Autor: Wojciech Turek
Zagadnienie wymiany elit intelektualnych i elit władzy w Polsce, a ściślej mówiąc procesu fizycznego wyniszczenia dotychczasowej warstwy przywódczej przez okupantów Polski w latach 1939-1945 i zastąpienia jej nową, narzuconą wskutek zastosowania zewnętrznej przemocy przez Związek Sowiecki – jest relatywnie dobrze znane. Istnieją publikacje w języku polskim, opisujące nie tylko sam proces, ale również jego długofalowe konsekwencje – symbolicznie zamknięte w ramy chronologiczne od marca 1968 do czerwca 1989 roku. Natomiast problem przemian zachodzących w obrębie elit intelektualnych i elit władzy po 1989 roku wciąż jeszcze nie jest rozpoznany naukowo i zasługuje na podjęcie szczegółowych badań.
I.
Zacząć należy od wyjaśnienia pewnego nieporozumienia. W literaturze polemicznej istnieje pogląd, że istotę konfliktu pomiędzy elitami a społeczeństwem w Polsce po 1945 roku, można sprowadzić do konfliktu między żydowską mniejszością a polską większością. Sformułowanie brzmi efektownie, ale nie odpowiada rzeczywistym faktom.[1] Po pierwsze, nie jest prawdziwe ogólne stwierdzenie, że Żydzi objęli w Polsce kierownicze stanowiska. Wprawdzie Żydzi z pochodzenia rzeczywiście stanowili znaczący odsetek nowej elity władzy, ustanowionej w Polsce w wyniku zastosowania fizycznej przemocy, jednakże nie odpowiada prawdzie sugestia, jakoby Żydzi w ogóle, w tym również w Polsce, en bloc sprzyjali władzy komunistycznej i dlatego to oni, a nie „prości Polacy” objęli władzę. Wielu obywateli polskich pochodzenia żydowskiego znajdowało się w elicie rządzącej Polską jeszcze przed 1939 rokiem. Ci ludzie dzielili losy całej elity przedwojennej, to znaczy emigrowali bądź ginęli w wyniku terroru zastosowanego przez okupantów. Nie byli zwolennikami komunizmu, ani tym bardziej podporządkowania Polski zwierzchnictwu Związku Sowieckiego. Następnie, w pierwszych latach po 1945 roku, większość Żydów, która przeżyła wojnę, ale była – z różnych przyczyn – niechętnie nastawiona do komunizmu, opuściła Polskę. Rządzący komuniści pozbawiali własności nie tylko „Polaków-katolików”, ale również zamożnych obywateli pochodzenia żydowskiego (Żydów). Wprawdzie osoby pochodzenia żydowskiego stanowiły, powtórzmy, znaczący odsetek działaczy komunistycznych, ale stanowiły zarazem jedynie niewielką mniejszość ogółu ludności żydowskiej, a ponadto zdecydowanie odcinały się od swych żydowskich korzeni, czyli od żydowskiej większości. Gruntowne wyjaśnienie tego paradoksalnego zjawiska, z pewnością przysłużyłoby się poprawie wizerunku Polaków w środowiskach żydowskich. Okazałoby się bowiem, że po 1945 roku Polacy walczący z elitą komunistyczną, w gruncie rzeczy walczyli z odszczepieńcami, którzy wyrzekali się dziedzictwa swych żydowskich (również polskich) przodków. Trudno nazwać taką postawę Polaków: antysemityzmem, ponieważ ci, którzy rzeczywiście uważali się za Żydów, w zdecydowanej większości nie mieli nic wspólnego z komunizmem i w tym okresie znajdowali się poza Polską.
Dla zrozumienia, czym była nowa elita, ukształtowana w Polsce po 1945 roku, wiele interesujących konstatacji wnosi książka Jaffa Schatza The Generation: The Rise and Fall of the Jewish Communists of Poland (Berkeley 1991).[2] Nie wchodząc w szczegółowe rozważania na temat późniejszego procesu odsuwania jej od władzy w latach 1956-1968, najważniejsze w przytoczonej wyżej książce jest ustalenie sformułowane przez Schatza, że generacja żydowskich komunistów przeszła znamienną ewolucję: od początkowego wypierania się w okresie II Rzeczypospolitej swych żydowskich korzeni i wyznawania „internacjonalnego” światopoglądu komunistycznego, przez stopniowe rozczarowanie ideałami marksistowskimi i rosnącą fascynację liberalizmem, a w końcowej fazie transformacji – powrót do żydowskiej świadomości narodowej. Schatz stawia tezę, że członkowie elity przywódczej będący pochodzenia żydowskiego, zostali w 1967 roku postawieni przed koniecznością dokonania wyboru: albo komunizm albo syjonizm. Większość, przynajmniej jeśli chodzi o tych, którzy po 1968 roku wyjechali z Polski, wybrała: syjonizm. Jeśli ten proces, opisany przez Schatza, rzeczywiście znajdzie potwierdzenie w toku szczegółowych naukowych analiz, jego konsekwencje będą miały kapitalne znaczenie dla dalszych rozważań nad zagadnieniem kształtowania się współczesnej elity w Polsce.
Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu aby zrozumieć, jakie są wnioski wynikające z tezy, zaprezentowanej przez Schatza. Zgodnie z wywodem Schatza, mamy w Polsce po 1956 roku do czynienia z procesem osmozy o szczególnym przebiegu. Zazwyczaj proces wymiany elit przebiega w ten sposób, że pomimo stałego lub okresowego dopływu nowych czynników, wcześniej czy później w elicie przywódczej następuje powrót do status quo ante. Wprawdzie nowy element nierzadko stanowi czynnik „obcy”, niekiedy nawet doprowadzający do sytuacji, w której elita wyraźnie odróżnia się od większości społeczeństwa, jednak po upływie kilkunastu-kilkudziesięciu lat, dokonuje się proces ponownej reintegracji elity z istniejącym społeczeństwem. Znakomity przykład takiego procesu obserwujemy w dziejach Irlandii, gdzie potomkowie przedstawicieli nowej elity, narzucanej Irlandczykom w wyniku podboju ich kraju przez Anglię, po upływie kilkudziesięciu lat, zamiast wspierać interesy Londynu, sami stawali na czele Irlandczyków, walczących o wolność swego kraju. Mogło się wydawać, że z podobnym procesem mieliśmy do czynienia w Polsce: elita odsunięta od władzy w latach 1956-1968, wysunęła się na czoło opozycji „demokratycznej”, dążącej do odsunięcia rządzących komunistów od władzy, a przynajmniej do zreformowania państwa w celu jego „unarodowienia”. Zakończony w czerwcu 1989 roku sukcesem powrót do władzy elity, ostatecznie odsuniętej od wpływów politycznych w 1968 roku – wbrew oczekiwaniom nie doprowadził jednak do jej pełnej integracji ze społeczeństwem. Przebieg wydarzeń po 1989 roku pośrednio potwierdza ustalenia dokonane przez Schatza, ponieważ przedstawiciele nowej elity rządzącej, pomimo osiągnięcia celu, w postaci powrotu do – utraconej w 1968 roku – władzy politycznej, nie byli zainteresowani pełną reintegracją ze społeczeństwem (narodem polskim). Wprost przeciwnie, doprowadzili do ponownego zjednoczenia skłóconych ze sobą od 1956 roku dwóch postkomunistycznych obozów politycznych. Zachowując pozycję elity intelektualnej i elity władzy, nie spełniają jednak funkcji elity narodowej. W rezultacie, po upływie 70 lat, elita rządząca Polską nie tylko w dalszym ciągu wywodzi swój rodowód z przewrotu dokonanego w 1945 roku, ale ponadto – funkcjonując w ustroju demokratycznym – w umiejętny sposób potrafi utrzymać władzę nad społeczeństwem, z którym się nie identyfikuje, i z którym nie zamierza się integrować.
II.
Zarysowany powyżej obraz jest uproszczony. Uwzględnia jedynie transformację, dokonującą się w elicie dominującej w Polsce od 1945 roku. Tymczasem, w wyniku demontażu ustroju komunistycznego w 1989 roku i zalegalizowania opozycji niekomunistycznej (antykomunistycznej), zaistniała – przynajmniej w teorii – możliwość dopływu nowych elementów do obozu władzy, a nawet wyrugowania elit postkomunistycznych (wywodzących się z elity ukształtowanej po 1945 roku) i zastąpienia ich nową elitą, wyłonioną oddolnie przez naród, i wobec tego, nie mającą żadnych problemów ze spełnianiem funkcji elity narodowej. W kolejnych latach podejmowano wiele prób przebudowy odziedziczonego po komunistach państwa i jego struktur. Upraszczając i uogólniając, nie doprowadziły one do wymiany elity. Dotychczasowa elita, uformowana w wyniku przewrotu dokonanego w 1945 roku, zachowała w 2015 roku dominującą pozycję, jakkolwiek została w znaczącym (trudno powiedzieć jak znacznym) stopniu uzupełniona po 1968 i po 1989 roku nowymi ludźmi, wywodzącymi się wprost ze społeczeństwa polskiego.
