami działania tylu państw tyrańskich, gdzie mowa do obywatela wyraża się w tonie prokuratorsko – policyjnym. Ileż jeszcze i dziś jest więzień, z których można by wypuścić pra­wie wszystkich ludzi bez orzeczeń sądu, bo cierpią tam za ta­kie czy inne poglądy bądź przekonania polityczne, za takie czy inne spojrzenie na życie i funkcjonowanie społeczności. W ilu państwach dzieje się to właśnie aktualnie, dziś! Czytałem niedawno książkę Polki, która wzięta do więzie­nia i wywieziona z kraju w roku 1940, wróciła do Ojczyzny dopiero w roku 1956. Na szczęście odnalazła swoje dzieci, z którymi razem ją wywieziono. Ale odnalazła je nie w Oj­czyźnie, l pytanie – dlaczego? Dlaczego? W imię jakiego przestępstwa? Mój towarzysz więzienny, skazany na 10 lat, otrzymał od swojego stryja z Ameryki list z zapytaniem: Powiedz mi, coś ty takiego zrobił, że jesteś skazany na tyle lat?… I co miał od­powiedzieć? – Że inaczej myślał, że gorliwie pracował, że służył młodzieży? Co miał powiedzieć? Władza nie może być tyranem, a państwo nie może być zorganizowanym więzieniem. Musi się wypracowywać su­mienie obywatelsko – polityczne. Wtedy człowiek wie, że ma swoje obowiązki w Ojczyźnie, w narodzie i w państwie, bo i jemu służy naród i państwo. Podobnie jak ma obowiązki w Kościele, bo i Kościół mu służy. Mówimy tyle o tak zwanej demokratyzacji życia. Miałbym odwagę powiedzieć: Jeżeli demokratyzacja życia zatrzymała się na pierwszym elemencie tego słowa „demos” i udręczyła człowieka, to dzisiaj trzeba mówić raczej o humanizacji życia, zgodnie z Ewangelią. W Credo mówimy o Chrystusie: „Propter nos homines et propter nostram salutem descendit de coelis (…) et homo factus est” – „dla nas ludzi i dla nasze­go zbawienia zstąpił z nieba (…) i stał się człowiekiem”. Jego gorącym pragnieniem jest, aby każde dziecko Boże stało się w pełni człowiekiem. Sprawiają to osobiste właściwości człowieka, dary rozumu, woli i serca, pomaga też wychowa­nie, przygotowanie do życia – to, co człowiek bierze z rodziny, z narodu, z pracy zawodowej i z dobrze zorganizowane­go życia państwowego. To wszystko nam pomaga, aby zgod­nie z programem Chrystusa, każdy z nas stał się człowie­kiem. A więc humanizacja życia: życia naszego osobistego – wybaczcie, że powtarzam – humanizacja życia rodzinnego, domowego, humanizacja wychowania, humanizacja naszego życia narodowego, zawodowego i politycznego. Takiej oto światłości oczekujemy i wołamy tak, jak wołał prorok nad Jerozolimą – „Surge, illuminare Ierusalem, quia venit lumen tuum”. Powiem w zastosowaniu do nas: „Wstań i oświeć się, Warszawo, bo przyszła światłość Twoja!” To jest Epifania roku 1981 w Warszawie, w Polsce. Niech umocni się w nas wrażliwość na sumienie zawodowe, polityczne. A wtedy nastąpi odnowa. Zależy ona od każdego z nas. Niech Dobry Bóg, Najmilsze Dzieci Boże, w tym No­wym Roku pielęgnuje w Was tę nadzieję i niech jej sprzyja wasza dobra wola, wasze serce i umysł, całe życie rodzinne i narodowe. To są życzenia waszego biskupa, które składa on każde­mu z Was tu obecnych i waszym rodzinom oraz całej Oj­czyźnie i Państwu.

Amen.

Bazylika Archikatedralna św. Jana Warszawa, 6.1.1981 r.

 

Przemówienie zostało opublikowane w naszym miesięczniku nr 6/2015.

[bsa_pro_ad_space id=4]