Wojna o pieniądz 4. Cisza przed burzą [odcinek 1]

0
1653
[bsa_pro_ad_space id=5]

Książka w języku polskim została wydana w 2018 roku przez Wydawnictwo Wektory, natomiast Song Hongbing ukończył ją w 2013 roku.

[bsa_pro_ad_space id=8]

Ta książka nie pozostawia złudzeń – wielki kryzys i załamanie opartej na dolarze światowej gospodarki, są nieuniknione. Współczesna aktywność gospodarcza nie jest wynikiem racjonalnych przesłanek, lecz niskich pragnień i instynktów, takich jak: chciwość, zawiść, pożądanie.

Z przedmowy:

Różnorodność i wielość poglądów na temat natury ludzkiego działania, życia społecznego i jego mechanizmów może wprawiać w osłupienie. Mnogość danych i chaotyczność ich prezentacji sprawia, że umykają nam często kwestie kluczowe. Objawy choroby mylone są z  jej prawdziwymi przyczynami, rzeczy powierzchowne przesłaniają to, co istotne i ukryte, co sprawia, że ostatecznie złudzenia i fikcja zastępują realność. W konsekwencji przyjmujemy fałszywe wyjaśnienia w miejsce prawdy.
Wszystkie te uwagi dotyczą w równej mierze wielu sfer życia społecznego, lecz przede wszystkim gospodarki. Minęło pięć lat od czasu zakończenia kryzysu finansowego z 2008 roku, wciąż jednak opinie na temat przyszłego rozwoju gospodarki światowej są skrajnie  podzielone. Czy amerykańska luźna polityka monetarna faktycznie nie przynosi rezultatów? Czy globalna nademisja pieniądza ostatecznie okaże się błogosławieństwem, czy katastrofą? Czy rynek finansowy stopniowo staje się coraz bardziej bezpieczny, czy też zagrożenie rośnie? Czy ożywienie gospodarcze jest trwałe, czy to tylko chwilowy rozbłysk?

Krótko mówiąc, podstawowe pytanie brzmi: czy świat wychodzi z niedawnej recesji, czy raczej z coraz większą prędkością osuwa się w otchłań kolejnego, jeszcze większego kryzysu? (…)

Od początków historii wszystkie działania, w które angażowała się ludzkość, zawsze ogniskowały się i rozwijały wokół dwóch podstawowych kwestii: pierwszą z nich jest tworzenie własności, drugą zaś podział własności, wszystko inne jest wtórne wobec tego. Bez względu na to, czy chodzi o tworzenie, czy podział własności, typowa dla ludzkiej natury chciwość jest od początku do końca źródłem energii. Zawarta w chciwości „miłość lenistwa i nienawiść wobec pracy” jest motorem napędowym rozwoju różnorodnych technik, mających na celu oszczędzanie wysiłków, redukcję czasu, obniżanie pracochłonności, zwiększanie poczucia zadowolenia, by w ten sposób wzmacniać rozwój sił produkcyjnych, powodując jeszcze szybsze tworzenie własności. Niestety, nieograniczone pożądanie często prowadzi do zagarniania cudzej własności podstępem lub siłą, rodzi spekulacje i oszustwa, a chęć szybkiego sukcesu i uzyskania natychmiastowych korzyści skutkuje marnotrawstwem i nieliczeniem się ze skutkami. Wszystko to prowadzi do wypaczenia podziału własności i bezproduktywnego spalania społecznej energii niezbędnej dla działalności gospodarczej. (…)

Polityka QE [Quantitative Easing – luzowanie ilościowe = dodruk pieniądza – przyp. red.] prowadzi do zalewu pieniądzem. Czy rzeczywiście stymuluje to wyjście z ekonomicznej recesji? Odpowiedź jest przecząca.

Polityka QE nie jest zdolna do uratowania realnej gospodarki, gdyż w istocie tani pieniądz nie pobudza wzrostu gospodarczego, lecz niszczy proces formowania kapitału. Pięcioletni okres stosowania polityki QU jest dowodem na jej porażkę, jednak nie jest łatwo ją porzucić i zmienić taktykę. Można powiedzieć, że w tej sytuacji nie ma dobrego rozwiązania. Wyjście z QE spowoduje wybuch wulkanu stóp procentowych, natomiast jej dalsza kontynuacja doprowadzi do czołowego zderzenia z górą lodową odkupu. U kresu obu tych dróg jest ponowny kryzys finansowy.