Powstaje pytanie, dlaczego większość społeczeństwa nie potrafiła wyłonić w demokratycznych (nolens volens) wyborach, nowej elity, która odsunęłaby od stanowisk przedstawicieli elity narzuconej Polakom w 1945 roku, a – co najgorsze – elity, która pomimo upływu 70 lat, nie zintegrowała się ze społeczeństwem. Jej jedna część, jeśli prawdziwe są ustalenia dokonane przez Schatza (innych ustaleń naukowych zagadnienia elit powojennych nie ma!), przeszła ewolucję od kosmopolitycznego komunizmu do syjonizmu.[3] Jej druga część, sprawująca władzę do 1989 roku, a także w latach 1993-1997 oraz 2001-2005, pomimo, że w latach 60. XX wieku i później, ewoluowała w kierunku reintegracji z narodem polskim, jednak po 1989 roku, zagrożona przez środowiska radykalnie antykomunistyczne, wybrała opcję demoliberalną i spolegliwość wobec mocarstw zachodnich czy też czynników zewnętrznych. Tak ukształtowany układ, składający się z dwóch środowisk, zdołał utrzymać dominującą pozycję w Polsce, skutecznie poszerzając swą bazę, dzięki sukcesywnemu wchłanianiu (kooptacji) nowych ludzi, wywodzących się ze społeczeństwa polskiego. Kooptacja nie objęła jednak ani dorobku ani ludzi związanych z emigracją niepodległościową. Nie objęła również spadkobierców elit przedwojennych.
Najważniejszym czynnikiem, ułatwiającym zakonserwowanie 70 letniego status quo , pomimo zasadniczej przemiany ustrojowo-politycznej i gospodarczej około 1989 roku – był brak realnej alternatywy. I tu przejdziemy do analizy procesów, zachodzących po 1989 roku, w szczególności zaś rozpatrzenia problemu przyczyn niedowładu elit, które mogły (teoretycznie: powinny) wyłonić się w oddolnym procesie. W okresie powojennym jedyną organizacją niezależną od rządzących komunistów był Kościół katolicki, jednak jego przywódca, prymas Stefan Wyszyński świadomie zrezygnował z formowania elit, uznając że nie istnieją do tego odpowiednie warunki. Zważywszy późniejsze dzieje środowisk intelektualistów katolickich, skupionych wokół „Tygodnika Powszechnego”, „Więzi”, czy „Znaku”, rzeczywiście, Prymas nie pomylił się. Dopiero powstanie opozycji antykomunistycznej po 1976 roku, a w szerszej skali powstanie „Solidarności” w 1980 roku, wytworzyło przestrzeń, w której można było rozpocząć pracę nad odbudową niezależnych od komunistów, alternatywnych elit opiniotwórczych, w przyszłości również elit władzy. Trzeba powiedzie, że praca nad alternatywnym programem i kształtowaniem ludzi przygotowanych do pełnienia odpowiedzialnych funkcji, była wykonywana chaotycznie i bez należytej wytrwałości, bez długofalowego planu gry. „Solidarność” była wielkim ruchem, kierowanym przez marnych przywódców. Rozziew między genialną koncepcją pokojowego dążenia do emancypacji narodu w warunkach podziału świata na dwa bloki i przyporządkowania Polski blokowi sowieckiemu, a małością większości przywódców związkowych, którzy nie rozumieli, o co naprawdę toczy się gra i nie sprostali wyzwaniom trudnych czasów – tłumaczy, dlaczego „Solidarność” w 1989 roku odniosła tzw. „pyrrusowe” zwycięstwo. Naród odzyskał prawo głosu, a następnie Polska uzyskała status państwa niepodległego, jednak rządy w Polsce nie przeszły w ręce nowej, oddolnie wyłonionej elity. Władzę sprawuje elita, która wie, po co ją sprawuje. Przywódcy „Solidarności” nie rozumieli do czego dążą, poza „obaleniem komunizmu”. Antykomunistyczne hasła zastąpiły program i przygotowania do budowy prawdziwej, „naszej” Polski. Ale ogólnikowe hasła to za mało, by kreować rzeczywiste zmiany. Władzę nadal sprawowały środowiska, które miały wizję utrzymania się u władzy wbrew woli i ponad społeczeństwem. W rezultacie również politykę, realizowaną w Polsce po 1989 roku, jedynie w ograniczonym, czy też warunkowym zakresie można uznać za „politykę polską”.
