No cóż, zawsze podejrzewaliśmy, że feministki skrycie pragną prać męskie skarpetki. Ale teraz mamy to na piśmie

0
913
[bsa_pro_ad_space id=5]

No cóż, zawsze podejrzewaliśmy, że feministki skrycie pragną prać męskie skarpetki. Ale teraz mamy to na piśmie skarpetkiNa szczęście – póki co – mimo zachodzących obyczajowych zmian żyjemy w Polsce, kraju, w którym napotykając dwóch mężczyzn z wózkiem, wciąż można być pewnym, że to tylko złomiarze.

[bsa_pro_ad_space id=8]

Herbert Kopiec

Postulaty feministek nie są przedstawiane jako oczekiwania czy potrzeby. Podobnie jak homoseksualiści, domagają się one odrębnych praw.

Ktoś, kto przedstawiałby swoje oczekiwania jako oczekiwania, a potrzeby jako potrzeby – musiałby je uzasadnić, liczyć się z tym, że racjonalność uzasadnienia zostanie poddana wnikliwej analizie. Prezentowanie swoich roszczeń jako niesłusznie odebranych praw zwalnia z obowiązku udzielania jakichkolwiek wyjaśnień – bowiem o prawach się nie dyskutuje, prawa się respektuje.

Konsekwencją takiego postawienia sprawy jest to, że oponent feministek oczywiście staje się wrogiem, który nie szanuje cudzych praw, bądź nawet na nie nastaje. A ktoś, kto nastaje na cudze prawa, nie jest oponentem, tylko kandydatem na przestępcę, którego nie ma co słuchać, a jeśli już, to co najwyżej przesłuchać. (…)

Równocześnie feminizm to znakomity parawan do żerowania na państwowej kasie poprzez tworzenie różnego rodzaju organizacji, które w imię (a jakżeby inaczej!) postępu są sponsorowane z kieszeni podatnika. Główny nurt feminizmu ogniskuje się wokół niedoli i uciemiężenia kobiety, wskazuje na przyczyny, pokazując paniom drogi wyzwolenia. Niedola kobiet, wedle feministek, spowodowana jest panowaniem patriarchatu, który, ich zdaniem, obejmuje w naszej kulturze wszystko: od świata idei, polityki, edukacji, rodziny – aż po instytucje społeczne i świat sztuki. (…)

W odrzucaniu dominacji mężczyzn feministki stosują różne strategie. Deprecjonują naturalne instynkty kobiety przy użyciu między innymi następujących haseł: mężczyznom nie można już ufać, kobiety są ofiarami swej własnej płci, kobiety powinny być samolubne, seks nie jest zarezerwowany dla miłości i małżeństwa, samospełnienie się leży w karierze, a nie w posiadaniu męża i dzieci. Efektem tych strategii jest to, że wiele kobiet zachowuje się wręcz schizofrenicznie, usiłując pogodzić swe naturalne instynkty z nawoływaniami feministek. (…)

Komunistom i wszelkiej maści lewactwu nie tylko z małżeństwem, ale i z rodziną nie było i nie jest po drodze. Dlaczego? Ano, bo to właśnie w rodzinie każdy poznaje zasady władzy i hierarchii. Tu dowiaduje się, że ludzie wcale nie są równi. I to jest główny powód, dlaczego rodzina jest atakowana już od kilku wieków; stąd rewolucja francuska 1789 roku i marksistowska rewolucja bolszewicka w XX wieku starały się zniszczyć rodzinę, aby ustanowić społeczeństwo egalitarne. Przywódcy jednej i drugiej rewolucji nawoływali do odebrania rodzicom dzieci. Chcemy, by wszystkie dzieci otrzymały takie samo wykształcenie. Nie będziemy wychowywać panów, lecz obywateli – głosił Robespierre. Później, podążając śladami rewolucji francuskiej, Friedrich Engels oznajmił: Walka klasowa zaczyna się w rodzinie. Małżeństwo monogamiczne wprowadza ucisk jednej płci przez drugą. Słowem, pomysł manipulowania ludźmi za pomocą seksu nie jest nowym wynalazkiem.