Stany Zjednoczone weszły już na tę niebezpieczną drogę, i kiedy mała grupka obywateli państwa odnosi gigantycznej korzyści, większość zaś ponosi tylko straty. Podstawową przyczyną takiej sytuacji jest nadmierna chciwość obecnej „arystokracji” oraz elity wielkich bogaczy, która doprowadziła do powstania trudnego do odwrócenia fatalnego trendu akumulacji własności, jednocześnie przyśpieszając nadejście stanu, w którym nie będzie już możliwe uwolnienie się od trudności ekonomicznych.



Z rozdziału I

12 kwietnia 2013 roku był najmroczniejszym dniem w historii złota.
Od początku roku ceny złota odnotowały szokujący spadek cen i nieprzerwanie z 1700 dolarów amerykańskich podążały w dół aż do 11 kwietnia, kiedy to stanęły na krawędzi głębokiej przepaści. 12 kwietnia o 8:30 rano czasu wschodnioamerykańskiego ceny złota zamrożono na poziomie 1542 dolarów i była to ostatnia chwila spokoju przed zbliżającą się burzą.

Dziwnym zbiegiem okoliczności 12 kwietnia 2013 roku wypadał w piątek, a kiedy tylko nastąpiło otwarcie rynku transakcji futures dla złota, to, w wyniku ciśnienia sięgającego zenitu, pojawiła się burza w postaci nagłej masowej wyprzedaży około stu ton złota, a nieprzygotowany na tę niespodziewaną okoliczność rynek zareagował długotrwałym, panicznym i gwałtownym spadkiem cen tego kruszcu. W ciągu następnych dwóch godzin niestabilny i spanikowany rynek zdołał na krótko odetchnąć. Pośrednicy i handlarze wydawali się  zdezorientowani, ponieważ nic nie zapowiadało tej katastrofy. Momentalnie zaczęły pojawiać się plotki i rozpoczęła się ogólna panika. Niemniej wielcy handlarze złotem nagle zniknęli z pola widzenia, a na rynek powrócił umiarkowany spokój.

Była to typowa cisza przed burzą, a złowieszcze przeczucie opanowało cały rynek.
O godzinie 10:30 wreszcie nadeszła prawdziwa katastrofa. Do sprzedaży wypłynęło 300 ton złota, co stanowiło 11 procent całkowitej ilości wydobycia złota na świecie w 2012 roku. Oszołomieni kupcy z przerażeniem skonstatowali, że nie mają już do czynienia z dziesięciometrową ogromną falą, ale z potężnym trzydziestometrowym tsunami. Wszystkich ogarnęło przerażenie i rozpoczęła się paniczna ucieczka aktywów. Sytuacja na rynku uległa nagłemu odwróceniu i zaczęto domagać się krótkoterminowej sprzedaży. (…)

Od Nowego Jorku po Londyn, od Singapuru po Hongkong, od Szanghaju po Tokio – wszędzie doszło do masowego pogromu inwestorów w złoto, a rynki złota poszczególnych państw zamieniły się w rwące rzeki.

Agencje prasowe na Wall Street z podnieceniem donosiły, że tendencja spadkowa na rynku złota jest niczym niekontrolowana równia pochyła, a krótka sprzedaż jest „niczym ostry nóż wchodzący w miękkie masło”.

15 kwietnia, czyli dwa miliony lat terroru

Załamał się rynek w Londynie, załamał się rynek amerykański, a informacje telewizyjne dotyczące spadku cen złota nie były już w stanie nadążyć za faktycznym spadkiem cen tego kruszcu. Oszołomiony świat obserwował, jak uważane przez bogatych za Arkę Noego złoto dzieli zaledwie kilka godzin od zatonięcia. Tego dnia, ceny złota na nowojorskim rynku transakcji futures dla złota spadły z 1501 dolarów w chwili zamknięcia rynku w piątek do 1361 dolarów, co oznaczało spadek o 140 dolarów, czyli 9,3 procent wartości i stanowiło rekordowy spadek w ciągu zaledwie jednego dnia odnotowany w ciągu ostatnich 30 lat.