Środowiska narodowe usiłujące w latach 90. XX wieku i w pierwszej dekadzie XXI wieku, odbudować autentyczne elity, to znaczy elity wyrastające ze społeczeństwa i poczuwające się do obowiązku pracy na jego rzecz, poniosły porażkę, by nie powiedzieć klęskę. Dotyczy to zarówno Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego jak Ligi Polskich Rodzin. Popełnione zostały liczne błędy, nie jest jednak moją rolą ich publiczne wskazywanie, ani personalne rozliczanie kogokolwiek. Trzeba natomiast w tym miejscu powiedzieć o zasadniczych przyczynach niepowodzeń, o tym, co spowodowało, że elity polskie nie przejęły w Polsce steru rządu, ani nie objęły tzw. „rządu dusz”. Brak programu i brak alternatywnej wizji (zaniechanie lub zaniedbanie pracy formacyjnej) skutkował tym, że inni stworzyli dominującą narrację polityczną.
W latach 1989-2015 środowiska aspirujące do pełnienia roli elity w Polsce popełniły strategiczne błędy (taktycznymi nie będę się zajmował). Fundamentalnym błędem było bezkrytyczne (zbyt mało krytyczne) oparcie naszej polityki zagranicznej na orientacji prozachodniej. Tego błędu nie uniknęła nawet antyunijna LPR, która pokładała nadzieje w Stanach Zjednoczonych. Tymczasem, jak zauważył niedawno Marek Jurek: „Narody, które walczyły z komunizmem, ze zdumieniem patrzą, jak Europa porzuca wartości cywilizacji europejskiej, której broniliśmy”. Słowa te, dotyczą również Stanów Zjednoczonych, które – mam nadzieję – Jurek przeoczył jedynie przez roztargnienie. Partia polskiego interesu narodowego nie ma obecnie na Zachodzie (mowa o rządach i dominujących elitach) sprzymierzeńców. Pozwolę sobie na jedną osobistą dygresję. Piszę o powyższym błędzie z ogromnym smutkiem, ponieważ sam przez wiele lat ulegałem złudzeniu, że po upadku komunizmu na Zachodzie nastąpi „konserwatywne przebudzenie”, a polityka zachodnia, po rozpadzie imperium sowieckiego, będzie stała na straży cywilizowanego ładu i wartości naszej cywilizacji.
Drugim błędem, było i jest fałszowanie naszej własnej przeszłości i niedostrzeganie zmian zachodzących wokół nas. Antykomunistyczna egzaltacja, czy też triumfalizm, spowodowały, że zaczęliśmy postrzegać zagadnienie komunizmu w kategoriach absolutnego Zła, wszechogarniającego i nadal aktualnego Apokaliptycznego Zagrożenia. Ulegliśmy złudzeniu, że najważniejszym problemem stojącym przed Polakami jest przeprowadzenie lustracji, czyli ujawnienie ludzi, współpracujących z tajnymi służbami Polski Ludowej. Fałszowanie własnej historii polega na trwającej od kilkunastu lat akcji gloryfikacji wszystkich osób zwalczających zbrojnie komunizm i przypisywaniu im samych szczytnych intencji. Podkreślam, że nie krytykuję uprawnionego dążenia do poznania zniekształcanej prawdy o walce oddziałów antykomunistycznych, lecz odrzucam bezkrytyczną apologię tejże. Bezmyślny kult powstań i walk zbrojnych prowadzących do samozagłady narodu, już wielokrotnie w przeszłości wyrządzał sprawie polskiej olbrzymie szkody, niekiedy straty niemożliwe do naprawienia. Roman Dmowski wyprowadził politykę polską z tego bagna bezmyślnego chciejstwa i przez kilkadziesiąt lat po jego śmierci, ustalony przez niego kanon myślenia o polityce, realizowali w praktyce wybitni Polacy, niekoniecznie związani z ruchem narodowym, jak chociażby Wielki Zapomniany, wspomniany już prymas Wyszyński. Teraz, rękami historyków Instytutu Pamięci Narodowej, następuje ostateczne roztrwonienie dzieła Dmowskiego, a największą ironią losu jest, że gorliwymi wielbicielami „żołnierzy wyklętych” są młodzi ludzie, uważający się za spadkobierców Obozu Narodowego. Kult antykomunistycznych partyzantów niepotrzebnie dzieli Polaków na tych, którzy dla Polski walczyli i tych, którzy dla niej pracowali. Ignoruje fundamentalny fakt, że Polska odzyskała w 1989 roku niepodległy byt i samostanowienie dzięki polityce kompromisu, a nie ślepej walce, bez względu na szanse zwycięstwa. A to, że nie potrafiliśmy w 1989 roku wykorzystać odniesionego zwycięstwa oznacza, że nie potrafimy budować silnego i wielkiego państwa, choć może potrafimy czasami pięknie ginąć w beznadziejnych walkach. Koncentrowanie się na zwalczaniu „wiecznego” komunizmu ma również taki skutek, że odwraca naszą uwagę od rzeczywistych zagrożeń i odzwyczaja nas od obserwowania zmieniającego się świata. Sterowanie ludźmi za pomocą umiejętnie kreowanych „mitów” jest skutecznym narzędziem w rękach tych, którzy w sposób jawny nie mogliby zyskać poparcia większości społeczeństwa dla realizacji swych celów.