W 1911 r. Trocki pisze do Lenina: Bez wątpienia seksualny ucisk jest głównym środkiem zniewolenia człowieka i tak długo, jak ten ucisk będzie trwał, nie może być mowy o prawdziwej wolności. Rodzina jako burżuazyjna instytucja całkowicie przeżyła się. Trzeba szczególnie intensywnie opowiadać o tym robotnikom. Lenin odpowiada: I nie tylko rodzina. Wszystkie zakazy odnoszące się do seksualności powinny być zniesione. Możemy uczyć się od sufrażystek. Nawet zakaz miłości tej samej płci musi być usunięty. (…)

Należy zauważyć, że dziwnym trafem aktywność polskich feministek okresu stalinowskiego niewątpliwie wyprzedzała dokonania współczesnego feminizmu. (…) Podobnie jak dzisiaj, we wczesnych latach pięćdziesiątych prasa feministyczna lansowała nowy model kobiety. Była nią aktywna, młoda, nowoczesna… robotnica fabryczna. Hasło: Kobiety na traktory miało mobilizować do przełamywania tradycyjnego podziału na zawody męskie i kobiece. Zdaniem zbuntowanych socfeministek, takie czynności jak pranie, gotowanie, wychowywanie potomstwa należały do poniżających kobietę, stworzoną przecież do realizowania się w pracy, na przykład w fabryce. (…)

Nicole Granet z USA przedstawiła trzy mity współczesnych feministek, które w efekcie prowadzą do osłabienia tożsamości kobiety i życia rodzinnego. Wszystkie wymagają żmudnego przezwyciężania. Pierwszy z nich głosi, iż ogromnym ciężarem jest życie rodzinne poświęcone wychowaniu dzieci. Wedle drugiego mitu kobieta, która prowadzi takie życie, jest godna pogardy; dla lewicowych feministek wartość kobiety opiera się na możliwości zrobienia kariery w świecie mężczyzny. Trzeci mit głosi, że ofiara i obdarowywanie nie są konieczne – małżeństwo należy odkładać do momentu wewnętrznego przeświadczenia o tym, iż mąż i dzieci nie zagrażają wewnętrznej tożsamości kobiety. (…)

W miejsce podsumowania zróżnicowanych przejawów wciskania kitu przez wojujące feministki, przytoczmy wyznanie znanego aktora o równie znanej reżyser – damie światowego kina kobiecego – jak się ją medialnie zwykło określać:

W ciągu ostatnich 30 lat przynajmniej przez 15 lat żyłem z papieżem feminizmu światowego, czyli z Marthą Mészaros, która nic innego nie robiła, tylko przygotowywała mi obiady, prała skarpetki i marzyła, żeby być zwyczajną kurą domową, a jednocześnie wypowiadała okrutne prawdy, jak to my gnębimy kobiety – powiedział aktor Jan Nowicki „Wysokim Obcasom”.

No cóż, zawsze podejrzewaliśmy, że feministki (jak się okazuje nawet te z górnej zawodowej półki) skrycie – Pani Marto proszę wybaczyć felietoniście! – pragną prać męskie skarpetki. Ale teraz mamy to na piśmie.

W ramach lewackiej nowej etyki feministki chcą wywrócić normy społeczne do góry nogami, a gdy przychodzi opamiętanie, powracają do właściwych/sensownych norm zachowania, rzeczywiście akceptowanych. Owo opamiętanie zbliża je do tego, o czym Kościół katolicki zawsze przypomina kobietom: równouprawnienia płci i szacunku dla kobiet nie zapewnią żadne ustawy sejmowe ani deklaracje międzynarodowe, lecz same kobiety, o ile w sposób rozważny i odpowiedzialny wychowają swoich synów i uczą ich szacunku i wdzięczności wobec kobiety i kobiecości.

P.S. Na szczęście – póki co – mimo zachodzących obyczajowych zmian żyjemy w Polsce, kraju, w którym napotykając dwóch mężczyzn z wózkiem, wciąż można być pewnym, że to tylko złomiarze.


Za: Wnet.fm

[bsa_pro_ad_space id=4]