„Chińskie cioteczki”kontratakują na Wall Street

16 kwietnia, w samym środku nawałnicy wywołanej gwałtownym spadkiem cen złota na rynkach, wybuchła kolejna burza.
Na całym świecie nabywcy fizycznego złota niemal jak na komendę rozpoczęli zakupy. Z impetem i bez żadnego ostrzeżenia przypuścili oni szturm na instytucje i banki we wszystkich większych miastach na całym świecie, co stanowiło ewenement niespotykany na świecie od przynajmniej pół wieku.

W Chinach kontynentalnych pierwszy ruch należał do „chińskich cioteczek”. Nie czytywały one wprawdzie „Wall Street Journal”, nie rozumiały także skomplikowanych diagramów obrazujących sytuację na nowojorskim rynku transakcji typu futures dla złota. Wiedziały tylko, że ceny złota idą w dół, a czyż można nie zrozumieć istoty sytuacji, gdy ceny mieszkań położonych przy trzeciej obwodnicy Pekinu spadły nagle z 50 000 juanów (za m2) do 30 000 juanów? Interesowało je tylko jedno: czy jest to opłacalne, czy nie, a nie czy w grę wchodzą kontrakty terminowe. Sposób myślenia przeciętnych obywateli był bardzo prosty: złoto jest więcej warte niż papier, a ziemia jest bardziej namacalna niż pieniądz. (…)

Sława „chińskich cioteczek” wywodzi się stąd, że w okresie największego ogólnoświatowego spadku cen złota oraz w samym środku kryzysu związanego z upadkiem rynku złota na świecie, wymiotły one całe zapasy fizycznego złota na terenie Chin kontynentalnych i Hongkongu, a tym samym zaszokowały nie tylko cały rynek finansowy, ale przede wszystkim grube ryby z Wall Street.

Londyńskie złoto: szlachetnie urodzone i prywatnie zmanierowane

Na początku XIX wieku Wielka Brytania jako pierwsza na świecie ustanowiła jednolity system standardu złota, zgodnie z którym wartość jednej uncji złota ustalono prawnie na trzy funty 17 szylingów i 10,5 pensa. Ogólnie rzecz ujmując, Bank Anglii zobowiązał się do skupu złota w każdej chwili i w każdej ilości po cenie trzech funtów 17 szylingów i dziewięciu pensów oraz do nieograniczonej dostawy złota na rynek po cenie trzech funtów 17 szylingów i 10,5 pensa za uncję. Bank Anglii był wówczas największym na świecie animatorem rynku na światowym rynku złota, a jego głównym zadaniem było utrzymanie cen złota na odpowiednim poziomie oraz zapewnienie bezpieczeństwa systemowi parytetu złota. (…)

Począwszy od XIX wieku Wielka Brytania, jako ojczyzna rewolucji przemysłowej, przy wykorzystaniu swojej potęgi morskiej w charakterze zabezpieczenia oraz potęgi finansowej w charakterze dźwigni, zdołała stworzyć imperium kolonialne na terenach Europy, Ameryki, Azji, Afryki i Oceanii, stając się tym samym monopolistą globalnych dostaw surowców i energii, posiadaczem imponującej sieci morskich kanałów handlowych, a także kontrolerem obiegu międzynarodowego kapitału. Złoto całego świata pochodzące z kopalń w Afryce Południowej, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Rosji, Brazylii i Australii było gromadzone w Londynie.

Bank Anglii, wykorzystując rezerwy złota jako fundament, wprowadził do powszechnego obiegu funta szterlinga, by w następnej kolejności zalać każdy zakątek światowego rynku brytyjskim kapitałem i brytyjskimi produktami przemysłowymi, a ostatecznie wymusić napływ jeszcze większej ilości złota do Londynu i tym samym oprowadzić do zamknięcia cyklu obrotu kapitału międzynarodowego właśnie w Londynie.

Klasyczny system złotej waluty położył solidne podwaliny pod brytyjską koniunkturę i światową gospodarczą hegemonię tego kraju aż do momentu, kiedy to wschodząca gospodarka Niemiec rzuciła wyzwanie brytyjskiemu modelowi ekonomicznego bogacenia się.

Wybuch I wojny światowej spowodował załamanie się systemu, w którym Londyn stanowił światowe centrum obrotu złotem, gdyż zaangażowane w wojnę kraje nie miały innego wyjścia, jak tylko czasowo wstrzymać wymianę pieniędzy papierowych i złota. W stanie wojny złoto pochodzące z Afryki Południowej i innych brytyjskich kolonii zostało bezpośrednio przypisane do skarbca Banku Anglii i zyskało status brytyjskich wojennych rezerw złota.

