Na sobotę Chesterton: Amerykański ideał

0
837
[bsa_pro_ad_space id=5]

Amerykanie byliby całkiem w porządku, gdyby nie ich ideały. Realny Amerykanin jest zupełnie normalny. To idealny Amerykanin jest zupełnie pokręcony. Ich odgórnie szerzone wzorce życia i postępowania są dużo bardziej szkodliwe, niż zwykłe ludzkie wady i słabości działające oddolnie.

[bsa_pro_ad_space id=8]

Obywatele zachodnich demokracji, do pewnego stopnia, wybrali błędną drogę, ale nie uczynili tego z jakichś sobie właściwych, naturalnych przyczyn. Ich po prostu źle wykształcono i źle nauczono. Otrzymali błędne informacje, błędne szczytne cele, błędną świetlaną przyszłość. Potężna herezja, typowa dla naszych czasów, a jednak, o dziwo, przeoczona przez naszych filozofów, wykoślawiła amerykański sposób myślenia i oderwała go od amerykańskiego charakteru. Ilekroć Amerykanie zachowują się w naturalny sposób, są szczerzy, hojni, zdolni do ujmującego podziwu i wdzięczności, entuzjastyczni wobec spraw, które ich bezpośrednio nie dotyczą, nie mający wobec życia wielkich wymagań i niezbyt zarozumiali. Zarozumialstwo zostało im wpojone, celowo i jako dogmat. Krok za krokiem nauczono ich takiej teorii radości, która sprowadza radość do pospolitego egotyzmu. Niczym prawdę religijną, przekazano im ideę, że gdy nadmą własną pychę jak balon, ulecą do komercyjnego nieba.

Otóż, tak właśnie wyglądają smutne skutki herezji. Jest to herezja, która sprawia, że serca stają się twarde; nazwałbym ją wręcz herezją nieprzyjacielską. Herezje w ogóle potrafią zakamieniać serca, na co znalazłoby się sporo przykładów, choć nie chcą ich widzieć ci, którzy ignorują zagrożenie ze strony heretyckich idei. Spójrzmy choćby, co stało się ze Szkotami pod wpływem kalwinizmu. Szkoci nigdy nie byli z natury kalwinistami, więc kiedy udaje im się wyrwać spod tego wpływu wyrastają na romantyczne postacie w rodzaju Stevensona czy Cunninghame Grahama1. Amerykanie też nigdy nie byli z natury energicznymi sprzedawcami, wciskającymi swój produkt każdemu kto chce i nie chce, ani bezwzględnymi biznesmenami, narzucającymi własne zdanie. Czuliby się dużo szczęśliwsi i w większej zgodzie ze sobą jako naród prostych, serdecznych ludzi, zamieszkałych na wsi, chętnie uprawiających sporty na świeżym powietrzu i z upodobaniem oglądających dziwy na wioskowych jarmarkach. To tylko herezja egotyzmu, wymyślona przez nowoczesne pogaństwo, na przekór wszystkim ich chrześcijańskim instynktom wbiła im do głowy, że chełpliwość jest lepsza od dobrych manier, a pycha lepsza niż pokora.

Dziwne, jak świeżej daty jest ta herezja, jeszcze nie do końca uformowana, i jak rzadko ją dostrzegają różni tropiciele antychrześcijańskich zagrożeń. Dużo się mówi, że współczesna poligamia i częste zmiany partnerów seksualnych to przeciwieństwo chrześcijańskiego ideału czystości. Mówi się też, chociaż za rzadko, że współczesny komercyjny kapitalizm to przeciwieństwo chrześcijańskiego ideału miłosierdzia. Jakoś się jednak nie mówi, że reklama, z jej bezczelnością, wrzaskliwością i samochwalstwem, jest dokładnym przeciwieństwem  chrześcijańskiego ideału pokory.