Skutkiem opisanego powyżej, nienormalnego rozdwojenia na elitę i społeczeństwo, była i jest wszechogarniająca dezintegracja społeczeństwa i struktur państwowych. Scenariusz, realizowany jest przez warstwę (chciałoby się rzec – jak w czasach komunizmu – nomenklaturę), skupiającą w swoich rękach pełnię władzy, natomiast większość społeczeństwa spełnia rolę taniej siły roboczej. Można odnieść wrażenie, że rządzący nie przejmują się przyszłością narodu i państwa polskiego. Z własnego wyboru nie są w nim zakorzenieni, pomimo upływu kilkudziesięciu lat, w trakcie których spełniali funkcję elity. W jakimś zakresie oczywiście troszczą się o należyte funkcjonowanie struktur, umożliwiających administrowanie quasi kolonią, jednakże problem realizacji interesu narodowego nie jest zagadnieniem spędzającym im sen z powiek. Skutecznym narzędziem, wykorzystywanym dla realizacji nadrzędnego celu, jakim jest utrzymanie władzy i płynących z niej profitów, był przez ostatnią dekadę dwupartyjny system. Obie rywalizujące ze sobą partie nie prowadziły merytorycznej dysputy, nie różnią się między sobą w najważniejszych kwestiach programowych. Istotę tego mechanizmu można sprowadzić do powiedzenia: tak rządzić, by – niezależnie od tego, która partia znajduje się u steru – nic nie ulegało zmianie. Obecnie ten system na naszych oczach rozsypuje się, co stwarza – po raz pierwszy od dziesięciu lat – szansę na zaistnienie realnej alternatywy, powstanie partii „Interesu Narodowego”, która podejmie zadanie przywrócenia Polski Polakom. Wielkie to zadanie: odbudowa naturalnych elit, wyrastających ze społeczeństwa, będących jego reprezentacją, a następnie doprowadzenie do tego, by przejęły stery rządów, odsuwając od wpływu na bieg spraw publicznych obecną elitę, a przynajmniej tę jej część, która nie tyle nie potrafi, co nie chce pracować dla Polski.
[1] Arturowi Sandauerowi przypisuje się następującą ocenę rzeczywistości polskiej po 1945 roku: „W czasie wojny zginęli prości Żydzi i wybitni Polacy. Uratowali się wybitni Żydzi i prości Polacy. Dzisiejsze społeczeństwo w Polsce to żydowska głowa nałożona na polski tułów”. Wprawdzie nie wskazuje się źródła powyższej wypowiedzi, jednak nie jest ona sprzeczna z wywodem zaprezentowanym przez Sandauera w eseju O sytuacji pisarza polskiego pochodzenia żydowskiego w XX wieku (rzecz, którą nie ja powinienem był napisać…), Warszawa 1982, gdzie podkreślał dominującą rolę twórców pochodzenia żydowskiego w literaturze polskiej okresu międzywojennego i wskazał, że te same osoby również po 1945 roku odgrywały ważną rolę w polskim życiu kulturalnym.
[2] Jest to jedna z nielicznych prac poświęconych zagadnieniu „żydowskiego komunizmu”, zob. również: Andre Gerrits, The Myth of Jewish Communism: A Historical Interpretation, Brussels 2009, s. 10.
[3] Może pojawić się zarzut, że popełniam nadużycie, ponieważ wśród przedstawicieli elit pochodzenia żydowskiego, byli również tacy, którzy poszli drogą asymilacji. Rzeczywiście, taki proces również występował, najlepszym przykładem takiej ewolucji jest Antoni Zambrowski. W moim tekście formułuję pewne tezy, mając świadomość, że problem elit w Polsce wymaga przeprowadzenia gruntownych analiz. Zamiast stawiać mi ewentualne zarzuty o nadużywanie pojęć, czy zniekształcanie obrazu rzeczywistości, warto po prostu zająć się –z naukowym warsztatem – tym złożonym zagadnieniem.