Po zakończeniu I wojny światowej, mimo militarnego zwycięstwa odniesionego nad Niemcami, brytyjska gospodarka otrzymała poważny cios i była osłabiona. W tym właśnie czasie europejskie złoto zaczęło masowo napływać do Stanów Zjednoczonych, doprowadzając tym samym do wzmocnienia amerykańskiej siły przemysłowej i finansowej. W tamtym okresie siła dolara wyraźnie już przewyższała siłę funta szterlinga. Mimo że wojna już się zakończyła, Wielka Brytania – która w czasie jej trwania wydrukowała mnóstwo pieniędzy – choć zdołała uniknąć inflacji, miała olbrzymi dług w dolarach, a jej status przedwojennego kredytodawcy Stanów Zjednoczonych zmienił się w status powojennego amerykańskiego dłużnika. Nowy Jork zawłaszczył pozycję Londynu jako światowego centrum finansowego, a pozycja funta szterlinga jako dominującej waluty światowej została zajęta przez amerykańskiego dolara.

Brytyjska potęga finansowa otrzymała potężny cios, który uniemożliwił przywrócenie uprzedniego systemu waluty złotej funtowi brytyjskiemu, a wypracowany przez Wielką Brytanię na przestrzeni setek lat system handlu międzynarodowego oraz porządek świata pogrążyły się w poważnym chaosie. Świat wyraźnie dostrzegał słabość funta szterlinga, równie wyraźnie widać było rosnącą siłę amerykańskiego dolara.

W 1913 roku, przed wybuchem wojny, wartość rezerw złota posiadanych przez cztery największe gospodarki światowe, a więc Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Niemcy i Francję, wynosiła pięć miliardów dolarów, przy czym rezerwy o wartości dwóch miliardów należały do Stanów Zjednoczonych, Wielka Brytania posiadała rezerwy złota o wartości 800 milionów dolarów, Niemcy o wartości 1 miliarda, a Francja 1,2 miliarda dolarów. Z kolei po wojnie łączna wartość rezerw w złocie, jaką dysponowały cztery największe światowe gospodarki wynosiła sześć miliardów dolarów, z czego rezerwy Stanów Zjednoczonych warte 4,5 miliarda dolarów pięciokrotnie przekraczały wartość rezerw brytyjskich i zostawiały konkurencję daleko w tyle. Niemniej Imperium Brytyjskie nie było w stanie z dnia na dzień zmienić swojej mentalności zwierzchnika i dostosować się do panujących warunków, a Bank Anglii forsował wycenę złota w oparciu o funta szterlinga, chociaż deprecjacja brytyjskiej waluty była wyraźnie zauważalna na tle rosnącej siły amerykańskiego dolara. (…)

Było oczywiste, że jeśli chodzi o finanse i złoto, na rynku londyńskim nikt nie mógł dorównać pozycją rodzinie Rothschildów. W ten sposób, otrzymawszy wspólne wsparcie ze strony krajów produkujących złoto i pośredników w obrocie złotem, rodzina Rothschildów, zwoławszy pięć najpotężniejszych londyńskich klanów zajmujących się handlem złotym kruszcem, 12 września 1919 roku po raz pierwszy doprowadziła do „londyńskiej wyceny złota”.(…)

Rothschildowie zdominowali wycenę złota na londyńskim rynku aż do 2004 roku. Właśnie wtedy nagle z własnej inicjatywy ogłosili, że rezygnują z władzy w zakresie ustalania cen złota, a powodem tej decyzji miała być rzekoma nieopłacalność rynku złota. Trzeba wiedzieć, ze dzienny wolumen transakcji obrotowych na rynku złota sięga tysięcy ton, zaś roczny oscyluje blisko miliona ton, co oznacza, że wartość tych transakcji wycenić można na około 20 bilionów dolarów amerykańskich. Władza nad ceną złota jest równa władzy proroczej – handlarze regularnie uczestniczący w transakcjach na rynku złota byliby gotowi zapłacić krocie za posiadanie informacji o cenie złota o milisekundę szybciej niż konkurenci, a czyż rodzina Rothschildów nie miała tej „proroczej” wiedzy dużo wcześniej aniżeli tylko jedną milisekundę? Dobrowolne oddanie tak wielkiej władzy, o której inni nie mogli nawet pomarzyć, oznaczać może tylko, że ogrom władzy będącej w rękach Rothschildów pozostaje poza wyobrażeniami zwykłych śmiertelników. (…)

Wnioski z rozdziału I

Ciemność tuż przed nadejściem świtu skutecznie odbiera ludziom nadzieję, ale w ciemności zawsze rodzi się świt.