Można to bardzo łatwo wykazać, przenosząc po prostu etykę reklamową ze sfery publicznej do prywatnej. Co byśmy sobie pomyśleli o starszym panu, który przyszedłby na przyjęcie w koszuli, na której widniałby jaskrawy napis wielkimi zawijasami: „Jestem jedynym kulturalnym człowiekiem w tym towarzystwie”? Co pomyślelibyśmy sobie o człowieku, obdarzonym gustem i poczuciem humoru, chodzącym po świecie z dużym afiszem, na którym by pisało: „Zauważcie dyskretny urok mojej osobowości”? Co byśmy pomyśleli o kimś, kto wręczyłby nam wizytówkę informującą, że jest on najprzystojniejszym, najdowcipniejszym i najatrakcyjniejszym mężczyzną w całym mieście? Otóż, uznalibyśmy, i nad wyraz trafnie, że tacy ludzie zachowują się jak patentowane osły, dławiąc w zarodku wszelkie szanse towarzyskiego sukcesu. Być może przyszłoby nam też do głowy, bo przyjść powinno, że depczą oni pewną subtelną zasadę społeczną i moralną, uznawaną w każdym cywilizowanym miejscu i czasie, lecz szczególnie podkreślaną w etyce chrześcijańskiej. A mimo to, nowoczesny biznes, zwłaszcza w Ameryce, narzucił skutecznie ten rodzaj reklamy w życiu publicznym i zaczyna już nawet naciskać, by wprowadzić go w życiu prywatnym.

Ludzie nie są z natury zachłanni i pełni tupetu. Uczy się ich, że powinni tacy być. Widywałem w Stanach Zjednoczonych młode osoby, świeżo poddane temu kursowi kultury, które dosłownie zmuszały się do chamstwa, tak jak normalni młodzi ludzie zmuszają się do grzeczności. Byli speszeni naprawdę, ale bezwstydni dla zasady. Zadawali wścibskie pytania, lecz musieli przy tym tak bardzo przełamywać własną nieśmiałość, jak normalny młody człowiek, gdy mówi komplement. Używali najbezczelniejszych metod, by wymusić rozmowę, lecz każdy, kto z nimi rozmawiał litował się nad ich brakiem pewności siebie. Szturmowali scenę, trzęsąc się z tremy.

Ta dziwaczna sprzeczność ma bardzo proste wytłumaczenie. Sami w sobie, byli to sympatyczni i normalni ludzie, nigdy jednak nie zostawiono ich samym sobie. Bezustannie słyszeli, że powinni uwierzyć w siebie i być asertywni. Wbito im do głowy, że należy rozpychać się łokciami i przebijać naprzód. Wymuszono na nich, żeby uczyli się wymuszać. Wszystkie plutokratyczne środki masowego przekazu nieustannie głosiły im kazanie, propagując tę nowoczesną herezję, ten fałszywy ideał – twierdzenie, że samochwalstwo jest jedyną prawdziwą rekomendacją.

Jak już wyżej zasugerowałem, gdyby nie ta herezja amerykański charakter narodowy mógł był się rozwinąć w zupełnie innym kierunku, bez porównania zdrowszym i bardziej ludzkim. Oczywiście, w każdym wypadku byłby to charakter inny niż angielski, znacznie bardziej energiczny, impetyczny i chętny do działania. Mimo to, jego rzutkość nie miałaby nic wspólnego z tymi szczególnymi cechami, jakie wyrabia w ludziach komercjalizm. Istnieje wiele ludów bardziej przedsiębiorczych i stanowczych niż Anglicy, wiodących niemniej normalne życie, z upodobaniem mieszkających na wsi i praktykujących tradycyjne cnoty skromności i grzeczności.

I właśnie ten fałszywy komercyjny ideał sprawia, że ludzie walczą dziś ze skromnością jak z niezdrową pokusą. Właśnie ta komercyjna herezja zmusza ich, żeby obciosywali topornie swoją naturalną uprzejmość, aż stanie się grubiaństwem, tak jak w innych czasach ludzie musieli szlifować i polerować swoje toporne grubiaństwo, aż stawało się uprzejmością.

Nie uważam, że samochwalstwo i agresywna przebojowość są amerykańskimi wadami. Nie znoszę ich, bo są amerykańskimi cnotami. A to, że zostały cnotami, mam za złe nie tyle Amerykanom, ile ich bóstwom, gdyż są to bóstwa fałszywe. Oni zaś wielbią je, bo tak ich nauczono, lecz i tak wielbią ustami bardziej niż sercem.

[bsa_pro_ad_space id=4]