W 2013 roku rząd USA wraz z potentatami z Wall Street przeprowadził zmasowany atak na rynek złota, niespotykany od 30 lat. Sytuacja ta ma drugie dno, atak ten bowiem oznacza, że strach rynków dolarowych przed złotem osiągnął poziom najwyższy od 30 lat. Słabnąca wiara w dolara jest prawdziwym powodem uderzenia w złoto.

Zgodnie z tym, co powiedział Craig Roberts, uderzenie Rezerwy Federalnej w złoto oraz srebro w ostatecznej fazie musi zakończyć się porażką. Celem jest tylko zdobycie czasu dla Rezerwy Federalnej, tak by mogła jak najdłużej kontynuować dodruk banknotów przeznaczanych na spłacanie deficytu budżetowego, równocześnie podtrzymując niskie stopy procentowe, ceny papierów wartościowych oraz wsparcie dla rachunków bankowych. W porównaniu z rokiem 2008 amerykański system finansowy w roku 2013 nie jest zdrowszy ani stabilniejszy, lecz słabszy. Ludzie już dostrzegli, że luźna polityka monetarna Rezerwy Federalnej doszła kresu swojej drogi, gdzie znajduje się przepaść bez dna. W ciągu pięciu lat (2013 – przyp. red.) nadmierny wzrost ilości dolara nie doprowadził do prawdziwej prosperity, lecz do globalnej bańki. By podtrzymać bańkę aktywów należy oprzeć się na jeszcze luźniejszej polityce monetarnej, jednakże luźniejsza polityka monetarna doprowadzi do jeszcze bardziej spektakularnego pęknięcia tej bańki.

Wątpliwe nie jest prawdopodobieństwo wybuchu kryzysu, ale czas i miejsce, w którym to nastąpi. Kryzys z 2008 roku był kryzysem instytucji finansowych i rząd miał możliwość, by przy pomocy zalewu rynku pieniędzmi przyciągnąć do siebie złe długi systemu finansowego. Jednak kolejny kryzys będzie kryzysem pieniądza. Stany Zjednoczone już sobie wyraźnie uświadamiają, iż poluzowanie polityki pieniężnej nie rozwiąże problemów, a kryzys walutowy jest nie do uniknięcia. Aby mieć pewność, że amerykański dolar powstanie z ruin, USA muszą zastosować strategię wywoływania innych kryzysów. Każda inna opcja walutowa mogąca zastąpić amerykańskiego dolara, bez względu na to, czy jest to euro, japoński jen, chińskie RMB, złoto, czy wręcz bitcoin, nie może być przez USA tolerowana. Stany  Zjednoczone z powodzeniem zepsuły japońskiego jena, sprzyjają trudnościom, na które napotyka euro, niszczą złoto, blokują wzrost wartości RMB, czekając na okazję, aby zniszczyć chińską walutę.

Główną przyczyną wybuchu przyszłej globalnej wojny walutowej jest degeneracja dolara, która rozpoczęła się w momencie porzucenia przez Stany Zjednoczone parytetu złota w 1971 roku. Od tego czasu wzrost amerykańskiej waluty nie podlega żadnym ograniczeniom i żadnemu systemowi wprowadzającemu równowagę. Dominacja dolara przemieniła się w dyktaturę dolara. Władza absolutna prowadzi jednak do absolutnej korupcji i władza pieniądza również podlega temu prawu.

Wszystkie owoce zawsze spadają na ziemię z powodu siły przyciągania; wszystkie waluty ulegają dewaluacji z powodu chciwej ludzkiej natury.
W ostatecznej fazie na rumowisku żądzy pieniądza, złoto wciąż będzie świecić jasnym blaskiem.



Skróty od redakcji. CDN

[bsa_pro_ad_space id=4]